3.24.2014

ROZDZIAŁ 22.



Siedziała na parapecie z papierosem w ręce. Nie paliła chyba od czasów liceum, ale w tym momencie wydawało jej się to najlepszym sposobem na odstresowanie. Szczególnie że cały alkohol stał w barku, w salonie, gdzie siedzieli ONI. Wszystko już spakowała. Zostało tylko odczekać jej chwilę, by na dole, mogli porozmawiać. Potem wszystko wróci do normy. Zaciągnęła się mocno, czując jak jej płuca wypełnia trucizna. Nie chciała żeby ich odnaleźli. Wiedziała że to będzie oznaczało pytania, i jeszcze ciężej będzie im się rozstać. A przecież nie mogą zostać. Ciszę w pokoju przerwało ciche pukanie do drzwi. Nie spojrzała na tego kto wszedł. Wystarczyło że tylko się poruszył, a jego zapach wypełnił całe pomieszczenie.
-Jak się czujesz? - usłyszała tak bardzo kochany przez siebie głos, a jej serce rozpadło się z tęsknoty na milion kawałków.
-Do dupy - mruknęła, wypuszczając dym z płuc. Nie chciała się na niego patrzeć. Bardziej interesujące w tej chwili wydawały się jej drzewa za oknem. Czuła się jak w cholernej modzie na sukces. Wszystko w jej życiu było popieprzone.
-Dawno się nie widzieliśmy.
-I całe szczęście. Przynajmniej twój syn był bezpieczny.
-Brakowało mi Was.  - Powiedział, a ona wyszła z pomieszczenia. Uciekła. W tym była najlepsza.

* * *

-Wyjeżdżamy - powiedziała tylko, ciągnąc za sobą dużą, czarną torbę, w której były te najważniejsze rzeczy.
-Co? Ale..dlaczego? - Henrik od razu wstał z kanapy na której siedział z Bekką.
-Czekam w aucie, pożegnaj się. - bez słowa skierowała się do drzwi.
-NIE - krzyknął, a pomieszczeniu zadrżały wszystkie rzeczy.
-Uspokój się. Nie mam zamiaru się powtarzać - wreszcie odwróciła się, i spojrzała przerażona na pokój, w którym lewitowały wszystkie urządzenia i meble. Zdziwione rodzeństwo Mikaelson patrzało na tą scenę bez żadnego odzewu. Caroline podeszła do zdenerwowanego blondyna, i położyła mu dłoń na policzku.
-Uspokój się - powtórzyła, a on zwrócił swoją głowę w stronę jej ręki i przymknął oczy, a wszystkie rzeczy upadły z hukiem. - Już?
-Tak. Dziękuję - odpowiedział, a blondynka odetchnęła z ulgą.
-Co to do cholery było? - zapytał Niklaus, a Forbes dopiero po chwili odważyła się na niego spojrzeć.
-Dlatego nie chcę, żeby nikt nas znalazł.
-Ale co to było!? To nie jest normalne! - krzyknął Nik
-To nie jest normalne? Myślisz że tego nie wiem do cholery?! Rozmawiałam z Bonnie, po tym jak wyjechaliśmy, i znaleźli nas pierwszy raz. To nie jest magia. To coś jak... telekineza. Gdy Henrik miał osiem lat, zmiótł z ziemi cały dom. Gdy miał dziesięć, zabił wampira, który chciał mnie skrzywdzić. Jednym spojrzeniem. Dlatego właśnie, musimy wyjechać - powiedziała dobitnie, nie spoglądając nawet na przyjaciół.
-Co? - usłyszała przestraszony głos blondynki.
-Posłuchajcie..
-Nie. - odezwał się wreszcie Klaus. - Jedziecie z nami, dość ukrywania się.

* * *

Stała przed wielkim domem. Nie była pewna czy oby na pewno chce wejść do środka, jednak teraz nie było już odwrotu. Gdy młody Mikaelson usłyszał ze ojciec chce zabrać go do siebie, od razu zaakceptował wszystko, nawet to, że będzie żył w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nie miała nic do gadania, i tylko dwa wyjścia. Odejść na zawsze, i zapomnieć o rodzinie pierwotnych, albo pojechać z nimi i chronić ich całą swoją mocą.
-Boje się. A jak mnie nie polubią? - usłyszała głos chłopaka.
-Henrik. Jesteś jednym z nich. I masz rację, na pewno Cię nie polubią. Oni Cię pokochają.

