10.18.2013

Zawieszenie.

Moje kochane. Nie wiem na ile, nie wiem dlaczego.
Czuję, że się nie spełniam.
Może jest to spowodowane brakiem JAKICHKOLWIEK komentarzy?
Jest mi przykro, bo czuję jakbym pisała tylko dla siebie.
Postaram się wrócić do was niebawem, ale na ten moment muszę to zrobić.
Drugi blog będzie dalej działał. Ale na ten... po prostu zgubiłam się, a przez brak komentarzy czuję że to jak dalej prowadzę bloga jest... niewłaściwe.

10.14.2013

N I E S P O D Z I A N K A.

Cześć wam kochane/ani :)
Jak widzicie dostałam przecuuuudowny szablon od Ariany :)
Podoba wam się? MI B A R D Z O.
Chciałabym podziękować Ci bardzo, za wykonanie tego pięknego arcydzieła.
I tu, zaczyna się moja niespodzianka.
Widzicie, gdy Ariana zgodziła się zrobić mi szablon, a Madzia600, odważyła się oszczędzić nam nadnaturalnych opowiadań, zapytałam siebie "czemu nie?".
Ten blog, niedługo moze dobiec końca (piszę niedługo, bo może rozwine jakieś wątki, pies mnie jeden wie).
I wtedy mówiłam sobie "A napiszę coś zupełnie normalnego". I tu się zaczyna rola Madzi.
Po co niszczyć dwóch tak wspaniałych pierwszoplanowych bohaterów, jak Caroline i Klaus, skoro można ich obsadzić w zupełnie innym świecie?
I tak o to powstał blog :

http://babypleasebemine.blogspot.com

Zapraszam was serdecznie, już jutro na prolog :)
Piszcie mi czy się wam podoba. 
Ale szczerze mówiąc, jestem tak podjarana swoim pomysłem, że nie będę przejmować się krytyką, i nie zmarnuje swojego nowego P I Ę K N E G O szablonu :)
Pozdrawiam

Wasza, A.

10.10.2013

ROZDZIAŁ 18


(KONIECZNIE POSŁUCHAJ)

Caroline:
Zdawała sobie sprawę z tego, że leży od kilku godzin. Wszyscy patrzeli na nią w oczekiwaniu aż się obudzi. Nie chciała podnieść oczu. Nie chciała narażać ich na kolejny ból. Nie potrafili jej oddać, pragnęli ją ratować. Wiedziała że jej dusza stała się ciemna, mroczna.
Jej myśli krążyły wokół zabijania. Ale gdzieś, w głębi, zdawała sobie sprawę, że trzyma w żelaznym uścisku myśli o swoim jedynym centrum wszechświata. Podczas gdy Stefan ogłuszył ją, ona nadal trzymała Henrika, upadając, zamortyzowała upadek, chroniąc je przed zranieniem, a teraz, nawet będąc nieprzytomna, czuła pod piersią poruszającą się klatkę piersiową z serduszkiem uderzającym w nią w zdwojonym tempie. Mimo upływającego czasu, chłopiec nie wstał, nie wyswobodził się z jej ramion. Czuła gdy kładli ją na twardej powierzchni, słyszała płacz rozżalonego dziecka. Jednak w tym płaczu nie było ani krzty strachu. Otworzyła swoje oczy, po czym wydała z siebie zduszony okrzyk. Na jej brzuchu leżała blond główka. Dziecko miało zamknięte oczy, a jego ręce oplatały jej biodra. Przerażona Caroline starała się wstać, jednak przy minimalnym ruchu malec zaczynał podnosić swoją twarz jakby miał zaraz się obudzić. Rozejrzała się po pokoju. Był przestronny, a to na czym leżała okazało się skórzana kanapą. Na lewo od niej w kominku buchał co jakiś czas ogień. Dopiero po chwili zobaczyła w fotelu leżącego Klausa. Miał zamknięte oczy, a jego klatka piersiowa unosiła się miarowo. Dziewczyna westchnęła lekko. Tak mogło być zawsze. Wszyscy razem, odpoczywaliby tak po jakiejś szalonej zabawie. Czuła jak lód w jej sercu topnieje na widok chłopca który zaczął przecierać twarz zamkniętą rączką przez sen. Uśmiechnęła się lekko. Zdawała sobie sprawę, że ona robi tak samo. Potrząsnęła głową. To nie ty jesteś jego matką - odezwał się głos w niej głos. Nagle główka Henrika zaczęła się podnosić, i już po chwili mogła obserwować jego duże, zaspane, błękitne oczy anioła. To dziecko wyglądało dosłownie, jakby zostało zesłane z niebios aby pomóc jej się nawrócić.
-Kim jesteś? - zapytał chłopiec, a ona lekko podniosła jedną brew.
-Wiesz kim jestem - szepnęła, na co on sie zasmucił.
-Chciałaś zrobić mi krzywdę?-zadał kolejne pytanie, na które dziewczyna lekko zamarła
-Wiesz, że nie. Musze Cie ratować. A żeby to zrobić, musze stąd odejść.
-Ale, dopiero Cię odzyskaliśmy. Szukaliśmy Cie tak długo, proszę, nie rób nam tego - szepnął zdesperowanym głosem ze załzawionymi oczami, dziewczyna mimowolnie objęła jego małe ciało swoimi ramionami, a mały jeszcze bardziej się do niej przysunął. - jesteś moim aniołem?
-Proszę? - zdziwiła się na to pytanie, odsuwając go lekko od siebie
-Pojawiłaś się znienacka, codziennie śniłem o tobie, widziałem jak wujek płacze do twoich zdjęć jakbyś odeszła na zawsze... więc, może zeszłaś z nieba?
-Z całą pewnością nie było to niebo - szepnęła mu do ucha. -Pomożesz mi stąd uciec? - zapytała, na co chłopiec od razu podniósł się do pozycji siedzącej.
-Wiesz, że nie mogę... mamo.

   * * *

Widział jak mały płacze. Jak ją do siebie przytula krzycząc "Zostawcie ją! Ona tego nie chciała !".

Widział jak cierpi. Jak uderza swoimi małymi nóżkami o podłogę szarpiąc się z Elijah, gdy Stefan zabierał bezbronne ciało Caroline do salonu.

Widział jak jej broni. Jak wrzeszczy, po czym opada przy jej nogach i tkwi przy nich przez cały czas jej śpiączki.

Widział jak się z nią porozumiewa przez sny. Jak zamyka swoje oczy, by móc jej pokazywać co tylko zechce.

Widział to, po czym zabrał go, gdy tylko uśpił jego czujność. Znowu usłyszał krzyk, jednak tym razem się nie poddał. Zabrał go od niej, a on mu uciekał, i od razu znajdował się przy jej ciele. I tak w kółko.

* * *

Otworzyła swoje oczy. Nie było śladu dziecka. Nie było ognia w kominku. Nie było Klausa. To wszystko, było snem - pomyślała od razu podnosząc się do pozycji siedzącej. Co teraz?
Wstała powoli z kanapy, po czym skierowała się w stronę drzwi i w wampirzym tempie znalazła się za nimi. Już dobiegała do końca schodów prowadzących do frontu domu, gdy jakaś niewidzialna nić, niczym lina do bunggee wciągnęła ją z powrotem do domu niczym jojo. Dziewczyna przeturlała się przez całe pomieszczenie, uderzając w kanapę z taką mocą, że ta poleciała gdzieś daleko za nią. Po chwili w przejściu pojawił się Stefan. Blondynka przymknęła lekko oczy, jakby mogła dzięki temu sprawić że on zniknie. Jednak gdy je otworzyła, on dalej tam był, i patrzył na nią z tym wiecznym bólem wyrysowanym na chudej twarzy. Cienie pod oczami były wyraźniejsze niż zazwyczaj, przez co Caroline odgadła, iż nie spał i nie jadł wiele dni i nocy. Z głośnym westchnięciem podniosła się z podłogi i jednym ruchem ręki poprawiła kanapę. Siadła w fotelu w którym w jej śnie spał Klaus, po czym skrzyżowała nogi czekając na przyjaciela. Stefan bez słowa podszedł siadając naprzeciwko niej.
-Co teraz? Kto będzie następny? - zapytał głosem wyprutym z emocji. Dziewczyna przez chwile poczuła się głupio, jednak po sekundzie odrzuciła od siebie te uczcie i uśmiechnęła się cynicznie.
-Mówisz to tak, jakbyś z Damonem miał idealne stosunki. Jakby wcale nie ukradł Ci miłości twojego życia, jakby wcale Ci go nie zatruwał swoim istnieniem- wypluła z siebie te słowa z jadem.
-Juz wiem co miał na myśli Klaus, mówiąc o tobie "zupełnie inna". Nie wiem kim jesteś, ale ty na pewno nie jesteś moją przyjaciółka - powiedział wstając.
-I vice versa - stwierdziła z przekąsem, na co chłopak zatrzymał sie w półkroku.
-Nie masz już nic. Może po prostu się zabij? - zapytał na odchodne. Nigdy nie brała tego pod uwagę. Ale, może gdyby się zabiła, to nie szukali by Henrika? Jej myśli przerwały czyjeś kroki. Zobaczyła bladą twarz Rebbeki. Podkrążone oczy, i czerwone od płaczu policzki. Nie chcąc rozmawiać z kolejną osobą która próbowałaby włączyć w niej poczucie winy, Caroline wybiegła na korytarz, a po chwili znajdowała się już w pokoju Hybrydy. Po dogłębnym rozejrzeniu się, spostrzegła że na łóżku leżał pierwotny, otaczający swoimi dużymi ramionami małe ciało blond-włosego chłopca. Dopiero po chwili zauważyła, iż mały miał na szyi paskudne ugryzienie, a w jego blond włoskach znajdowała się zaschnięta krew. Ja to zrobiłam? Starała sobie przypomnieć, jednak na dobrą sprawę nie pamiętała takiego incydentu. Podeszła spokojnie do łóżka po czym siadła na jego skraju. Dotknęła wystającej rączki małego, po czym od razu cofnęła swoją dłoń. Przerażona stwierdziła iż chłopiec jest zimny jak lód. Jakby w jego ciele nie było żadnej...krwi. Przeniosła swój wzrok na Klausa. Mężczyzna patrzył na nią wrogim spojrzeniem.
-Jesteś zadowolona? Zrobiłaś to, co chciałaś. Zabiłaś w nas wszystkich całe dobro - powiedział głosem wyprutym z emocji. Nagle wszystko stało się jasne. Spokój w domu, Rebbekah,  wizyta Stefana, i jego pytanie. "Kto będzie następny?" . Nie chodziło o Damona. Chodziło o...
-NIE !!! - Wrzasnęła wpadając na ścianę z dala od łóżka. Patrzyła na bladą twarzyczkę Henrika. - To nie może być prawda - szepnęła, po czym osunęła się na kolana płacząc niczym małe dziecko. - Ja..Ja bym go nie zabiła. Przecież, ja go kocham - zamknęła oczy, pozwalając by łzy spłynęły po jej policzkach. Oparła swoje dłonie o podłogę, czując jakby z jej ciała odpłynęło całe życie. Otworzyła oczy, spostrzegając po chwili że drewniana posadzka na której klękała  pokryta została w mgnieniu oka perskim dywanem. Podniosła załzawione oczy, spoglądając na kilka osób znajdujących się w pokoju. Wszyscy się do niej uśmiechali. Zdziwiona podniosła się do pozycji siedzącej, rozglądając się po wszystkich szczęśliwych twarzach. Nie znajdowali się w pokoju Klausa. Byli w salonie, tuż obok tej nieszczęsnej skórzanej kanapy.
-Co do cholery?-szepnęła ocierając łzy. Już chciała wrzasnąć na nich, że nie mogą się cieszyć, gdy jedyne szczęście jakie spotkało ją ostatnimi laty nie żyje, kiedy mały chłopiec wychylił się zza Elijah, i uśmiechnął się do niej promiennie.
-Mówiłem wam że się uda - powiedział. Rozejrzała się po pokoju, i nagle zdała sobie sprawę, że już nie czuje bólu, tylko cholerną ulgę. Że jest szczęśliwa, że wszyscy się na nią patrzą, a ona ma ochotę się do nich przytulić. Rozejrzała się po zebranych, szukając tego, kogo chciała zobaczyć, jednak nie dojrzała jego twarzy. Henrik podszedł do niej powoli, po czym stanął przed nią dotykając jej twarzy. -Dobrze mieć Cię z powrotem... mamo.

______________________________________________________________


Długo męczyłam się nad tym rozdziałem. I w sumie i tak uważam, że nie dokładnie opisałam uczucia Caroline i Henryka. W następnym bedzie trochę wiecej Claroline :)

A to taki mały obraz jak możecie sobie wyobrazić Henrika. Straaasznie długo szukałam chłopca który chociaż w 50% oddałby moje wyobrażenie o synu pierwotnego. Nie jest idealny, ale zawsze to lepsze niż nic : )



10.01.2013

CHOLERNA PROŚBA DO WAS MOJE KOCHANE.

Wiem, to nie jest rozdział, przepraszam. Ale przynajmniej powód ważny.

Jak widzicie zmieniłam co nieco.
Zgłaszałam się do kilku "wytwórni szablonów", ale odpowiedzi jak nie było, tak nie ma. Więc zajęłam się tym sama.
Wyszło jak wyszło. Ja jak zwykle marudzę, ale mi się CHOLERNIE NIE PODOBA. Szczególnie coś, co ma robić za nagłówek. Wszystko co było wcześniej na blogu poszło się za przeproszeniem jebać, bo miałam laptopa w naprawie.