* * *

-Niklaus - zdziwiony Elijah spojrzał na swojego brata, gdy ten wszedł do salonu. Dawno ich tu nie było, wszystkich razem. - miałeś być na wakacjach. Co robisz w Nowym Orleanie?
-Wróciłem. Posłuchajcie - zwrócił się do całej reszty. Ludzi których niegdyś tyle razy chciał zabić, ludzi którzy w teraźniejszości, stali się jego rodziną. Wszyscy. Rodzeństwo Gilbert, Bonnie, Stefan. Od dawna zamieszkali w jego starej posiadłości, i uspokajali go gdy ich odwiedzał. Stwarzali mu pozorne szczęście. Coś, czego nie zaznał od bardzo dawna. - Na wycieczce, spotkaliśmy kogoś, kogo chcielibyście z całą pewnością zobaczyć. Obydwoje czekają teraz na zewnątrz, ale bądźcie dla nich łaskawi, i nie zadawajcie miliona pytań - powiedział, a starszy brat spojrzał na niego mrużąc w charakterystyczny sposób oczy. Po chwili w pokoju pojawiła się Caroline, a za nią, przystojny, wysoki blondyn, o oczach kolorem identycznym jak u wszystkich Mikaelsonów.
-C..co się dzieje ? - zapytała Elena, patrząc przerażona na przyjaciółkę - Dlaczego tu jesteście? Nie powinno was tu być - krzyknęła, a w domu nagle zaczęły trząść się wszystkie urządzenia. W jednej sekundzie Caroline złapała chłopaka za dłoń i wszystko się uspokoiło.
-Eleno - skarcił ją Klaus.
-Przecież to niebezpieczne! Mogą zginąć! Co Ci odbiło! Chcesz żeby zginęli? - dalej histeryzowała brunetka.
-Spokojnie. Nic nikomu się nie stanie - powiedziała Rebbekah, wchodząc do salonu. Na widok Stefana, skrzywiła się lekko, jednak ignorując swoją niechęć, kontynuowała - Musimy dowiedzieć się więcej o zdolnościach Henrika. Nie możemy zostawić ich z tym samych.

* * *

Siedzieli na hamaku. Odkąd przyjechali minęło jakieś trzy godziny, jednak nikt nawet nie zauważył tego że wyszli z domu, i siedzą teraz przed wejściem do rezydencji na plantacji. Zajęci byli obmyślaniem misternego "planu". Między dwoma jabłoniami zawieszono płachtę materiału, dzięki czemu mogli się schować przed promieniami słońca.
-Co teraz? Nie są zbyt zadowoleni z mojego przyjazdu - powiedział blondyn, na co Caroline mocniej zabiło serce. Obawiała się tego, jednak nie chciała wprawiać go w zły nastrój. Każdego dnia, zastanawiała się jak to będzie, gdy wreszcie się zobaczą, i spodziewała się takich reakcji.
-Spokojnie - powiedziała - muszą się przyzwyczaić. Cały czas udawali że nie żyjemy, żeby nas chronić, a teraz wszystko poszło się..
-Jebać - skończył za nią.
-Co państwo tu robią?! Nie można tu siedzieć! - usłyszeli głos mężczyzny, a oni jak na komendę odwrócili się w jego stronę.
-Dlaczego niby? - zapytała zdziwiona blondynka. Rozdrażniony mężczyzna podszedł i chwycił ją za ramię, ściągając z hamaka.
-Hej! Zostaw ją - Henrik go popchnął, a mężczyzna w jednej chwili rzucił się na niego z wysuniętymi kłami. Blondynka zasłoniła Mikaelsona ciałem, a jego zęby utkwiły w jej szyi. Po chwili zerwał się wiatr, a nad nimi zebrały się ciemne chmury.
-Co się dzieje? - usłyszeli z daleka głos Elijah, ale było już za późno. Zdezorientowana Forbes, poczuła jak ziemia się trzęsie. W wampirzym tempie znalazła się obok Elijah i reszty, zatrzymując ich gestem ręki. Sekundę później wampir szybował przed Henrikiem wrzeszcząc z bólu. Jakby zaczarowany nagle opadł na ziemię, wyprany z życia. Wszystko w okół się uspokoiło, a zza chmur wyszły pierwsze promienie słońca.
-Co mu jest? - zapytał Elijah, podchodząc powoli w stronę wyssanego mężczyzny.
-Nie żyje.

* * *

-Połóż się. Nie przejmuj się. I zaśnij - powiedziała Caroline stojąc w progu drzwi do pokoju Henrika.
-Zabiłem go.
-Chciał mnie skrzywdzić - powiedziała, na co on pokiwał tylko głową, kładąc się, dalej przybity. Tuż po całej sytuacji, okazało się, że to jeden z wampirów ochraniających posiadłość. Żaden z nich nie wiedział o przybyłych gościach, i myślał, że po prostu ktoś się wkradł do rezydencji.
-Spij - dodała na sam koniec, zamykając drzwi od pokoju. Gdy stanęła w korytarzu, oparła się czołem o drzwi. Po chwili poczuła ciepłą dłoń na ramieniu, odwróciła się, lekko uśmiechając się do przyjaciółki.
-Jak się czujesz? - zapytała Rebbekah, na co blondynka wzruszyła ramionami.
-Dlaczego nie jesteś ze Stefanem? - odbiła pałeczkę Caroline, na co pierwotna skrzywiła się nieznacznie.
-Cóż. Jak to on powiedział? Nie chce mnie skrzywdzić.
-Czym?
-Właśnie tego nie wiem.

* * *

Gdy wreszcie usiadła na "swoim" łóżku, poczuła zmęczenie. Przebrała się w długie spodnie od piżamy i bokserkę, i od razu rzuciła się na posłanie, zatapiając twarz w miękkiej poduszce. Gdy już miała na dobre zamknąć oczy, coś mignęło jej za drzwiami balkonowymi. Lekko zdziwiona podeszła i rozejrzała się po ciemnym podwórku. Niczego nie dostrzegła. Spojrzała na kamienne płytki, i wtedy dostrzegła białą kopertę. Otworzyła drzwi, i zabrała zaadresowany do niej list. Gdy rozdarła papier, od razu wypadła ze środka kartka. "Nigdy nie będziecie bezpieczni". Sapnęła przerażona. Bez zastanowienia ruszyła do drzwi i wypadła na korytarz, czując jak jej ciało drży a z oczu płyną łzy. Wpadła do sypialni, tak dobrze jej znanej.
-Zobacz - rzuciła w stronę zdziwionego Klausa kartkę, a ten powoli, z lekkim dystansem sięgnął po list.
-Skąd to masz?
-Było na moim balkonie. Oni już wiedzą.



________________________________________________________

Wróciłam i tutaj.
Niespodziewany przypływ jakiejś tam weny, pozwolił mi na jakiś powrót :)
Może w niezbyt dobrym stylu, ale może w następnym rozdziale będzie lepiej :)
I dłużej.

1.28.2014

Liebster Award.


Serdecznie dziękuje MADZI za nominację, ale chyba bardziej cieszę się z tego, że w końcu do nas wróciłaś !

Pytania które dostałam:
1. Czym zajmujesz się w wolnym czasie?
2. Jakie są twoje ulubione książki/filmy?
3. Jaka osoba zna Cię lepiej niż ktokolwiek inny?
4. Co chcesz robić w życiu?
5. Najlepsza książka, przeczytana przez Ciebie?
6. Twoje zainteresowania?
7. Ulubiony przedmiot w szkole
8. Jaka jesteś z charakteru?
9. Masz jakiegoś idola? 
Jeśli chodzi o odpowiedzi to jestem zaszczycona by wam ich wam udzielić:

1. Właściwie to prowadzę swój własny pub od jakiegoś miesiąca.  Dodatkowo przygotowuje się do testów fizycznych na Akademie Marynarki Wojennej do której będę starała się dostać na przyszły semestr. W wolnym czasie (a jest go ostatnio mało) staram się odpocząć przy jakiejś fajnej książce (bądź opowiadaniu), lub spędzam czas na oglądaniu filmów z moim chłopakiem ( chyba że mamy akutalne odcinki tvd lub supernatural do obejrzenia)  :).