Więc o to moje pytanie :
Może ktoś - któraś z was, umie zrobić takie CUDA jak SZABLONY NA BLOGA, albo polecić mi szbloniarkę, która naprawdę umie to robić, i mi to ZROBI.
Bez kolejki, zastanawiania się czy na pewno ok i w ogóle.
Zależy mi na szablonie dosłownie w takim stylu jak ten. CZYLI:

1.Żeby zdjęcie Caroline było dosłownie to,
2.Żeby kolory były takie jak tu czyli bordo-czerwień-czerń.
3.No ale żeby włożyć w to coś więcej. Może troche SERCA?

Ja niestety jestem tylko człowiekiem stworzonym do pisania, a nie do tworzenia szablonów, i czczę ponad wszystko każdą osobę która umie tworzyć coś w formacie *.txt lub *.xml, którą jest chociażby NIELIVKA,  ale nie potrafię się z nią przez dłuższy czas skontaktować (jak masz czas, błagam Cię o pomoc kochana).

Dlatego zwracam się z prośbą bezpośrednio do was :)
Piszczie w komentarzach.
TYLKO BŁAGAM, NIE DOCENIAJCIE MOICH STARAŃ TWÓRCZYCH PISZĄC MI ŻE JEST PIĘKNY. Bo nie jest.



Rozdział już gotowy, ale najpierw wolałabym zmienić wystrój bloga, niż wstawiać kolejny :)
Szczerze mówiąc i tak jestem zawiedziona komentarzami, ale to wyjaśnię wam w następnym poście :)

Tak więc, BŁAGAM, pomóżcie mi, bo to dla mnie CHOLERNIE WAŻNE :)
Z góry wam dziękuję za współpracę, wasza A.

9.29.2013

ROZDZIAŁ 17


(posłuchaj)

Caroline:
Siedziała w pokoju kilka godzin. Zdążyła przeczytać już dwie książki które leżały na jednej z półek biblioteczki pierwotnego. Wzięła kąpiel przy świecach, obejrzała film, robiła ćwiczenia. Ile można siedzieć samemu? Jak na zawołanie drzwi do pokoju otworzyły się powoli, i zza ciemnego drewna wyłoniła się brązowowłosa dziewczyna z wiecznie zatroskaną miną. Caroline podniosła się do pozycji siedzącej na łóżku widząc że wampirzyca niesie tace z jedzeniem. Położyła ją bez słowa na półce obok, po czym skierowała się do wyjścia.
- I co? To wszystko? Żadnego "suka z Ciebie"? Ani "gdybym mogła to bym Cię zabiła"? - zapytała szyderczo próbując sprowokować wampirzycę. Elena powoli odwróciła się do niej i spojrzała na nią nie kryjąc rozżalenia.
-Miałaś wszystko. Kochających przyjaciół, wspaniały dom, dziecko. A teraz? Żal mi Cię - powiedziała z powrotem odwracając się do drzwi.
-Kochasz je? - zapytała. Elena zatrzymała się w pół-kroku.
-Tak. Przypomina mi w każdym calu osobę którą kiedyś kochałam jak najcenniejszego członka rodziny - odpowiedziała nie odwracając się do niej.
-To radzę porozmawiać z Ojcem Pierwotnym - zaśmiała się z nowo wymyślonego przezwiska - Za ponad tydzień zaroi się tutaj od takich jak ja. I wierz mi, nie będzie to dla was przyjemna wizyta. Je zabiorą, was zabiją. A wtedy będzie takie jak ja w każdym calu - powiedziała. Elena stanęła przy drzwiach, patrząc na blondynkę.
-Czemu mówisz na Henrika w ten sposób. Kochasz go, nie ukryjesz tego. Po za tym, co jeśli na nich czekamy? - zapytała zaskakując Caroline. Blondynka aż podniosła się siadając na kolanach.
-Jeśli tak, to jesteście głupcami, Eleno. Oni nie są normalnymi wampirami. Ja nie jestem. Myślisz że gdybym była, pokonałabym WSZYSTKO na mojej drodze? Zostaw ich wszystkich i uciekaj z dzieckiem. Jeśli im je dasz, nie będzie nadziei - powiedziała nie komentując zarzutów wampirzycy na temat miłości do dzieciaka. To co Elena zobaczyła w jej oczach przeraziło ją do tego stopnia że zamknęła powoli drzwi, uprzednio wpuszczając do pokoju mulatkę, najprawdopodobniej stojącą cały czas za progiem. Caroline westchnęła, bo wiedziała co się szykuje. Przesłuchanie. Obie dziewczyny podeszły do łóżka, uprzednio spoglądając na siebie, po czym usiadły przed blondynką.
-Mów. Jak do tego doszło. - odezwała się Bonnie patrząc zdawkowo na byłą przyjaciółkę. Nienawidziła jej. Wampirzyca przymknęła oczy, jakby starając sobie wszystko przypomnieć...
-Jak odeszłam.. Nie wiedziałam co z sobą zrobić. Pojechałam do Nowego Jorku. Tam zamieszkałam w małej klitce. Nie pomyślałam żeby wziąć pieniądze, a nie chciałam okradać ludzi, jeszcze wtedy byłam nieco bardziej.. ludzka.- zaśmiała się na samo wspomnienie -  Pracowałam w jednym z klubów. Tańczyłam, śpiewałam, stałam za barem. Miż-maż. I pewnego dnia, na ulicy zaatakował mnie jakiś gość w czarnej pelerynie. Zabiłam go z łatwością. Jak się później okazało, był taki jak ja teraz. Wyjątkowy. Odnaleźli mnie inni, ale już nie chcieli mnie zabić. Pragnęli abym się do nich przyłączyła. - wzdrygnęła się lekko - Co miałam powiedzieć... "nie"? Kiedy stoi nad tobą tuzin silnych mężczyzn, nieznanej rasy, nie zastanawiasz się nad odpowiedzią. Mówisz to, co chcą usłyszeć. Potem poznałam ją. Allesię. To jakby nasz łącznik z radą Braci. Ogólnie założeniem jest zabijanie tych którzy zabijają bez litości, lub tych którzy wtrącają się w plany bractwa. Problem w tym że ja tych planów nie znam, mimo mojej pozycji. Jestem cieniem. Najwyżej postawionym zabójcom istot nadprzyrodzonych. Jako jedyna zabiłam pierwotnego, chociaż niejeden próbował. No ale pomijając to. Prawda jest taka, że gdy ktoś nie wypełni zadania jest karany. Czasem jest to śmierć, czasem po prostu "kara cielesna" - powiedziała, używając palców jako znak cudzysłowowa. Widziała zdziwione, i zainteresowane miny dziewczyn - Zawiodłam raz. Na samym początku, dlatego zostałam potraktowana ulgowo. Miałam zabić Taylera Lockwooda.- urwała spoglądając na zdziwione miny dziewczyn - Nie potrafiłam. Gdy któreś z nas zawiedzie, ktoś inny dostaje to samo zlecenie. I tak został zabity, o czym dowiedziałam się podczas swojej kary...- ucięła
-Co to za kara? - zapytała Elena, a Caroline pobladła.Po dłuższej chwili poddała się natarczywym spojrzeniom, po czym wstała ściągając koszulkę. Stanęła do nich tyłem i odpięła stanik. Tuż pod linią zapięcia znajdywała się blizna grubości trzech centymetrów. Dziewczyny wydały zduszony okrzyk.
-Ale, przecież jesteś wampirem. To powinno się zagoić - powiedziała czarownica, a blondynka uśmiechnęła się lekko
-Wtedy nie byłaby to kara. Ktoś kto ma trzy takie blizny zostaje zabity. Blizna wypalana jest werbeną, potem wtapiane jest w to coś co przesiąknięte jest werbeną. Działa to tak samo na nas, jak i wilkołaki, z czym że oni zamiast werbeny mają wstrzykiwany ten cały ich środek. Czarownice po prostu są kaleczone. Rana otwiera się przy mocnym uderzeniu. Na szczęście, mi się to nie zdarzyło. No i to już chyba wszystko, jakieś pytania? - zapytała ubierając się, i siadając z powrotem po turecku na łóżku, uprzednio kładąc sobie tace z jedzeniem na kolanach.
-Kim są bracia?
-Nie mam pojęcia. Allesia jest pośrednikiem, a ich nikt nie widział
-Co ma z tym wspólnego Henrik? - zapytała Elena
-Jest pół człowiekiem, pół wampiro-wilkołakiem. Jest wyjątkowy. Oni lubią takie istoty. Plus czyta w myślach - powiedziała, na co Elena zrobiła zszokowaną minę.
-Co?! - krzyknęła patrząc na czarownicę
-To ty nie wiesz? - zapytała, jednak nie doczekała się odpowiedzi bo do pokoju wszedł Klaus. Był wściekły.
-Bonnie, Eleno. Musicie wyjść. Elijah wam wszystko powie. Ja muszę z kimś poważnie porozmawiać. - powiedział opierając się rękoma o balustradę łóżka. Dziewczyny spojrzały na blondynkę współczującym wzrokiem, jednak wyszły bez sprzeciwu.
-Skąd tyle wiesz? - zapytał nie kryjąc wściekłości
-Mamusia nie mówiła że się nie podsłuchuje ? - zapytała, biorąc do buzi kolejny kęs kanapki, i oblizując palca umazanego w maśle orzechowym.
-Wyobraź sobie, że kiedy ją zabijałem, nie miała na to czasu - warknął.
-Domyśliłam się gdy przyszłam po Damona. Rozmawiał ze mną. - powiedziała, lecz widząc zdziwioną minę Klausa dodała  - Henrik ze mną rozmawiał.
-Chcę ich poznać
-Kogo? - zdziwiła się blondynka
-Twoich współpracowników. Wiem ze niedługo macie ten swój zlot. Bal maskowy, jesli się nie mylę. Tydzień, tak? - zapytał, na co ona westchnęła.
-Jak się dowiedzą, to Cię zabiją - powiedziała, na co on się lekko uśmiechnął
-Przecież się mną nie przejmujesz- mrugnął do niej okiem, po czym wyszedł z pokoju, wiedząc że i tak z nim pójdzie.

***

Czuła pod stopami piasek, słyszała szum fal, jednak nic nie widziała. Dopiero po chwili jej oczy otworzyły się, a wokół zobaczyła dwa rzędy ludzi w czarnych pelerynach ustawionych przodem do niej. Każdy stał z długim mieczem wysuniętym w jej stronę. Nagle po jednej stronie nieznajomi rozeszli się odsłaniając jej obraz. Około dziesięć metrów od niej znajdowali się ON i dziecko. Bawili się ze sobą, co jakiś czas zerkając na zegarek, jakby na coś czekali. Chciała wrzasnąć, żeby uciekali, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Nagle za ich plecami pojawiły się kolejne zakapturzone istoty. Chciała do nich pobiec, ale piasek, jakby trzymał ją za nogi. Jedna z postaci przebiła sztyletem drobne ciało dziecka. Zrozpaczony pierwotny zaczął się bronić przed ciosami kolejnych nieznajomych. Wrzeszczał przy tym, a z jego oczu leciały same łzy. Zabijał jednego po drugim, lecz wtedy któryś z nich wyciągnął sztylet wbijając mu go prosto w serce. Podbiegła do niego, czując jak piasek rozrywa jej skórę na nogach. Rzuciła się, podtrzymując jego głowę, i patrząc jak jego oczy tracą ostatnie iskierki.
-Caroline... Obudź się.. kochana - powiedział, a ona zdziwiona odsapnęła, jednak po chwili jego oczy się zamknęły a skóra stała się szara...

***

-
Caroline!- Ktoś potrząsał ją tak, że podnosząc się do pozycji siedzącej uderzyła w coś twardego.
-Cholera- Mruknął mężczyzna z angielskim akcentem pocierając sobie dłonią czoło. Poczuła rękę na ramieniu i dopiero teraz spojrzała na Klausa siedzącego na łóżku, tuż obok niej.
-Co się stało? - szepnęła
-Krzyczałaś na cały dom, martwiłem się i gdy wszedłem szamotałaś się z kołdrą. - powiedział ze zmartwionym wzrokiem - Co ci się śniło?
-Nieważne - szepnęła kładąc się z powrotem na duże poduszki. Mężczyzna westchnął głośno po czym wstał kierując swoje kroki do wyjścia. - Klaus...? - przełamała się - poczekasz aż zasnę? - zapytała karcąc się w duchu z tego co zrobiła.
-Jasne - szepnął siadając na łóżku. Dziewczyna zamknęła oczy, jednak sen nie przychodził. Po kilkunastu minutach westchnęła głośno, otwierając swoje duże oczy.
-Dobra, żartowałam. Możesz już iść. - powiedziała podnosząc się na rękach.
-Nie rozumiem? - spojrzał na nią zaskoczony
-Nie zasnę już. Czasem tak już jest. - westchnęła wstając i podchodząc do drzwi od balkonu, otworzyła je, jednak wiedziała że niewidzialna bariera Bonnie jej nie wypuści. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Dziewczyna odwróciła się, dostrzegając w progu zaspanego chłopca o włosach kupidyna. Zmarszczyła brwi, a w jej głowie pojawił się plan ucieczki. W wampirzym tempie podbiegła do chłopca biorąc go na ręce. Odwróciła go tyłem do siebie obnażając swoje zęby tuż nad jego szyją. Zdumiony Klaus krzyknął zdziwiony tak samo jak mały.
-A teraz, wezwiesz Bonnie, która mnie wypuści. Chyba że chcemy tutaj mieć nieśmiertelne dziecko - mruknęła do niego z cynicznym uśmiechem na ustach.
-Kim ty jesteś? - spytał pierwotny, jednak nie uzyskując odpowiedzi wrzasnął na cały dom imię czarownicy. Blondynka, tak jak się spodziewała, zobaczyła po chwili w pokoju nie tylko mulatkę. Przewróciła oczami.
-Ochrona? - spojrzała na resztę pierwotnych i Elenę.
-Nic mu nie zrobisz. Nie umiałabyś go zabić - powiedziała Rebbekah. Na co Caroline zrobiła minę typu "Suka ma racje", dlatego uśmiechając się przegryzła sobie szybko nadgarstek, przytykając go do ust malucha. Wszyscy wydali z siebie zdumiony okrzyk.
-Wiecie dobrze ze dzieciak nie jest nieśmiertelny. I chyba nie chcecie mieć do końca życia małego na głowie - uśmiechnęła się do nich a z jej brody ściekała krew. - To jak? Bonnie?
-Możesz iść - powiedziała czarownica.
-Nie ! - Krzyknął Klaus, chcąc podejść bliżej, ale wtedy blondynka złapała chłopca za głowę, jakby miała mu skręcić kark.
-Nununu - pokręciła przecząco głową - stańcie wszyscy koło Klausa - powiedziała. Elijah, Elena, Rebbkeah i Bonnie stanęli przy łóżku, a ona powoli zaczęła wycofywać się tyłem z pokoju. Wtedy poczuła ból, i zobaczyła ciemność.