2. Jeżeli chodzi o książki to mogę powiedzieć że czytam wszystko od Harrego Pottera po twórczość Nicholasa Sparksa. Uwielbiam czytać romanse (Sparks, Koomson) , thilery (King) i fantasty (Rowling, Clare, Collins).
Ostatnio przeczytałam całą serię Darów Anioła i 50 twarzy Greya. Obie polecam.
Podobnie jest z filmami, uwielbiam te same gatunki co w książkach. Ale tu wyróżniam jeszcze horrory. Nie mogę wymienić ulubionych tytułów ale mogę polecić wam film który oglądałam wczoraj - szepty.

3. Od zawsze uważam, że w pełni znam się tylko sama ze sobą. Owszem rodzina i chłopak wiedzą o mnie najwięcej ale czy wszystko? Chyba nigdy nikt nie pozna w 100% drugiego człowieka. To byłoby zbyt przewidywalne i przestalibyśmy się sobą nawzajem interesować. Najbardziej znają mnie pewnie rodzice, a później w kolejności - chłopak, i mój przyjaciel M. z którym przyjaźnię się od ponad ośmiu lat (tak, przyjaźń damsko-męska istnieje :))

4. Szczerze? Do 3 liceum miałam zaplanowane przez siebie całe życie.  Ale tak już bywa że nie zawsze mamy to co chcemy. Chciałam być lekarzem/pediatrą/dentystą. Zbyt słabo zdana matura uniemożliwiła mi to, tak więc moje życie zmieniło kierunek tak samo jak moje myślenie. Dostałam pewnego rodzaju nauczkę. Uważam więc że nie należy planować sobie życia bez planu awaryjnego :)

5. Miliardy książek na całym świecie a wy karzecie wybrać mi jedną?  Nie mogę wybrać swojej ulubionej (BO MAM ICH ZBYT WIELE), ale wiem że książką którą będę czytać swojemu dziecku będzie Harry Potter.  To ponadczasowa opowieść, która dotrze do ludzi w każdym wieku.

6. Uwielbiam biegać, ćwiczyć i robić wszystko co jest "fit". Byłabym cudowną trenerką i zawodniczką, gdyby nie problemy zdrowotne wywołane ciągłymi treningami przez ponad 7 lat. Od biegania po siatkówkę. Uwielbiam też pisać.  Chodź nie zawsze mi to wychodzi.

7. Cóż póki co, to do szkoły nie chodzę.  Ale w zeszłym roku i przez całą swoją karierę uczniowską uwielbiałam biologię i chemię.

8. Samokrytyczna. Perfekcyjonistka. Punktualna.  Zakompleksiona. Wredna. Ironiczna. Strachliwa. Ale też kochająca i kochana.

9. Idol. To określenie trochę mnie odrzuca. Nie mam "idola". Posiadam osoby które podziwiam. Chyba z każdej dziedziny życia. Od muzycznej -Beyonce - przez reżyserką - Tim Burton - aktorską - Johnny Depp - aż do pisarskiej - Nicholas Sparks.
Ale pomimo wszystko te osoby przedstawione powyżej są zamienne tak samo jak gust który z wiekiem się zmienia. Ale jedna osoba w moim życiu i sercu nigdy się nie zmieni - mama. Bo to jej zawdzięczam wszystko co mam.


Mam nadzieję że was nie zanudziłam :) 

Nominuję :

TAYLOR  -  http://original-family.blogspot.com
SERCI  -  http://youaremymemory.blogspot.com ( może przy okazji autorka doda rozdział *.* )

Jeżeli chodzi o pytania, to odpowiedzcie na te same, które zadano mi. :)

A tymczasem idę stworzyć dla was kolejny rozdział :)
Do zobaczenia
Wasza, A.

1.24.2014

1.22.2014

ROZDZIAŁ 21.