_______________________________________________

No cóż, wasze komentarze odnośnie Darów Anioła są podzielone, dlatego narazie skończe to co zaczęłam, a potem? Kto wie?
Piszcie co sądzicie :)
Pozdrawiam, wasza A.

9.25.2013

PYTANIE.

Czy któraś z was jest jest tak zachwycona serią Dary Anioła jak ja? Myslalam nad drugim blogiem, o tej wlasnie tematyce ale nie wiem czy jest to dobry pomysl. Co sadzicie?

9.18.2013

ROZDZIAŁ 16

(POSŁUCHAJ)
Caroline:

Huk a potem ból. Trzask i kolejny. Otworzyła powoli oczy, a jej głowa eksplodowała po raz trzeci. "Gdzie ja jestem?"  pomyślała od razu starając sobie przypomnieć co się stało. Rozejrzała się po pomieszczeniu mrużąc oczy. Po chwili wspomnienia zaczęły wracać ze zdwojoną siłą...

Siedziała w barze, a może ten pub już powinien mieć nazwę klub? Na środku wielkiego pomieszczenia ocierało się o siebie około sto osób i próbując naśladować coś co powinno wyglądać na taniec, odprawiali rytualne wywijasy do którejś z kolei piosenek brzmiących w identyczny sposób na styl Umcupumcu. Siedziała przy barze, wraz z "partnerem", a w sumie "ochroniarzem" który miał ją pilnować po ciężkich dla niej zadaniach. Zabicie przyjaciela.. no to nie było najłatwiejsze, co pokazywał, dosłownie, jej stan w jakim znalazła się w domu tuż po zadaniu, jak i teraz. Totalnie pijana. Nie miała siły na kolejne zlecenia. Dzięki temu została odsunięta na tydzień. I już zaopatrzyła się w odpowiednią ilość alkoholu, kiedy pojawił się on - Samuel. Nienawidziła go. Czuła się jak jej towarzysz bez słowa wstał i wyszedł do łazienki. Tak było zawsze. Zero odzewu, po prostu musi jej pilnować. Odwróciła się na krześle rozglądając się po klubie. Nagle dostrzegła ich. Siedzieli w wielkiej loży. Byli wszyscy, ba, pojawiła się nawet czarownica z Nowego Orleanu. I z oddali widziała chyba Bonnie, i Jeremiego? Wszyscy siedzieli i opowiadali coś, ale w tym hałasie nie mogła nic usłyszeć. Nagle jej wzrok z Rebbeką się skrzyżował. Dziewczyna wydała z siebie stłumiony okrzyk zaskoczenia, na co Caroline zerwała się z krzesła chcąc skierować się od razu do wyjścia. Nie było je to jednak dane. Zaraz przed nią znalazła się wysoka blondynka. Poczuła świst powietrza, i już wiedziała że wszyscy stoją wokół niej. Z niewiadomych przyczyn ludzie zaczęli wychodzić, tak po prostu jak zahipnotyzowani. I wtedy już wiedziała..
-Szukaliście mnie.. - szepnęła, po czym zobaczyła zatroskany wzrok Rebbeki. Odwróciła się patrząc na twarze wokół niej, i czuła jak mięknie jej serce. Wszyscy tu byli. Ostatnią osobą na jaką spojrzała był ON... Poczuła wewnętrzną ochotę przytulenia go, jednak wtedy rozsądek przywrócił ją do porządku - Czy wyście postradali zmysły? - warknęła w jego stronę
-Car...? - usłyszała głos Sama, wychodzącego z łazienki. Od razu się domyślił. Zawsze był ambitny, ale nie miał predyspozycji. Zawsze chciał zabijać, jednak został cholernym ochroniarzem i kolesiem od papierów. Skoczył do kręgu zabierając z niego blondynkę i od razu wyskoczył na sąsiedni bar. - Widzę że koleżanka zaszalała, i dała się odnaleźć. Złamała zasady. A nasze prawo jest srogie. NIKT, nawet wybrana, ba, szczególnie ona, nie może odejść. Cóż, wygląda na to, że będę musiał interweniować i was.. zabić. - Powiedział rzucając się na Rebbekę. Nikt nie zdążył zareagować, mężczyzna wyjął sztylet i próbował jej wbić go w serce, jednak mimo nieudolnych prób trafił tylko w ramię. Caroline podniosła oczy zdziwiona widokiem sztylety i niczym kot rzuciła się na współpracownika bez problemu wyrywając mu serce. To nie on był wyjątkowy tylko ona.... Wyjęła sztylet i... 

-Co było tak właściwie dalej? - zapytała sama siebie.
-Zemdlałaś, przez jakiś czar Bonnie. Nie mam pojęcia jak to zrobiła, ale my, nie mogliśmy się ruszyć ze zdziwienia - usłyszała tak dobrze znany jej głos. Obróciła twarz w stronę drzwi patrząc na przyjaciółkę -  chyba powinnam podziękować za uratowanie mi życia - powiedziała pamiętając niezwykły sztylet. - badamy już go. Co może nam zrobić?
-Zabić was - odparła Caroline bez wahania - Nie wiem kiedy Samuel mi go zabrał. Ale musicie mnie stąd wypuścić Bekkah. Chyba że wszyscy chcecie zginąć  - dodała wstając, jednak coś od razu położyło ją z powrotem na łóżko. Spojrzała w górę i zobaczyła łańcuchy.
-Naprawdę ? - skierowała się do pierwotnej jednak ta wzruszyła ramionami
-Przytrzymują nawet Nicka, chyba że mocno się postara, więc raczej nie masz szans - powiedziała widząc szamoczącą się wampirzycę. Jednak nie spodziewała się, iż Caroline jest silniejsza niż kiedyś. Po chwili szarpania łańcuchy odpuściły, a zdziwiona Rebbekah nawet nie zareagowała gdy wampirzyca wstała, wepchnęła jej pozostałości po łańcuchach do rąk i skierowała się do wyjścia z pokoju. Rozejrzała się po korytarzu i postanowiła skręcić w lewo, a potem w prawo. Kiedy to zrobiła usłyszała zdziwiony krzyk pierwotnej. Spojrzała na schody prowadzące w górę rezydencji i przeklęła pod nosem. Nie mogła przecież zawrócić... Weszła po długich schodach, po chwili orientując się że prowadzą one tylko do jednej sypialni.. "Kto normalny robi tak długie schody do jednego pokoju?" Pomyślała naciskając klamkę i wchodząc. Z przerażeniem rozejrzała się po pomieszczeniu. Wyglądało co najmniej na trzy razy większe niż jej chatka w lesie, a ona wcale nie była taka mała. Po chwili zorientowała się kto tu mieszka. Spojrzała na duża płachtę postawioną na stojaku koło kominka, ukazującą rozpoczęty rysunek. Podeszła do szerokiego biurka biorąc do ręki fotografię. Zobaczyła swoje zdjęcie w ciąży. Była ubrana w długą niebieską dzianinową sukienkę, wiązaną pod piersiami która idealnie podkreślała jej brzuszek. Na to zarzuciła dżinsowa kurtkę bo było zimno, a Rebbekah nie wypuściłaby jej z domu z gołymi ramionami. No tak, to ona zrobiła to zdjęcie. Zapatrzona w ramkę nawet nie usłyszała że ktoś wszedł do pokoju. Wyczuła go dopiero przez idealnie znany przez siebie zapach.
-Nie zatrzymasz mnie tu - powiedziała nie odwracając się w jego stronę.
-Wiesz dobrze że nie dasz nam wszystkim rady, kochana. - jego głos spowodował ciarki na jej ciele.
-To jest niebezpieczne. Was mam w dupie, ale chrońcie chociaż to dziecko! - krzyknęła odwracając się w jego stronę, i stając nim twarzą w twarz. Dosłownie. Dzieliło ich może 5 cm. Nie wytrzymała. Czuła jak drży. Jak chce go pocałować, przytulić. Nie spojrzała mu w oczy. Położyła mu dłoń na policzku a on zatopił się w niej. Korzystając z okazji w wampirzym tempie otworzyła balkon, odbiła się od kamiennej barierki i rzuciła się w przepaść, czuła ze już jest wolna kiedy poczuła szarpnięcie za kostkę. W mgnieniu oka, z niewyobrażalną siłą spadła z powrotem na balkon uderzając częścią pleców o podłogę, a drugą o stopę pierwotnego. Jęknęła z bólu czując że obojczyk przełamał się jej na pół. Zrastanie potrwa kilkanaście minut, jednak ona wstała szybko po czym zaczęła okładać pierwotnego najróżniejszymi ciosami. Najpierw uderzyła go zdrowym łokciem z półobrotu w szczękę, potem poprawiła tą samą ręką w brzuch, a na końcu ścięła jego nogi że ten upadł zdwojona siłą. Jednak mimo bólu wyrysowanego na twarzy podbiegł do niej i wbił zęby w jej odsłonięty dekolt. Dziewczyna zaskoczona wydała jęk, czując jak jej pierś rozpala ból.
-Są inne sposoby zabicia mnie. Dużo ciekawsze - szepnęła opadając na kolana, bez ślinie.
-To Cie osłabi. Gdybym wbił się w szyje, powalczyłabyś. A jako że trucizna jest tak blisko serca, nie dasz rady- odpowiedział biorąc ją na ręce i kładąc na łóżku - Bonnie !
Po chwili w drzwiach znalazła się mulatka. Caroline nie spojrzała na nią, lecz czuła to palące spojrzenie.
-Zaklęcie już wykonane. Nie wyjdzie stąd. - powiedziała mu, od razu opuszczając pokój. Klaus westchnął głośno siadając obok niej. Położył dłoń na jej kolanie, a ona mimo bólu przeturlała się po wielkim łóżku odsuwając się od niego jak najdalej.
-Caroline... - powiedział jednak gdy na nią spojrzał widział iż ma zamknięte oczy. Podszedł do niej na czworaka po czym nadgryzł lekko swój nadgarstek, i dał jej wypić swoją krew. Jej oczy momentalnie zrobiły się ciemne, a twarz wypełniły małe, ciemne żyłki. - Co się z tobą stało kochanie... - dodał czując jak odchodzi w krainę snów.

* * * *
Obudziła się, gdy za oknem było już ciemno. Westchnęła gdy zobaczyła że jest sama. Tuż przy oknie stały dwie srebrne walizki z kartką z jej imieniem. Otworzyła obie po czym uniosła lekko brwi. W jednej była bielizna, w drugiej zaś były bluzki, sukienki, spodnie. Zobaczyła też poukładane buty tuż za walizkami. Sandałki, trampki, koturny, aż na końcu piękne czarne szpilki od Christiana Louboutina  z czerwoną podeszwą. Spojrzała na to wszystko czując że serce się jej raduje. Jedak jeszcze bardziej jej serce się uradowało, gdy wymyśliła wredny plan. Sięgnęła do torby z bielizną po najbardziej seksowną jaką tam znalazła. Po czym ubrała pończochy, zapięła je na pas, i założyła te wspaniałe buty. Podeszła do łazienki spodziewając się zastać tam kosmetyki. Nie pomyliła się. Zrobiła sobie mocny makijaż, po czym szybko doprowadziła swoje wyprostowane od ponad roku przez fryzjera włosy do ładu i uśmiechnęła się zadowolona z efektu. Wyjęła jeszcze piersi, aby pięknie eksponowały się pod materiałem stanika, i w ostatniej chwili chwyciła jeszcze czerwoną szminkę. Wyglądała jak... wytworna prostytutka. Ale dokładnie takiego chciała efektu. Na jej szczęście, miała pięknie pomalowane, czerwone paznokcie, co spowodowało dodatkowy efekt. Weszła do pokoju stukając o drewnianą posadzkę tymi cudami na swoich stopach, podchodząc od razu do wierzy i włączając idealną piosenkę. Pierwotny miał świetne nagłośnienie, bo w jego pokoju od razu zagrzmiał głos piosenkarki śpiewającej Cold Hearted Pauli Abdul. Zaczęła głośno z nią śpiewać wyginając się niczym piękne tancerki w teledysku. Ruszała się niczym rasowa kotka. Usłyszała głos Klausa 
dobiegający gdzieś z dołu "Aż boję się, co ona wymyśliła  Teraz będzie mnie torturować tragiczną muzyką? Idę sprawdzić czy nie zdemolowała mi pokoju" a potem głośny śmiech innych ludzi. Puściła piosenkę od nowa, podkręcając nagłośnienie, i zaczęła swoje show od nowa. Zaczęła przy balkonie, kierując się powoli w stronę łóżka. Założyła nogę o ramę trzymającą baldachim po czym zakręciła się na niej robiąc pół szpagat. Cały czas śpiewała. Wiedziała że on już długo patrzył, czuła jego przyspieszony oddech. Nie spojrzała na niego, objęła swoje piersi i kierując swoje dłonie ku bioder, aż do kostek i na końcu wypinając do niego swój zgrabny tyłek. Trochę się nauczyła tańcząc i śpiewając przez pierwsze miesiące po odejściu, w klubie. Piosenka się skończyła a ona z głośnym śmiechem rzuciła się na łóżko czują cały czas jego wzrok na sobie.
-Jak się bawiłeś? - zapytała ujawniając iż wie o jego obecności podczas pokazu. Nie odpowiedział od razu. Najpierw odchrząknął, potem przetarł dłońmi oczy, a na samym końcu podszedł do łóżka.
-Co ty robisz Caroline? - zapytał siadając po drugiej stronie, jak najdalej od niej. Zauważyła to. Nie przejmowała się. Wstała, po czym  na czworakach przedostała się do niego robiąc smutna minkę.
-Nudzę się - powiedziała przejeżdżając palcem po jego torsie. Mężczyzna przełknął ślinę, po czym chwycił ja za dłoń. Korzystając z jego skupieniu na zabraniu jej ręki, siadła na nim ukradkiem, kładąc jego plecy na puszystej narzucie. Założyła włosy za ucho pochylając się do niego ,i szepcząc mu :
-Kiedyś byłeś bardziej gościnny - przejechała dłonią po jego brzuchu, unosząc lekko biodra tak, by móc wsadzić ją do rozporka. Poczuła jak wszystkie jego mięśnie się prężą. Położył dłoń na jej biodrach, jednak ona od razu je zabrała, i przygwoździła z powrotem do łóżka. Pocałowała go lekko w usta, zeszła na szyję. Jęknął. I gdy już był rozpalony, zeszła z niego jak gdyby nigdy nic. Kierując swoje kroki do łazienki.
-Radziłabym Ci wyjść już z MOJEGO pokoju - powiedziała odwracając się do niego z szerokim, cynicznym uśmiechem podczas słowa "mojego". Zszokowany zszedł z łóżka. Dotarło do niego co się stało, dopiero gdy otwierała drzwi. Zatrzasnął je dłonią warcząc lekko.
-Naprawdę, kochana? - zapytał przyciągając jedną dłonią jej ciało do swojego za brzuch, a drugą odgarniając włosy z szyi. W szpilkach była prawie jego wzrostu - Myślę że jeszcze nie skończyliśmy. - szepnął jej prosto do ucha. Całując ją po ramieniu, jedną ręka dotykając pełnych piersi, drugą schodząc do ud. Gładził ją po wewnętrznej stronie nóg rozpalając jej zmysły. Odwrócił ja mocnym szarpnięciem w swoją stronę przyciskając jej ciało do drzwi i napierając na nią całym sobą. Spojrzał jej w oczy. Widział całe to podniecenie. Pocałował ją zachłannie. Marzył o tym tyle lat. Nic się nie zmieniło w tej kwestii. Dalej byli jak dwie połówki jednego jabłka, jedna zielona, druga czerwona, jednak pasujące do siebie idealnie. Po chwili oderwał się od niej i spojrzał na nią drugi raz. Miała zaczerwienione policzki. Uśmiechnął się
-Gracz, trafił na gracza - szepnął swoim cudownie zachrypniętym z podniecenia głosem po czym wyszedł z pokoju zostawiając ją samą. Gdy tylko drzwi się zamknęły, jej sylwetka osunęła się po drzwiach od łazienki. Po drugiej stronie mężczyzna przystając na schodach zasłonił oczy dłońmi, mając nadzieje że się uspokoi.
-Masz tydzień - szepnęła, jakby do siebie, jednak zdawała sobie sprawę, że on ją słyszy.


_________________________________________________

Wróciłam :)
Pisanie tego rozdziału zajęło mi trochę więcej czasu niż przypuszczałam, ale myślę że teraz nowy odcinek będzie pojawiał się co najmniej raz w tygodniu :) W opowiadaniu postanowiłam zamieszczać linki niektórych strojów, żebyście mogli sobie to idealnie zobrazować :) Mam nadzieje że komentarzy będzie coraz więcej, i bardzo się cieszę że się wam podoba pomysł :) Teraz przez moment się troche uspokoi, jednak nie liczcie na szybkie skończenie Ligii Cieni :) Niedługo wszystkiego się dowiecie : *
Buziaki i całusy, wasza,
A.


PS. RADZĘ WŁĄCZYĆ PIOSENKI W ODPOWIEDNICH MOMENTACH !! (mam ostatnio BUM na Glee :] )


9.03.2013

ROZDZIAŁ 15.

(POSŁUCHAJ)



Caroline:
Głośno westchnęła rozmasowując swoje obolałe stopy. Zdążyła wejść do swojego domu, i zdjąć buty po całkiem męczącym dniu. Znowu była w Londynie. Znowu Allesia ją wezwała. Znowu musiała na nią czekać.
Kolejne zlecenie. Trzymała papiery w ręce siadając na kanapie. Rozpaliła w kominku. Miała wątpliwości. Mogłaby to rzucić, ale czy to by jej nie zabiło? Mścili by się. Z bractwa nie odchodzi się "tak o". Trzeba zostać wykluczonym, a to zazwyczaj kończyło się śmiercią zainteresowanego odejściem. Sama zazwyczaj wykonywała wyroki. Otworzyła przestronną kopertę z której od razu wypadły na stół bilety lotnicze, mapa, i jej cel. Jedno zdjęcie. Jeden opis ofiary. Do ręki wzięła portret. Zamarła, a zdjęcie wypadło jej z rąk. Niewiele myśląc złapała kartkę z podstawowymi informacjami, mając nadzieje że zakapturzony chłopak na zdjęciu to nie osoba o której myśli. Zaczęła czytać, czując coraz wielki żal i strach.

Imię i nazwisko : Damon Salvatore.
Wiek : 180 lat,
Wzrost : 180 cm,
Do rozpoznania : błękitne oczy, brązowe włosy, śniada cera.
Status : Wampir
Ostatnia lokalizacja : Panama City, Alabama, USA.
Stan : Cel do zabicia.

Przełknęła ślinę. Zaczęło się...


Klaus:
Siedzieli wszyscy przy wielkim, owalnym stole. Rebbekach miała przed sobą komputer, starając się znaleźć jakieś informacje na temat bractwa, Sophie siedziała trzymając w dłoni łańcuszek Caroline, dzięki czemu dowie się o kolejnej ofierze blond wampirzycy, Elijah trzymał telefon przy uchu dowiadując się od Stefana gdzie ostatni raz ją widział, i kiedy z nią rozmawiał, tylko Elena siedziała wpatrując się w stół z nieobecnym spojrzeniem. Klaus zmarszczył brwi czując niepokój odnośnie zachowania szwagierki.
-Eleno, co jest? - zapytał, a jego pytanie zawisło w powietrzu i sprawiło że wszystkie oczy w pokoju skierowane zostały na brunetkę. Dziewczyna potrząsnęła głową zmieszana, spoglądając w błękitne oczy hybrydy.
-Ja.. - zająknęła się.. - nie moge uwierzyć że ona mogłaby kogoś zabić. Bezbronną istotę. Natrafiliśmy już na około sto osób zabitych z jej ręki. A lista się nie kończy, Klaus. Nie wydaje wam się to podejrzane?
-Eleno. Caroline się zatraciła. Rzuciła wszystko, i wyjechała. Była sama. Wyłączyła się. A oni najprawdopodobniej wykorzystali jej słabość - odpowiedział jej Elijah odkładając telefon na stół.
-Okej. Ale miała nas, nie musiała tego robić, prawda? Wszyscy byliśmy z nią, gdy Silas zabił jej matke, wszyscy byliśmy gdy Tayler odszedł nie mogąc znieść jej widoku. Cały czas ktoś przy niej był ! A ona co? Poddała się ?! Sama z siebie? Tak nie robi Caroline. Pomyślcie. Czy ona sie kiedyś poddała? NIE. Nawet gdy Klaus wyjechał. Pamiętacie? Udawała że wszystko jest okej. Potem opuścił nas Stefan, a na końcu Damon. Wszystko to przeżyła. I co? Nie mogła znieść widoku dziecka które kochała ?! - brunetka wstała, zaczynając krążyć po pokoju z zaciętą miną. - To wszystko nie trzyma się kupy. Powinna tu być.. - dodała, a z jej policzka spłynęła łza.
-Ej, każdy za nią tęskni - powiedział Elijah obejmując dziewczynę. Spojrzał na barata, widząc w jego oczach tylko ból. Nikt nie wiedział czemu do niej nie wrócił.. Nikt oprócz niego. Widząc jego ból, czuł to samo co sześć lat temu.. Bezradność. To tak, jakby miał zostawić teraz Elenę. Westchnął głośno mocniej ją do siebie przytulając. Po chwili dziewczyna się od niego odsunęła, i ocierając łzy, kolejne w tym tygodniu, podniosła głowę, i szepnęła..
-Musimy ją znaleźć.


Caroline:
Siedziała na wysokim parapecie, z którego miała idealny widok na dwóch mężczyzn, siedzących razem przy stoliku znajdującym się w barze naprzeciwko. Okno było otwarte, dzięki czemu doskonale wiedziała za ile zamierzają się pożegnać, a następnie rozejść w przeciwnych kierunkach. Jeden dzień. Tyle zajęło jej znalezienie Damona Salvatora. Hipnotyzując jego koleżankę "od posiłków" dowiedziała się gdzie zazwyczaj wychodzi. Jednak nie mogła się spodziewać że spotka się on z bratem... Nie widziała Stefana nieco ponad sześć lat. Zmarszczyła brwii czując że budzi się w niej żal. Potrząsnęła głową, po czym po raz kolejny odsunęła od siebie jakiekolwiek uczucia. Zdarzało się jej to coraz częściej. Nagle zaczynała czuć, a w jej teraźniejszym życiu, to by było zbyt masochistyczne podejście. Jej rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu młodszego z braci. Chciała wytężyć słuch na tyle, by usłyszeć z kim rozmawia, ale nie wyszło jej.
-Niczego się nie dowiedziałem.. Może przyjedziemy?... Okej.. Będziemy za kilka godzin.. - odłożył telefon po czym skinął głową na brata. To ją zdezorientowało. Nie tak miało być!! .. Kobieta zeszła z parapetu i czym prędzej chwyciła małą czarną walizkę. Wrzuciła do niej powyciągane kołki i drewniane naboje. Rozejrzała się jeszcze raz, po czym wyszła kierując sie od razu w stronę auta.


Klaus:
Chodzili jak na szpilkach. Należała do bractwa. Tyle wiedzieli. Czym dla nich była? Zabójcą? Informatorem? Kandydatem na cień? Nikt tego nie wiedział. Nikt nie mógł powiedzieć. Bali się bardziej ich, niż jego. Od ponad tygodnia zbierał informacje, i od tygodnia nie dowiedział się nic konkretnego. Dostał od niej tylko kartkę "nie szukaj mnie"w kopercie znalazł jeszcze tylko płatek białej lilii. W ciągu jednego tygodnia zabił setki ludzi, istot nadprzyrodzonych.. I nic. Do pokoju wszedł po cichu mały chłopiec. Pierwotny zmarszczył brwi, dalej siedząc w ciemnym koncie, obserwując jak Henrik podchodzi do jego biurka, po czym siada na jednym z krzeseł, i po prostu bierze w dłoń jeden z pergaminów, oraz ołówek, zaczynając szkicować. Nie widzi mnie... Bezszelestnie podszedł do chłopca od tyłu, i zdziwiony otworzył aż usta. Jego dłonie idealnie odtwarzały rysunek. Jego styl rysunku, a także to co wychodziło w trakcje jego pracy wyglądało jakby trenował to co najmniej kilkanaście lat, o ile nie kilkadziesiąt. Tymczasem mały miał niespełna sześć lat. Przypatrując się jego dziełu Klaus nagle spostrzegł, iż z pod konturów wyjawia się twarz. Tak bardzo znana mu, anielska buzia, którą niegdyś tak kochał..
-Śni mi się - usłyszał głos malca. Jakim cudem on wie że tu jestem?! - czuję Cię. - odpowiedział
-Henrik. Ty.. czytasz mi.. w myślach? - zapytał odwracając chłopca przodem do siebie.
-Czasem mi się zdarza. Ale to raczej niekiedy - powiedział chowając się przed jego spojrzeniem
-Jak Ci się śni? -zapytał.
-Idzie do mnie, uśmiechnięta, potem jej wzrok pada na coś za mną, ale nie mogę się odwrócić. Przybiera dziwny wyraz twarzy, i rzuca się na coś co jest za mną. A potem słyszę tylko krzyk - powiedział. Klaus był zszokowany wyznaniem malca. Wziął go na ręce, po czym zszedł by czym prędzej powiedzieć o tym rodzeństwu.
-O, Klaus.. nareszcie zszedłeś. Mamy gości - powiedział Elijah, odwracając jego uwagę od zdarzenia które się właśnie wydarzyło.
-Bracia Salvatore. Witam w naszych skromnych progach. Henrik. Idź się pobawić.