Siedzieli na kanapie w salonie.
-Co tu robisz? - zapytała Caroline, gdy Rebbekah wreszcie doszła do siebie po szoku który przeżyła witając się ze swoim bratankiem.
-Jestem na wakacjach.
-Sama?
-Nie. - szepnęła przerażona
-Kto...?
-Klaus.
-Możecie mi wytłumaczyć o co chodzi? Zachowujecie się jakbyście sobie czytały w myślach, a przypominam kto tutaj ma dziwne zdolności - wtrącił się Henrik patrząc to na jedną, to na drugą blondynkę. Caroline westchnęła.
-Chodzi o to, że musimy się znów wyprowadzić. - powiedziała, na co Bekkah wstała.
-Nie musicie. Nie widziałam cieni od bardzo dawna. Stracili nami zainteresowanie.
-Albo nie ujawniają się, czekając aż ich do mnie doprowadzisz.
-Caroline... Kiedy ostatnio wyszłaś z domu, tak po prostu? Na spacer?
-To zbyt niebezpieczne. Dobrze o tym wiesz.
-Nie znajdą was!
-Już trzy razy się im to udało, Bekkah. - warknęła Forbes, uderzając pięścią o stół, i przy okazji przełamując go na pół. Młoda Mikaelsówna usiadła z wrażenia.
-Jak to?
-Uciekam nie bez powodu.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale! Nie dopuszczę znowu do tego, żeby coś zagrażało jego życiu - wskazała na zdezorientowanego chłopaka. - Już raz ledwo uszedł z ucieczki życiem.
-Byłem mały! - wtrącił się, jednak widząc mrożący krew w żyłach wzrok przyjaciółki, zamknął się.
-Ale co się stało?
-To się stało, że już wiedzą o tym, że jest z nim coś nie tak.

* * *

Siedział w pokoju, z którego był piękny widok. Przyjechał tu tylko ze względu na siostrę. Po zerwaniu ze Stefanem, była nieobecna, smutna. Nie mógł na to patrzeć. Elena i Elijah już dawno z nimi nie mieszkali, i zajęci swoimi sprawami nawet nie chcieli słyszeć o tym, żeby gdzieś jechać. Wszystkim było trudno. Piętnaście lat temu, rodzina pierwotnych przestała istnieć. Powoli rozpadała się na kawałki. Bali się. Bali się o siebie,  każdego nawzajem, i o NICH. Nie miał pojęcia jak się czują, czy jeszcze żyją, i czy w ogóle nie są już w bractwie. Ale jak powiedziało się A, to i mówi się B. Nigdy nie zaczął ich szukać. Nigdy. Spojrzał na zegarek, lekko zmartwiony. Jego siostra od dłuższego czasu nie robiła dziwnych rzeczy, tym bardziej nie znikała nagle, tak jak kiedyś.
Miała wrócić do niego rano, a teraz nie odbierała jeszcze telefonu. Westchnął głośno, i zabierając marynarkę wyszedł, kierując swoje kroki do Merlina. Miał pojedynczych ludzi. W niedzielę rano, ciężko było zobaczyć w mieście jakikolwiek posiłek warty zachodu. Westchnął więc, chcąc czym prędzej zabrać stąd siostrę. To miasto źle na nią działało.Po chwili znalazł się w klubie, który znajdował się notabene po drugiej stronie ulicy. Wszedł, nie przejmując się że godziny otwarcia są określone na nieco późniejsze. Praktycznie od razu u jego boku pojawili się barczyści ochroniarze.
-O, pomożecie mi - powiedział hipnotyzując ich - Szukam jej. Gdzie i z kim poszła? - pokazał zdjęcie na telefonie. Mężczyźni niczym małpki na każde jego zwołanie wykonali jego polecenie.
-Wysoki blondyn. - powiedział pierwszy
-Taksówka. Zawsze stoi ich kilka, specjalnie wynajętych dla klubu. Teraz też pewnie są. - dodał drugi.
Klaus bez zbędnych słów odwrócił się i wyszedł z meliny. Zawsze zastanawiało go co jego siostra widzi konkretnie w takiego typu miejscach. No, nie licząc możliwości pożywienia się bez konsekwencji ujawnienia się. Po kilku próbach w ustawionych w rzędzie taksówkach, wreszcie dotarł tam gdzie chciał. Siwy mężczyzna zaśmiał się widząc zdjęcie na jego telefonie.
-Tak, zawoziłem ją z chłopakiem. Nie mogli wytrzymać i zaczynali już w samochodzie. Wręcz rzucili się na siebie w pewnym momencie. Ale przynajmniej zapłacili podwójnie.
-Zawiezie mnie pan tam gdzie ich - kolejny raz użył hipnozy, a po piętnastu minutach spokojnej jazdy znalazł się na uboczu miasta, w dzielnicy domków jednorodzinnych. Stanął przed jednym z nich, wskazanym przed kierowce taksówki. Przez chwilę zastanowił się czy oby na pewno stary mężczyzna się nie pomylił. Dom wyglądał jak każdy inny w tej okolicy. Biały, z czerwonym dachem i dość sporym gankiem, na którym rozwieszona była huśtawka. I oczywiście posadzone drzewo, tuż przed wejściem. Po chwili jednak, postanowił sprawdzić czy oby na pewno to nie podstęp. Idealna kryjówka dla cieni. Niepozorna. Od dawna oglądał się za siebie. Starając się utwierdzać w przekonaniu młodszą siostrę że jest bezpieczna. On nigdy się tak nie poczuł. Najpierw ścigał go Mikael, potem zjawił się Silas, następnie walczył z Marcelem, a na końcu pojawiło się całe bractwo. Mimo tego że był nieśmiertelny, czuł się zagrożony. Wszedł na ganek, i jak gdyby nigdy nic zapukał. Po chwili otworzył mu blond chłopak, jego wzrostu, dobrze zbudowany.
-W czym mogę pomóc?
-Szukam siostry