Caroline :
Od dwudziestu minut siedziała na drzewie. Mrużyła oczy, by zobaczyć cokolwiek. Nie wiedziała gdzie przyjechali, ale bała się. Szczerze miała wątpliwości, odnośnie tego czy powinna tu przyjeżdżać. Szyby były dźwiękoszczelne, dlatego jak wielkie było jej zdziwienie gdy zaczęła słyszeć jakąś rozmowę.
-Co z nią? - usłyszała głos Stefana, jednak w tym momencie się wyłączyła. Szklane drzwi otworzyły się do końca a na zieloną trawę wpadł mały chłopiec. Kobieta poruszyła się na drzewie, o mało nie spadając. Chłopiec biegał w każdą z możliwych stron a za nim poruszał się pies na linie, która przyczepiona została do budy. Mały śmiał się, a ona czuła jak w jej sercu rośnie miłość. Patrzyła na niego i uśmiechała się do siebie. Wtedy jednak, jego uśmiech ucichł, a jego główka powoli skierowała się idealnie w jej stronę. Czuła jak się na nią patrzy. Jej twarz wyrażała przerażenie. Nie może mnie widzieć... 
-Mogę. Kim jesteś? - zapytał mały. Na co ona napięła wszystkie mięśnie. Nie mogła się ruszyć. Nie mogła zrobić nic.
-Henrik, z kim rozmawiasz? - do ogrodu weszła Rebbekah. Teraz albo nigdy pomyślała wampirzyca, po czym skoczyła przed siebie, spadając wprost na pierwotną. W zawrotnym tempie podniosła się i wbiegła do domu.. Damon już wstawał, kiedy wbiła mu rękę w klatkę piersiową tak, że w ręce trzymała jego serce.
-Caroline ! - wrzasnęła Elena, widziała ich zaskoczone miny. Wszyscy stali zaskoczeni, jednak po chwili chcieli się na nią rzucić.
-NIE ! -krzyknęła odwracając się w ich stronę i ciągnąc jęczącego Damona przed siebie. Dmuchnęła tak aby jej brązowe loki zsunęły się jej z oczu. - Nie podchodźcie, bo jego serce będziecie mogli zjeść na kolacje. Bekka, zabierz stąd dziecko. - zwróciła się do blondynki, ta kiwneła jej niepewnie głową spoglądając na rodzeństwo.
-Czego w "nie szukaj mnie" nie zrozumiałeś? - warknęła w stronę Klausa, po czym nie robiąc sobie nic z jego groźnego wzroku spojrzała w oczy Damona. Wiedział. Wiedział że to jego kolej.
-Byłeś na liście - szepnęła a on pokiwał twierdząco głową. - Po co się w to mieszałeś?
-Też byś się mieszała, gdybyś nie miała nic do stracenia. Dbam o przyszłość - zaśmiał się po czym  jęknął czując ból.
-Wiesz co musze zrobić? - zapytała czując pustkę
-Wiem, Caroline. Kol też wiedział. I każdy kto się w to pakuje, też wie. Ale są sprawy, o które warto walczyć. - powiedział a ona pokiwała twierdząco głową. - Przepraszam Cię.
Każdy patrzył na tą scenę z przerażeniem
-Nie ma za co.. - szepnęła, a on się uśmiechnął
-Jest. Byłem zły, dla Ciebie. - powiedział, po czym jego uśmiech znikł z twarzy- Jestem gotów. - powiedział, a jego ciało opadło bezwładnie na ziemię. Ono, wraz sercem leżało teraz na drewnianej podłodze i widzieć można było tylko jak uchodzi z nich życie. Dziewczyna niewiele myśląc uciekła. Biegła przez las, z jej oczu leciały łzy. To był...przyjaciel. Nie chciała tego zrobić, a jednak wiedziała, ze jeśli nie ona, to ktoś inny.
-Stój! - usłyszała tak dobrze znany sobie głos. Mimowolnie zatrzymała się, jednak nie odwróciła.
-Nie szukajcie mnie. To nie jest ostrzeżenie. - powiedziała, po czym zaczęła iść przed siebie.
-Nie odchodź. - poczuła rękę na łokciu.Wyrwała się, jednak stanęła.
-Zabierz stąd Henrika. Wiesz już, że jest wyjątkowy. Zainteresują się nim..
-Caroline.. - odwróciła się i spojrzała w jego błękitne oczy.
-Uciekajcie. Nie pozwól im go zabrać. Nie strać go. Nie chcę go szkolić. Nie chce, zeby był jak ja- szepnęła, po czym mimo swoich zasad stanęła na palcach i ucałowała jego czoło. A on dotknął jej brązowych pukli, po czym zerwał perukę i uwalniając jej piękne blond włosy sięgające do ramion
-Tak lepiej, kochana - powiedział, całując lekko jej usta. Już miał się w niej zatracić, kiedy ona zniknęła, a jedyne co usłyszał to jej szept przy uchu ...
- I za wszelką cenę. Nie szukajcie mnie.


--------------------------------------------------------------------------------
Męczyłam się z tym rozdziałem :)
Ale czuję, że idzie to w całkiem dobrym kierunku.
Następny odcinek 16-17.09
Co w nim?
Kto kogo będzie chciał zabić? Kto stanie w ich obronie? Kim jest bractwo? Czym tak naprawdę jest Henrik?   : )))

KOMENTUJCIE KOCHANI.

9.02.2013

Ogłoszenie.

Tak więc, wyjeżdżam :)
Nie będzie mnie od 5 do 16, ale trzeba liczyc się z tym że muszę się spakować, i pozałatwiać trochę spraw. Iiii, teraz przechodzę do sedna sprawy. Mam rozdział. Co prawda muszę do niego trochę dopisać, ale to kwestia 40 minut. I o co mi chodzi? O to iż nie wiem czy chcecie rozdział teraz, czy może wolicie poczekać?
Piszcie w komentarzach, bo szczerze mnie to interesuje :D
Oczywiście, nie żebym was podpuszczała, ale jeśli do środy nie będzie z 10 komentarzy co najmniej, to będę trzymać was w niepewności :*
A w następnym odcinku dzieje się jeszcze więcej niż w tym. Żeby podsycić wasz zapał do czytania, powiem że Caroline i Klaus się spotkają :)




PS. rozdział już skończony :)

8.30.2013

ROZDZIAŁ 14.


(Posłuchaj)


6 LAT PÓŹNIEJ

Caroline:
Siedziała w wielkim białym pomieszczeniu ozdobionym złotymi akcentami. Na ścianach znajdowały się obrazy umieszczone w masywnych, złotych ramach, a naprzeciwko jej  brązowego, krzesła stało wielkie, mahoniowe biurko za którym spodziewała się zobaczyć zaraz starszą kobietę. Nie minęła sekunda, a blondynka już przyglądała się szaro-błękitnym oczom czarnoskórej staruszki. 
-Caroline, dobrze Cię widzieć. Cieszę się że twoje ostatnie zlecenie tak szybko zostało zrealizowane. Swoją drogą, nie wiedziałam że tak dobrze Ci pójdzie. Zabicie pierwotnego wampira, nawet osobie uzdolnionej jak ty zdarza się rzadko.. wielu poległo. - mówiła staruszka co chwile zerkając na swoją księgę z portretem młodego mężczyzny, które zostało przekreślone dużymi, czerwonymi literami "zabity". - Zdajesz sobie sprawę że teraz jego rodzeństwo będzie Cię ścigać? - zapytała, na co blondynka kiwnęła twierdząco głową. - Hmm... Na ten moment nie dostałam żadnych zadań do realizacji. - dodała, na co wampirzyca powoli podniosła się z krzesła. Odwróciła się i pomaszerowała w stronę drzwi. Stukot jej butów przerwał głos staruszki.
-Caroline, bractwo jest Ci dozgonnie wdzięczne za Twoją pomoc, wiesz o tym, prawda? - zapytała, wsuwając na swój lekko szpiczasty nos okulary-połówki.
-Wiem Allesio. - odpowiedziała silnym głosem kobieta podchodząc do drzwi, i po krótkiej chwili zawahania znikając za nimi. 
Po niecałych dwudziestu minutach znalazła się na skraju lasu. Wbiła kły w swą dłoń po czym przyłożyła ją do drzewa stojącego obok niej. W tej chwili obraz zaczął się zmieniać, i jej oczom ukazała się drewniana chatka. Ochrona w jej zawodzie była niezbędna. Szczególnie jej prywatnego "lokum". Bez zawahania, wiedząc że nikt bez jej krwi nie dostanie się do środka, podeszła do drzwi i otworzyła je na roścież. Weszła, uprzednio zapalając światło na małym ganku z huśtawką, po czym zdjęła z nóg wysokie obcasy rzucając je w kąt. Czarownice z bractwa idealnie zatuszowały jej dom. Jej, jak i wszystkich osób pracujących dla nich. Usiadła na kanapie stojącej naprzeciwko kominka i po raz kolejny w tym tygodniu wzięła do ręki teczkę z papierami. Wczoraj zrobiła to. Zabiła pierwszego pierwotnego. Z półki wiszącej na lewej ścianie wyciągnęła przestronne pudełko z napisem "POLEGLI", po czym wrzuciła do niej teczkę z napisem "KOL MIKAELSON". 


Klaus: 
-Jak to nie żyje? - wrzasnął patrząc na siostrę siedzącą na kanapie w ich wspólnej willi w Nowym Orleanie. 
-Jego cała linia wymarła, nie miałam z nim kontaktu odkąd uwolniliśmy Silasa. Nie wiem co się stało, Nik. - powiedziała, ścierając z policzków resztki z łez. - Co teraz?
-Zabiję tego, kto odważył się podnieść na niego dłoń - warknął wrzucając szklankę z burbonem do kominka. Po chwili usłyszał dziki śmiech, jeden cienki, drugi gardłowy. Przymknął oczy starając się uspokoić. 
-Wujku! Ciociu! Patrzcie co tata mi zrobił ! - do pokoju wbiegł mały brzdąc, o kręconych, blond włosach. Jej włosach... Wyglądał niczym mały aniołek. W ręku trzymał samolot z papieru. Tuż za małym szedł wysoki, przystojny brunet. 
-Ale fajne - powiedziała Bekka, biorąc malca na kolana. Wszyscy stali się dzięki niemu bardziej żywi. Wszyscy dziwili się, iż jest on bardziej podobny do Caroline, niż do niego, ale również wszyscy, stwierdzili, że Klaus nie nadaje się na ojca. Jego skłonności masochistyczne i sadystyczne po prostu eliminują go w tym momencie. Dlatego wyszli z założenia, że małym zaopiekują się wszyscy, jednak jego "tatą" będzie Elijah. Mężczyzna nie tylko był zrównoważony psychicznie, ale także miał kogoś kto mu pomoże. Elena. Mimo wielu burzliwych konwersacji, a w sumie wrzasków na czele z Rebeką, w końcu każdy jej nie tylko zaufał, ale też wpuścił do swojego serca. Dziewczyna długo nie mogła wybaczyć Nikowi jego postępowaniu w stosunku do Caroline, jednak w końcu dała spokój, i zajęła się swoim życiem. 
-Czemu jesteście smutni? - zapytał Elijah obejmując Elenę, która właśnie weszła do przestronnego salonu. 
-Henrik, może pójdziesz pobawić się ze mną na zewnątrz? - zapytała Bekka, na co mały kiwnął lekko głową powoli schodząc z jej kolan, i wybiegając z pokoju lekko kręcąc się wokół siebie z rączką wyciągniętą nad głową co chwile obracając się i patrząc czy ciocia za nim idzie..
-Kol nie żyje - powiedział Klaus, gdy mały wraz z wampirzycą zniknęli za drzwiami. 
-Co? - uśmiech zszedł z twarzy Elijah, a Elena przyłożyła swoją dłoń do twarzy. - Kto?
-Nie wiem - odpowiedział. Zerknął na brata który już trzymał telefon przy uchu. Gdy tylko złapał sygnał włączył głośnik.
-Halo ? - usłyszeli kobiecy głos
-Sophie. Wytęż swój umysł. Kto zabił naszego brata? - zapytał Elijah, a odpowiedziała mu tylko cisza.
-Kol, nie żyje? - usłyszeli po dłuższej chwili.. 
-Nie kurwa Finn - warknął Klaus, za co wzrokiem skarcił go starszy brat.
-Nie wiem kto to mógł być.. ale.. myślę, że to mógł być cień... - usłyszeli, po czym spojrzeli na siebie.. 
-Co to znaczy? -zapytała Elena
-To znaczy, że mamy trudnego przeciwnika, który chce śmierci nas wszystkich...


Caroline: 
Położyła się na sofie, starając się uspokoić nerwy. Kto będzie tym razem? Zwykły wampir? Czarownica? Wilkołak? A może kolejny pierwotny? Codziennie przed snem robiła rachunek sumienia. Zabiła już tysiące nadprzyrodzonych istot. W przeciągu niespełna sześciu lat, jej życie zmieniło się nie do poznania. Urodziła dziecko, jednak gdy trzymała je w rękach widziała tylko Klausa, który najzwyczajniej w świecie odszedł od niej...



-Elijah? Gdzie Klaus? - uśmiechnęła się blondynka głaszcząc się po sporym już brzuchu. 
-Caroline... On już nie wróci.
-CO? - szepnęła dławiąc się powietrzem. 
-Nie wróci. Powiedział że możesz zatrzymać dziecko - powiedział, a ona poczuła jak robi jej się słabo. - Caroline? Co się dzieje?
-Ja... chyba odeszły mi wody. 

Oddała je. 
Oddała jedyną rzecz utrzymującą jej człowieczeństwo. Oddała je. 
Poczuła jak ją mdli. Minęło tak dużo czasu, jednak jedyna rzecz jaka jeszcze ją obchodziła to "jak wygląda?", "czym się interesuje?". Tuż po porodzie stała się inną osobą. Nie tylko wyłączyła człowieczeństwo, ale też zmieniło się w niej nastawienie do świata. Taką znalazła ją Allesia. Magiczna istota, która znajdowała się na czele bractwa. Bractwa, które zabija wszystkie nadprzyrodzone istoty. I tak, stała się nadprzyrodzonym łowcą. Z ofiary, na ofiarę nienawidziła się coraz bardziej. Zabijała samą siebie. Wszystko co było w niej, było w każdej osobie która umierała z jej broni. Była hipokrytką, Jednak nie przejmowała się tym. To było jej odciągnięcie od wszelkich trosk. I tak, po pewnym czasie stała się postrachem wszystkich stworzeń nadprzyrodzonych. W czasie zlecenia zmieniała się nie do poznania. Nie wyglądała jak drobna blondyneczka, zamieniała się w pewną siebie wampirzycę. Westchnęła. To wszystko było takie nierzeczywiste.. 


Klaus: 
Leżał na łóżku. Po chwili usłyszał szczęk zamka, a w drzwiach pojawiła się mała główka otoczona złotymi loczkami. 
-Wujku... - zaczął mały, jednak nie wiedział chyba jak skończyć. 
-Chodź tu - powiedział Klaus, klepiąc miejsce koło siebie. Chłopiec wbiegł do łóżka przytulając się od razu do ciepłego ciała mężczyzny. - Co jest?
-Miałem sen.. - powiedział, 
-O czym? - zapytał, czując że jego zdziwienie jest coraz większe. 
-Śniłem... O niej.. - wskazał małym paluszkiem na pergamin z portretem pięknej blondynki.. - powiedziałem o tym mamie, ale ona... Kazała mi przyjść do Ciebie, po czym się popłakała. 
Klaus westchnął. Wiedział że ten czas kiedyś nadejdzie. Mały miał gen wilkołaka, ale także coś, czego nie mogli zidentyfikować.. coś na pozór możliwości odczytywania uczuć, ale znajdowali coraz to więcej talentów jego osobowości. 
-Co robiła? 
-Najpierw na mnie po prostu patrzyła, była szczęśliwa.. Ale potem, była smutna. A na samym końcu już, jakby nic nie czuła. Była wtedy ubrana cała na czarno, miała cały czarny makijaż, i zakładała czarne włosy... a potem stała się taka... poważna. Miała w dłoni kołek. Taki duży, biały.. A za nią był taki... wielki.. cień?
-Na pewno? - zapytał przerażony Klaus.. właśnie odkrył nową zdolność Henrika. Odgadywanie zagadek. Mały pokiwał głową, na co hybryda zerwała sie z łóżka porywając jego małe ciało na ręce. Wszedł od razu do sypialni Elijah. Elena zmazywała wacikiem pozostałości po rozmazanym makijażu, a Elijah trzymał w dłoni książkę gładząc dłonią jej plecy.
-Co się stało? - od razu zwrócili głowy do drzwi. 
-Caroline się stała.. 



---------------------------------------------------




Okej. Pozmieniało się. Totalnie. Stwierdziłam, że ciągnęło się to jak flaki z olejem, dlatego wprowadzam akcje. :)
Wiem, ze narzekacie na krótkie rozdziały, ale ja po prostu nie umiem pisać dłuższych... Nie wiem czym to jest spowodowane, i przepraszam was bardzo :(
 Piszcie co sądzicie. !!!!!

8.23.2013

ROZDZIAŁ 13.



(POSŁUCHAJ)



Caroline:
TERAŹNIEJSZOŚĆ

Siedziała na puchatym dywanie patrząc na ciepłe płomienie ognia żarzącego się w kominku. Od jej przyjazdu do Mystic Falls minął jakiś tydzień. Wszystko się pogmatwało. Ostatnie miesiące stanęły pod znakiem zapytania. Najgorzej wyszedł na tym Klaus. Nie wiedziała czy na pewno go kocha. Czy może go kochać? Całe dnie, minuty, sekundy spędzone z nim wydawały się być pewnego rodzaju snem, o którym marzyła od pamiętnego balu u Mikaelsonów. Z drugiej strony pojawił się w jej głowie Tayler. Nie widziała go tak długo.. Tęskniła za nim, wiedziała to na pewno. Ale czy to była ta WIELKA EPICKA MIŁOŚĆ? Nic nie było w tym momencie dla niej pewne. Jednak, że jej myśli krążyły tylko wokół Klausa. Czy jest bardzo zły? Czy dalej coś do niej czuje? Czy jej uwierzył? Spojrzała na szafkę obok sofy. Ramka na zdjęcie uzupełniona była portretem który wykonany został w czasie jednej z imprez urodzinowych. Jej mama miała jeszcze długie włosy i uśmiechała się promiennie w stronę obiektywu. Obok niej stał ojciec który także uśmiechał się szeroko trzymając dłonie na ramionach około jedenastoletniej dziewczynki w dwóch długich warkoczach, z koroną na głowie. Nie lubiła tego zdjęcia. Położyła się na dywanie zastanawiając się dlaczego pozwoliła Klausowi na zostawienie jej tutaj. Samej. Od bardzo dawna nie lubiła tego domu. Bez kochających rodziców wcale nie był on domem. Nagle usłyszała trzask drzwi.
-Caroline ? - odezwał się zapomniany już dawno przez nią głos.



Klaus:
GODZINĘ WCZEŚNIEJ

-Jak to jest w ciąży? Przecież to wampir !- krzyknęła Elena spoglądając to na Elijah to na Klausa.
-Mówiłem Ci... Czarownica rzuciła zaklęcie, żeby uratować dziecko. - odezwał się lekko zniecierpliwiony pierwotny.
-A jak to możliwe że to ON jest dzieckiem ?
-Jestem pół wilkołakiem kochanie, to oznacza że mogę sie rozmnażać. Tak przynajmniej sądzimy, ale nigdy nie ma pewności. Elena, nie chcemy żebyś rozstrzygała jak to sie stało. Chce żebyś zajęła sie Caroline. Musimy znaleźć sposób na Silasa. Nie pozwolę żeby jej się coś stało, ale przy mnie nie jest bezpieczna. - powiedział Klaus, zyskując coraz to większe zainteresowanie Damona siedzącego obok ukochanej.
-Czyżby nasz wampowiczek wpadł po uszy? -zapytał z nutką ironii w głosie. Klaus przymknął oczy starając się uspokoić na tyle, aby nie wyrwać mu języka.
-Zajmiesz się nią? -zapytał ostatni raz wpatrując się w brunetkę.



Caroline:
TERAŹNIEJSZOŚĆ


-Elena? - zdziwiła się blondynka patrząc na postać która pojawiła się w drzwiach jej salonu. Podniosła się lekko na łokciach aby móc bardziej przyjrzeć się przyjaciółce - Wszystko wiesz? 
-Tak - pokiwała lekko głową, robiąc swoją typową zmartwioną minę. 
-I co z tym robimy? - zapytała przerzucając poduszkę pod swoje lekko obolałe nogi. 
-Kochasz go? - zapytała Elena a Caroline zaszkliły się oczy. I co teraz? Co ma odpowiedzieć? Po prostu "tak"? A może lepiej jest jakoś sie wytłumaczyć? Przymknęła oczy starając się coś wymyśleć. 
-Nie wiem - odpowiedziała wybierając najbardziej łatwe z wyjść - Na pewno nie moge przestać o nim myśleć. I mam cały czas nadzieje ze zaraz się tutaj zjawi, pocałuje mnie, i przytuli, a potem pogłaszcze po brzuchu i powie że się ułoży, ale czy to jest miłość? Nosze jego dziecko. Jego, nie moje. I mimo tego, że powinnam być obrzydzona, to pokochałam je. To jak sie we mnie rusza, to jak jego serce bije. To jest niesamowite. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja tego nigdy nie chciałam. Nie chciałam mieć dzieci, chciałam być kimś ważnym, z mnóstwem zer na koncie. I co teraz mam? Jestem rozstrojonym emocjonalnie wampirem, który płacze średnio co dwadzieścia minut i cały czas szuka rozwiązania całej tej sprawy. 
-Caroline... - Elena podeszła do przyjaciółki i usiadła obok niej na podłodze i przytuliła ją.  - nikt Cię nie będzie karał za to co zrobiłaś. Nikt też nie będzie Cie dręczyć przez miłość. I wyglądasz cudownie - dodała przez co obie się zaśmiały.
-Gdzie on jest? - zapytała z nadzieją w głosie. 
-Wysłał mnie tutaj. I wyjechał - odpowiedziała brunetka patrząc jak w oczach Caroline znowu pojawiają się łzy.
-Wiesz co? Powinnam się położyć.. Tak mi sie wydaje - powiedziała po czym wstała powoli przymając się jedną dłonią pod brzuchem. 
-Pomóc Ci? 
-Dam sobie rade- uśmiechnęła się ostatni raz po czym zamknęła się w swoim starym pokoju. 



Klaus: 
GODZINĘ PÓŹNIEJ 


-Co z nią? -zapytał stojąc przed drzwiami wejściowymi. 
-Kiepsko. Powinieneś przy niej być - powiedziała zabierając swoją torebkę i kierując się do wyjścia.
-Co ty robisz? Miałaś się nią zająć..!
-Wyjeżdżasz rano. Ona Cie potrzebuje Klaus. 
-Jak może mnie potrzebować? Ona nawet mnie nie kocha..- powiedział patrząc jak dziewczyna schodzi ze schodków prowadzących do drzwi wejściowych 
-Skąd to wiesz? - zapytała, a po chwili zniknęła zostawiając go z pytaniem wiszącym w powietrzu. Przymknął oczy, po czym wszedł do domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Zdjął kurtkę wieszając ją od razu na wieszaku, po czym ściągnął z nóg buty. Nie chciał tego robić w jej pokoju, wiedząc że pewnie już od dawna spi. Co teraz? Podszedł do białych drzwi prowadzących do jej pokoju, po czym wszedł po cichu. Od razu jego oczom ukazało sie przestronne łóżko i biała pościel z pod ktorej wystawały jedynie pukle blond loków. Tak dawno jej nie widział.. Tak bardzo pragnął ją dotknąć, pocałować, przytulić...
-Klaus... - usłyszał, a jego zimne serce zamarło. Czekał na jakiś ruch kołdry, jakiś wrzask typu "co ty sobie wyobrażasz", jednak nic się nie wydarzyło. Włosy dalej leżały na swoim miejscu, kołdra nawet nie drgnęła. Śni o mnie? - pomyślał. Po czym usiadł lekko na rogu jej łóżka. Uśmiechnął się lekko do siebie dostrzegając wreszcie jej spokojną, anielską twarz. Czuł się prawie jak w czasie ich wyjazdu, kiedy to obserwował gdy spała. Chłopak rozejrzał się powoli po pokoju. Nic się tu nie zmieniło, te same półki, te same ksiazki, i zdjęcia. Spojrzał na stolik i zamarł. Między ramką na zdjęcie w którym tkwiła jej postać, a lampką był kawałek pergaminu na którym widniał koń, i jej podobizna. Nie przypuszczał że zachowała rysunek. Przecież musiał tkwić tutaj przed jej wyjazdem do Nowego Orleanu..
-Co tu robisz?- usłyszał jej głos, po czym spojrzał w jej piękne błękitne oczy. 
-Caroline... -szepnął patrząc jak po jej policzkach zaczynają płynąć łzy.
-Spokojnie, to nie przez Ciebie, to tylko hormony- powiedziała ocierając twarz i powoli wstając. Mężczyźnie zamarło serce. Jej ciało było tak piękne.. Tak bardzo za nim tęsknił.. Wygodne czarne majteczki i fioletowa bluzka na cienkich ramiączkach lekko odkrywająca jej zaokrąglony brzuch. Przymknął oczy patrząc jak znika za drzwiami łazienki. Pragnął jej. Chciał ją poczuć. Chciał wierzyć w to, ze te miesiące nie były snem, że ona na prawdę była jego. A może lepiej byłoby gdyby nigdy to się nie wydarzyło? Prędko wstał i skierował sie w stronę wyjścia z domu. Gdy już ubrał buty, spojrzał na dziewczynę stojącą w framudze drzwi od swojego pokoju. Podszedł powoli po czym dotknął dłonią jej ciepłego policzka. Lekko przyciągnął ją do siebie kładąc swoje usta na jej czole. 
-Obiecuję, że nic złego Ci sie nie stanie  - szepnął po czym skierował się w stronę drzwi.
-I już? Wychodzisz? Tak po prostu?- usłszyał jej szept, po czym nie wiele myśląc podbiegł do niej w wampirzym tempie przyciskajac jej sylwtkę do ściany, zachłannie pocałował. Oddał w tym wszystkie swoje uczucia.. Złość, pragnienie, cierpienie, niepewność.. Kiedy jej dłonie znalazly sie w jego włosach wszystko przestało się liczyć.. Ich świat znów wrócił na chwilę na swoje miejsce. 


Caroline:
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ

Otworzyła oczy. Przez zasłonięte zasłony wkradały się pojedyncze promienie słońca. Uśmiechnęła się do siebie odwracając się w stronę swojego ukochanego. Jednak gdy to zrobiła, jej uśmiech opuścił jej twarz. Nie było go.. No tak. Mogła się tego spodziewać... 


Wszystko działo się tak szybko. Najpierw nie miała koszulki, potem majtek. Jednak, on jak na prawdziwego romantyka przystało, nie mógł dać jej tego, o czym tak skrycie marzyła. On musiał najpierw zabrać ją do przestronnej łazienki, i skierować się od razu pod prysznic. Tam, najpierw zaczął powoli całować jej szyje, co jakiś czas schodząc do krągłych piersi. Dopiero gdy jej ciało miało temperaturę wody spływającej po ich ciele, wyszli z kabiny i skierowali się do łóżka. Tam spełniły sie jej wszystkie pragnienia  ostatnich tygodni... 

A teraz? Została sama.. 
Bo prędzej, czy później
Będziemy się zastanawiać dlaczego się poddaliśmy...
..Tak blisko do bycia zakochanym. 
Gdybym wiedziała, że mnie chciałeś, 
Tak samo jak ja chciałam Ciebie
To może nie bylibyśmy rozdzieleni dwoma światami, 
lecz bylibyśmy w swoich własnych ramionach...*

 --------------------------------------------------------------------------

Przepraszam.
Musieliście długo czekać na ten rozdział, jednak obiecuję że teraz będzie już tylko lepiej :)
Wróciłam, i to mam nadzieje ze na stałe. 
Wiem że mam duże zaległości na waszych blogach, ale postaram się je w miarę możliwości naprawić..
Nie wiem czy moje opowiadanie idzie w dobrym kierunku.
Nie wiem też, czy pisanie w ten sposób - Teraz, i kilka dni/godzin wcześniej, wam odpowiada. 
Więc proszę was bardzo o szczere komentarze :) 





*Ariana Grande - Almost is never enough



8.11.2013

ROZDZIAŁ 12.



(POSŁUCHAJ)
 
Caroline:

D Z I Ś

Leżała na dużym materacu, przykryta kołdrą. W pokoju panowała ciemność, przez którą przebijało się jedynie drobne światło wnikające przez miejsce na klucz w drzwiach. Okna były zamurowane, a pomieszczenie pozbawione wszelkich mebli i ozdób. To więzienie było przystosowane specjalnie dla niej. Zero możliwości na to żeby wyjść bez pierścienia, zero możliwości na to, aby przebić się drewnem. Jedyne co mogła zrobić to walnąć sobie materacem w łeb, ale nawet to by nie wyszło, ponieważ jej nadgarstki były przypięte do ściany tak, by nie mogła dotknąć brzucha. Co tu robiła? Ratowała dziecko i siebie, przed swoim alter ego które chciało popełnić samobójstwo...


Klaus:

3 D N I   W C Z E � N I E J

Nic nie zapowiadało tragedii. Cholerne nic. Zaklęcie zadziałało, dziecko było bezpieczne, Caroline wydawałaby się być zdrowa. Tylko co po tym, kiedy jej oczy wyrażały pustkę? Ale udawała. Grała silna, twardą.. zamykają się w sobie, nie chcąc wyjaśnić co dokładnie się dzieje. Raz miała twarz anioła który jest przeszczęśliwy z zaistniałej sytuacji, zaraz potem.. wygląda jakby chciała wyrwać dziecko z brzucha. Nie wiedział co robić. Jego uczucia brały górę nad zdrowym rozsądkiem, nie wierzył w to że Caroline może mieć cokolwiek wspólnego z chęcią pokonania go. Lecz wtedy.. Dowiedział się kto stał za zabójstwem Hayley. Podczas obalenia Marcela, ten stchórzy�. Nie tylko oddał się bez walki, ale i powiedział mu wszystko czego nigdy nie chciał usłyszeć. Układanka powoli zaczęła sama się rozwiązywać. Nagły przyjazd Caroline, nagła miłość, wyjazdy, powroty, chęć zaciągnięcia go do łóżka.. wszystko to nagle przestało mieć sens. Przecież ona go NIE MOGŁA nagle pokochać. Jednak odpowiedz zdobył dopiero, gdy udał się do Mystic Falls.


Caroline:

D Z I Ś

Do drzwi wsunęła się końcówka do klamki, i po chwili w progu stanął mężczyzna jej marzeń. Jej serce na moment podniosło się do nieba, aby po chwili spaść z hukiem na ziemię. NIENAWIDZI JEJ.
-Chcesz już rozmawiać, czy poczekamy kolejne dni?  - zapytał głosem wypranym z emocji.
-A o czym chcesz rozmawiać?
-Może.. Kim jesteś? Dlaczego chcesz mnie zabić?
-Nie chce Cię zabić!- krzyknęła automatycznie, a w jej oczach pojawiły się łzy.
-Problem w tym, że już nie wierzę w twoją grę. Kim jesteś?- zapytał siadając na materacu i hipnotyzując ją.
-Caroline - odpowiedziała.
-Nie jesteś Caroline ! Ona jest w Mystic Falls...


Klaus:

3 D N I   W C Z E Ś N I E J


Przejeżdżał wypożyczonym samochodem ulicami znanego mu całe życie miasta. Rozglądał się po okolicy, szukając jakby jakiego kolwiek znaku. Nie chciał się od razu pokazywać. Nie chciał wzbudzić podejrzeń. Przecież ich przyjaciółka jest z nim.. jest w ciąży... kochają się. Chyba.  Cała ta sytuacja nie była o tyle nie zdrowa, co najzwyczajniej pojebana. Dziewczyna jego marzeń, postanowiła nagle się w nim zakochać, po czym zabić matkę jego dziecka. Nie spodziewała się oczywiście tego że dziecko przeżyje. Nic nie miało sensu w całym zachowaniu wampirzycy. Stanąć ulice przed Grillem, tak aby móc obserwować w spokoju wejście, kiedy zadzwonił jego telefon.
-Klaus.. mamy problem. - usłyszał w telefonie głos brata. Zmarszczył brwii, gdy zobaczył Elenę wychodzącą z pabu. Uśmiechnięta, wręcz roześmiana. Jakby w ogóle nie przejmowała się zniknięciem przyjaciółki. Po chwili z Grilla wyszedł Damon, a zaraz za nim Jeremy i... jego ukochana Caroline.
-Wyjechała?- szepnął załamany do telefonu patrząc jak jego dziewczyna szuka czegos w torebce.
-Nie.. Caroline próbowała się zabić. Zamknąłem ją w piwniczce.
-Co? Napewno? - zapytał czując jak wpada w furię.
-Tak. Patrze na nią. Nie chce też jeść. Boje się że dziecko w takich warunkach..
Jednak on juz nie słuchał. Jedyne co teraz widział to blond wampirzyca, która macha do jego eks hybrydy. Taylera.


Caroline:

D Z I Ś

-C..co?
-Kim jesteś?
-Jestem Caroline - powiedziała uparcie, wierząc w to co mówi.
-KIM JESTEŚ DO CHOLERY I CO TU ROBISZ - powiedział używając całej swojej mocy i emocji do sprawienia by mówiła prawdę.
-Jestem Caroline - z jej oczu popłynęły łzy. - i Cię kocham.
-Jeżeli mnie kochasz- warknął - to powiedz po co tu naprawde jesteś - dodał ostatni raz starając si
ę ją zahipnotyzować.
-Aby..- zawahała się, jakby nagle zaczęła sobie coś przypominać - O mój Boże - szepnęła wiedząc już wszystko - aby pomóc w zabiciu Cię..




---------------------------------------

Flaki z olejem. I to jeszcze krótkie. Przepraszam... nic innego nie mogę powiedzieć.


8.06.2013

Przepraszam.

Nie mam internetu. Wiem ze to glupie wytłumaczenie ale pisanie bloga na telefonie jest straszne.  Postaram sie zrobić cokolwiek zeby to naprawić als nic nie obiecuję.
Wasza A.

7.12.2013

ROZDZIAŁ 11


(posłuchaj)

Caroline:
Wszystko jest rozmazane. Jak znalazła się na ulicy? Gdzie była? Czuła się jakby traciła nad sobą panowanie. Co najmniej jakby cierpiała na rozdwojenie jaźni. Tylko o co w tym wszystkim chodzi? Siadła na ławce autobusowej i zaczęła rozmyślać nad tym co się dzieje. Straciła pamięć. Zakochała się. Jej ukochany będzie miał dziecko. A ona chce je zabić. Ma luki w pamięci. Boli ją serce gdy myśli o śmierci. CO SIĘ Z NIĄ DZIEJE? Jej życie nie miało sensu. Chciała zabić niewinne, nienarodzone dziecko. Czuła się jak potwór. Wstała chwiejnym krokiem z ławki i w wampirzym tempie pognała do rezydencji Klausa. Wpadła do domu, po czym skierowała się do pokoju mężczyzny. Z głośnym hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi od jego pokoju. Leżał na łóżku, oglądając jakiś program. Niewiele myśląc podbiegła do niego i mocno się do niego przytuliła.
-Heej, co się stało kochana?- zapytał przytulając ją do siebie.
-Nie wiem. Nagle zrobiło mi sie strasznie. Chce zapomnieć. O wszystkim. Zróbmy coś. Cokolwiek zdała od tego domu.
-Nie mogę kochanie - powiedział, ze smutkiem patrząc na łzy zbierające się w jej oczach - jutro popołudniu muszę byc w domu. Elijah z Sophie wracają.
-Wyjedźmy na noc. Jutro wrócimy. Błagam - spojrzała na niego na co on lekko się uśmiechnął i przytulił twarz do jej głowy.
-Dla Ciebie wszystko - szepnął po chwili


Klaus:
Od kilku godzin znajdowali się w dość dużym, przeszklonym domu z widokiem na ocean. Był szczęśliwy. Głównie dlatego, że zgodził się na propozycje blondynki. Otworzył przesuwane drzwi na taras i oparł się o balustradę. Przymknął na chwile oczy wsłuchując się w szum fal rozbijających się o piasek. Słońce prawie zaszło zaszczycając ciała wszystkich ludzi na plaży ostatnimi promykami słońca. Usłyszał najsłodszy dźwięk na świecie. Skierował wzrok w stronę śmiechu ukochanej i spostrzegł ją, z dużym owczarkiem niemieckim o długiej sierści. Dziewczyna biegała z nim, w dłoni trzymając dość długi patyk który cały czas wyrzucała w stronę wody. Nie wiedział czyj to pies, ale nawet się nad tym nie zastanowił. Jej ciało w obcisłych szortach i górze od kostiumu prezentowało się cudownie. Uśmiechnął się szeroko widząc jak jej mięśnie napinają się, i rozluźniają. Jego oczom ukazał się mężczyzna, lekko po trzydziestce który uśmiechnął się do jego Caroline. Pierwotny zmarszczył brwi. Podali sobie dłonie a miedzy nimi znalazł się ten sam pies, merdając ogonem.  Poczuł ukucie zazdrości gdy zobaczył szeroki uśmiech swojej dziewczyny. Warknął. Ku jego wielkiej radości mężczyzna nagle odmaszerował machając blondynce. Dziewczyna odwróciła się w stronę ich domu, i położyła dłonie na biodrach.
-Naprawdę? Warczysz? - usłyszał jej głos, na co uśmiechnął  się po raz kolejny i zszedł po drewnianych schodach na plażę. Spokojnym krokiem podszedł do ukochanej, i nie przejmując się jej groźną miną, złapał ją za kark przyciągając jej twarz do swojej i zatapiając się w jej ustach. Całował ją namiętnie, z tęsknotą, i żarliwością. Po chwili podniósł ją tak by objęła go nogami w pasie. Zaczął iść w stronę oceanu. Po całym, słonecznym dniu woda zdążyła się ogrzać. Gdy zamoczyli się już do wysokości ramion, Klaus sięgnął po sznurki od stroju dziewczyny. Nie wiele myśląc odwiązał wszystko, po czym jego pocałunki zeszły na szyję, a następnie na piersi dziewczyny. Caroline westchnęła cicho czując rosnące podniecenie.
-Wyjdźmy z wody - szepnęła mu do ucha. Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Po chwili znaleźli się na piasku. Wampirzyca usiadła ukradkiem na ukochanym uśmiechając się do niego zabójczo. Zdjęli z siebie ubrania, śmiejąc się jak dzieci. Klaus po raz kolejny złapał dziewczynę i w wampirzym tempie skierował się do sypialni..


Caroline:
Promienie słoneczne wpadały przez szybę do sypialni. Dziewczyna leżąca na łóżku nie spała już od dawna. Była dziesiąta rano. A ona nie miała ochoty spać. Chciała oglądać jak ON śpi. Uśmiechnęła się na wspomnienie wczorajszej nocy. Nie mogła zrozumieć jak można być tak szczęśliwą parą. Kochała w nim wszystko. A to co z nią robił nocami tylko potęgowało jej uczucie.



Klaus:
Nie mógł zrozumieć swojego szczęścia. Wchodził wraz z Caroline na swoją posiadłość. Szli przytuleni niczym para nastolatków. Uśmiechnął się do niej całując ją w czoło.
-Czemu cały czas się uśmiechasz?- zapytała podnosząc na niego wzrok
-Bo jestem cholernie szczęśliwy, kochanie – powiedział wtulając twarz w jej włosy na co ona zaśmiała się lekko
-Ja też – weszli do domu, i od razu zamarli. Na podłodze w salonie leżała Hayley, a w jej piersi spoczywał miecz przeszywający całe jej ciało. Szybko podbiegli do niej, jednak Caroline od razu pożałowała swojej decyzji. Jej gardło zapłonęło. W wampirzym tempie podbiegła do ściany i chwyciła szklankę z burbonem. Patrzała z daleka jak jej mężczyzna bierze w ręce ciało brunetki. Spojrzał przerażonymi oczami na blondynkę szukając pomocy, jednak ona kiwnęła głową dając znać że nie da rady poradzić sobie z pragnieniem.  Patrzałem jak w moich rękach umiera wilczyca nosząca moje dziecko.
-DO JASNEJ CHOLERY NIECH MI KTOŚ POMOŻE – wrzasnął wiedząc że zaraz nie będzie kogo ratować. Z jej ust wylewała się powoli krew. Próbowała odkaszlnąć, wypluć ją, ale nie miała siły. Cały czas patrzała mu w oczy. Nagle w pokoju zjawił się Elijah i Spohie.
-Co się stało ?! - pierwotny podbiegł do brata. - Cholera, ona umiera. Dziecko żyje. Ale nie pożyje długo bez żywiciela. SOPHIE POMÓŻ. - wrzasnął na osłupiałą czarownicę. Dziewczyna od razu otrząsnęła się z szoku i podbiegła do ciała wilczycy.
-Ona umiera. Nie pomożemy jej – powiedziała patrząc na Klausa. - Potrzeba kobiety która donosi ciąże. To dopiero 5 miesiąc. Nie możemy sprawić by urodziła. To niebezpieczne dla dziecka. - jej wzrok powędrował na stojącą po jej lewej stronie wampirzyce – Caroline.. Chodź tu.
-CO ?! - wrzasnął Klaus – Nie będziesz narażać jej na niebezpieczeństwo !!
-TO JEDYNY SPOSÓB !
-Przecież ona jest wampirem ! - wykrzyknął zszokowany Elijah
-Włączę w niej człowieczeństwo. Kiedyś robiono tak, by pozyskać pierwotne wampiry. Czasem się udawało, czasem nie. Musimy spróbować – powiedziała, po czym poczuła jak czyjaś ręka zatrzaskuje się na jej gardle
-Jesli ona zgnie – spojrzała w oczy Klausowi, słysząc jego groźbę
-Nie mam czasu. A ona jest silna – mówiła przez zaciśnięte gardło. Puścił ją.
-Caroline połóż się – powiedziała czarownica, na co przerażona dziewczyna tylko na nią spojrzała – proszę, pomóż ocalić nam dziecko – Shopie spojrzała błagalnym wzrokiem, na co blondynka pokiwała przecząco głową.
-Nie mogę- szepnęła, na co Klaus spojrzał na nią zaskoczony. Jego oczy błagały, jednak coś wewnątrz jej zabraniało jej. Chciało żeby to dziecko umarło. Spojrzała w oczy swojemu ukochanemu. Po chwili stłumiła w sobie złe uczucia i położyła się obok umierającej dziewczyny. Czarownica zaczęła wypowiadać zaklęcie kładąc dłonie na brzuchach obu dziewczyn... Hayley westchnęła, po czym odkaszlnęła ostatni raz,a jej serce przestało bić. Caroline miała zamknięte oczy, ale nagle na jej twarz wylał się ból a wampirzyca wrzasnęła
-CO TY JEJ ROBISZ ? -wrzasnął Klaus widząc cierpienie ukochanej. Czarownica nie przejmując się słowami hybrydy, w dalszym ciągu wypowiadała zaklęcie czując jak traci siły. Z jej nosa pociekła krew. Jednak po chwili po czuła jak brzuch Hayley maleje,  a Caroline nieznacznie rośnie. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się widząc swoje dzieło.
-Zrobione – szepnęła po czym straciła przytomność.

Caroline:
Obudziła się cała obolała. Rozejrzała się po zaciemnionym pokoju i nie mogła przypomnieć sobie co tu robi. Chciała wstać, jednak wtedy poczuła ból w brzuchu. Zerknęła w dół, kładąc na nim rękę  i przeraziła się. Jej brzuch był dość mocno zaokrąglony.
-Caroline, Kochana - usłyszała przerażony głos, który brzmiał jak odetchnięcie z ulgą - jak się czujesz?
-Co się stało?
-Uratowałaś moje dziecko - powiedział, a ona zerknęła po raz kolejny na swój brzuch. Jedyne co czuła, to chęć wyrwania sobie wnętrzności razem z tym dzieckiem. Jedyne czego pragnęła, to jego śmierci.. Swojej śmierci..


-------------------------------------------------------------------------

Albo będziecie mnie nienawidzić, albo kochać.
Albo będzie się wam to podobać, albo zjedziecie mnie jak psa.
Albo będziecie dalej czytać, albo nie.

Wiem, to dość odważne posunięcie. Wiem, i przemyślałam to. Miałam kilka opcji, jak uśmiercić Hayley, i dziecko, ale szczerze stwierdziłam, że czemu uśmiercać coś, co ma być częścią Klausa?
Chociaż, z tego co Caroline czuje, to dziecko wcale jeszcze nie jest bezpieczne :D
Misiaczki, komentujcie, i piszcie co sądzicie, bo szczerze?
Martwię się, że to za dużo :

7.08.2013

ROZDZIAŁ 10

Mam nadzieje że rozdział będzie przełomowy w mojej blogerskiej karierze, bo szczerze mogę powiedzieć, że moja wena nie tylko szwankuje, ale jej po prostu nie ma.
Nie mam czasu, nie mam siły, nie mam chęci. I wszystko mi się wali, więc przepraszam.
Naprawdę przepraszam was, za to że odcinki są krótkie, i że nie mam czasu na pisanie ich.
Postaram się naprawić :)


-------------------------------------------------------------------------------------


(posłuchaj)






Klaus:
Stał w ciemnym pokoju, obserwując śpiącą Caroline. Nie widział jej zaledwie dwa dni, a czuł jakby umarł na tysiąc lat. Usiadł na krześle przy oknie nie spuszczając z oczu ukochanej. Co się dzieje? Miłość? To jest największa słabość wampira. Teraz wiem to na pewno. mężczyzna schował twarz w dłoniach. Nie wiedział co robić. Z jednej strony chciał by wróciła, z drugiej nie chciał widzieć cierpienia na jej twarzy. Wiedział za to, że oddałby wszystko, żeby to ona była matką jego potomka. 
Jej ciało poruszyło się lekko na co on cały skamieniał. 
-Klaus - usłyszał na co jego skamieniałe serce zaczęło bić szybciej. Spoglądał na jej twarz, jednak ona nie miała otwartych oczu. Śniła o nim. Zmrużył oczy próbując zrozumieć, czy oby na pewno się nie przesłyszał. W końcu, czemu miałaby o nim śnić? - proszę nie zostawiaj mnie.. - usłyszał kolejne słowa. Wstał z krzesła i skierował się do łóżka blondynki. Niewiele myśląc położył dłoń na jej policzku, a ona otworzyła od razu oczy i przerażona znalazła się nagle przy ścianie.
-Klaus.. co ty tu robisz? -zapytała patrząc na niego jak na ducha.
-Caroline - powiedział podchodząc do ukochanej - wróć. 
-Dziecko. Masz dziecko do cholery jasnej. Zapomniałeś mi o tym wspomnieć? Na pierwszej randce raczej mówi się wiele rzeczy. "Cześć, jestem Klaus, jestem pierwotną zaborczą hybrydą, nie lubię uprawiać seksu na pierwszej randce, i za kilka miesięcy będę tatusiem." 
-Kto powiedział ze nie lubię uprawiać seksu na pierwszej randce?- zapytał rozbawiony, na co ona warknęła z rozdrażnienia.
-Ja zmuszałam Cię dobrych kilka dni. - odgryzła się, spoglądając cały czas wszędzie tylko nie w oczy podchodzącemu pierwotnemu. - Czego ode mnie chcesz?
-Nie umiem bez Ciebie żyć. Nie chce bez Ciebie żyć. Chcę, żebyś wróciła - powiedział gdy doszedł na tyle blisko by położyć dłoń na jej policzku i skierować jej głowę tak by wreszcie na niego spojrzała. - Kocham Cię. - dodał na co jej serce przekoziołkowało kilka razy. Przełknęła głośno ślinę, i puściła łzy zbierające się w jej oczach, by spłynęły powoli po policzkach. Była szczęśliwa. Każdy kawałek jej ciała cieszył się razem z nią, chciał być przy nim. Mimo wszystko. W odpowiedzi przycisnęła usta do jego ust, całując jak najmocniej mogła. 


Caroline:
Siedziała od kilku godzin w pokoju pierwotnego. Kilkanaście minut wcześniej była z nim, natomiast teraz... Nudziła sie niezmiernie. Przewracając oczami, wyszła z pokoju. Na końcu korytarza zobaczyła wilczycę. Zmarszczyła brwi. Dziewczyna stała do niej tyłem i coś oglądała. W ciele wampirzycy zebrała się niewyobrażalna złość. Miała ochotę rozszarpać gardło brunetce. Poczuła jak kły wysuwają się na powierzchnię wbijając się lekko w jej wargi. Jej zmysły wyostrzyły się do granic możliwości, a ciało gotowe było do skoku. Czuła jak w żyłach ciężarnej płynie ciepła krew. Słyszała bicie serca. Wtedy, usłyszała drugie. Szybsze i cichsze bicie. Jej twarz się zmieniła. Pokochała ten dźwięk. Był niczym trzepot skrzydeł ćmy lecącej do ognia. Był przepełniony nadzieją. Poczuła się tak, jak nigdy dotąd. Wtedy poczuła zapach krwi. Usłyszała ciche syknięcie brunetki i zauważyła, że kaleczyła się ona papierem. Blondynka niewiele myśląc wpadła do pokoju zamykając za sobą drzwi z hukiem  i wypadając przez otwarte okno. Gdy znalazła się już na zewnątrz czuła tylko jedno pragnienie. Chciała zabić Hayley i jej dziecko. 


Klaus: 
Wszedł do pokoju i chwycił za telefon próbując dodzwonić się do blondynki. Jeśli znowu uciekłaś, to Cię zabiję. Albo siebie. Będziesz miała wybór. Pomyślał wybierając nowy numer Caroline. 
-Halo? - usłyszał głos ukochanej, na co jego ciało lekko się rozluźniło. 
-Caroline, kochana! Gdzie ty się podziewasz? - zapytał siadając na swoim łóżku. czuł jej zapach. Był wszechobecny w jego pokoju. Nie mógł się od niego uwolnić.
-Poszłam na zakupy, wrócę niedługo. Nudziłam się. - powiedziała, na co on lekko się uśmiechnął. Cała Caroline. 
-Czekam z niecierpliwością. - powiedział. Po czym odłożył telefon i uśmiechnął się do siebie. Był szczęśliwy. Tak prawdziwie szczęśliwy. Poczuł pragnienie. Wstał z łóżka i skierował się na dół do kuchni, gdzie widniała lodówka z krwią. Otworzył ją, a gdy zamykał spostrzegł że w salonie znajdowała się wilczyca. Westchnął głośno, i po wlaniu torebki do dużego kieliszka skierował swoje kroki na kanapę sąsiadującą w fotelem dziewczyny.
-Jak się czujesz? -zapytał starając się brzmieć jakby mu zależało. Tak naprawdę, mogłoby jej nie być. Jej, tego dziecka, wszystkiego co było związane z nią. 
-Ciężka - powiedziała uśmiechając się lekko. - a będę jeszcze większa! - zaśmiała się lekko - no i ciągle bym mogła jeść. Na przemian, krew, krwawego steka, i słodycze. Nie wiem czemu tak jest, ale sądzę że tego potrzebuje dziecko. - dodała kładąc rękę na lekko zaokrąglonym brzuchu. - No i, boje się. 
-Czego ?- zdziwił się. 
-Śmierci. Nie jestem głupia. Wiem że nie przeżyje porodu. Chciałabym tylko je poznać. Nic więcej. - powiedziała - Chciałabym wiedzieć że jest bezpieczne.
-Jest bezpieczne. I ty też. Nie martw się. Przecież czarownice szukają w księgach czegoś co mogłoby Cię uratować - powiedział przypominając sobie słowa swojego brata. 
-Wiem. ale i tak mam złe przeczucie - powiedziała patrząc mu w oczy.
-Nic Ci się nie stanie. Obiecuję - odpowiedział jej przekonany. 



Caroline:
Siedziała na wysokim krześle popijając kolejne mohito. Co jakiś czas rozglądała się po barze. Zdawało się, jakby kogoś szukała, wyczekiwała. Nagle poczuła na ramieniu dłoń, i silne szarpnięcie które odwróciło ją do napastnika. 
-Diana. Klaus Cię tu przysłał? - jej oczom ukazał się czarnoskóry mężczyzna.
-Nie. Nie wie że tu jestem. Musimy porozmawiać. 
-Trzymasz z mężczyzną który chce mnie zabić, i myślisz że Z tobą porozmawiam? - zapytał rozbawiony na co ona spojrzała na niego zdezorientowana. 
-Jetem w Twoim barze. Na około siedzi około piętnastu twoich sługusów. A ty boisz się ze mną rozmawiać? - zapytała zdziwiona, na co on wyraźnie się zdenerwował. Ucieszyła się z takiego obrotu spraw. 
-Mam się bać.. Ciebie?
-Sądzę że tak, skro nie chcesz ze mną zamienić kilku zdań. Szczególnie, że mam dla Ciebie ciekawą propozycję. - powiedziała na co on wyraźnie się zainteresował. Bez mrugnięcia okiem podał jej dłoń by mogła zejść z wysokiego krzesła. Po chwili byli w niedużym pomieszczeniu za zapleczem, które przeznaczone zostało na coś w rodzaju biura. 
-Ściany są dźwiękoszczelne, przez co nikt nie może usłyszeć tego, co się tu stało. Czego ode mnie potrzebujesz, Diano? -zapytał.
-Po pierwsze, nie mam na imię Diana. Nazywam się Caroline. Po drugie, to nie ja potrzebuję Ciebie, tylko ty mnie. - odpowiedziała, a widząc jego zdziwioną minę postanowiła kontynuować - chcesz zabić Wilczyce która nosi dziecko Klausa. Chce Ci w tym pomóc. 
-Co? - zaskoczyła go - Dlaczego?
-Bo to dziecko, mojego ukochanego, z inną kobietą. Nie mam zamiaru wychowywać cudze nieszczęście - nie wiedziała dlaczego tak powiedziała. To było silniejsze od niej. W głębi duszy wiedziała że pokochałaby to dziecko od razu.
-Jak chcesz to zrobić? 
-Elijah i Sophie jutro wyjeżdżają do czarownic, wrócą wieczorem. Rebbekah jest w Mystic Falls. A ja, zabiorę gdzieś Klausa. W domu są same wampiry. Nie ma nikogo kto by zapraszał. Tak więc.. Będziesz miał wolną rękę by zabić dziewczynę.
-Co będę miał z tego?- zapytał, na co dziewczyna zaczęła się śmiać.
-Wiesz dobrze, że jeśli dziecko się urodzi, to Klaus będzie tylko silniejszy. 
-Dobrze, a co ty będziesz miała z tego? - zapytał, na co ona się zdziwiła. Właśnie. Dlaczego ja chcę ją zabić? Pomyślała, jednak po sekundzie w jej sercu od razu rozbrzmiała niewyjaśniona nienawiść do dziewczyny. 
-Nieważne. Moim jedynym warunkiem jest to, żeby nikt nie dowiedział się ze to my. - powiedziała, a on skinął głową. Caroline wstała z krzesła i ruszyła do drzwi. Gdy dotknęła klamki, odwróciła się i ostatni raz spojrzała na Marcela - Tak więc, jutro popołudniu... Zabijesz dziewczynę.




Mam nadzieję że się podobało :) 
Komentujcie :)