* * *

Siedzieli dalej na kanapie, starając się rozwiązać sytuację. Cóż, przypadkowe "wpadnięcie na siebie", jeszcze w tym stuleciu, nie było przewidziane nawet przez Bonnie. Rebbekah cały czas rozważała szybki wyjazd pierwotnych z miasta, ale Caroline cały czas była przeciwna, czując że to ona z Henrikiem powinna opuścić to miejsce. Usłyszeli dzwonek do drzwi, jednak nie przejęty Henrik podszedł spokojnie do drzwi, spodziewając się ujrzeć listonosza. Ku jego zdziwieniu, u progu stał wysoki mężczyzna. Dziwnie znajomy.
-W czym mogę pomóc? - zapytał, a dziewczyny spojrzały na siebie, od razu wstając, gotowe by zaatakować intruza w razie potrzeby.
-Szukam siostry - Caroline usłyszała angielski akcent i automatycznie pobladła. Zaczęła szybciej oddychać, a jej serce drgnęło. Miała ochotę schować się pod dywan. Nie chciała go widzieć. W głowie od razu pojawiły się obrazy, których nie chciała pamiętać. Jego oczy, usta, ciało. Jego pocałunki na jej skórze. A potem w jej głowie pojawił się obraz kołka w jego sercu, który został wbity przez jednego z cieni. Kiwnęła do Rebbeki przecząco głową, jakby dając jej znak, że on nie może wiedzieć że to Henrik, że nie może się dowiedzieć że ona też tu jest. Młoda Mikalesówna od razu podbiegła do drzwi zaglądając na zewnątrz spod ramienia chłopaka.
-Nik? - udawała zdziwioną. Mężczyzna spojrzał na nią, oddychając z ulgą. Była bezpieczna. - Cóż, było bardzo fajnie, ale raczej tego nie powtórzymy, Pa! - dodała w stronę blondyna, na co starając się udawać spokojną wyszła po prostu z domu.
-NIE! - wykrzyknął, jednak Caroline w porę zareagowała zamykając drzwi i modląc się, by nie zobaczył w tym nic dziwnego. Nie była gotowa na to spotkanie. Nie chciała narażać chłopaka na dodatkowe cierpienia i niebezpieczeństwo. Nie mogła pozwolić by go znalazł, bo wraz z nim, pojawią się ONI.
-Cicho bądź - warknęła w stronę chłopaka, na co on postanowił ją odsunąć i otworzyć z powrotem drzwi. Zdenerwowana blondynka uderzyła go w brzuch używając jakieś 50% swoich sił, jednak to wystarczyło by blondyn upadł na ziemie nieco dalej od niej, zwijając się z bólu. Spojrzała na niego przepraszającym wzrokiem, jednak szła w zaparte. Nie mógł dowiedzieć się że tu są.

* * *

-Co to było? - zapytał Klaus, przystając i przyglądając się chłopakowi zza zatrzaskujących się drzwi.
-Ja nic nie słyszałam - odparła Rebbekah robiąc śmieszną w jego mniemaniu minę.
-Czego mi nie mówisz? - zapytał ponownie, na co zmieszana lekko blondynka wzruszyła lekko ramionami ruszając w przeciwnym kierunku, z dala od drzwi.- Ja chyba tam wrócę.
-NIE! - przestraszyła się Bekkah, na co Klaus podniósł lekko brew.
-Tym bardziej. -  powiedział, po czym spokojnym krokiem ruszył w stronę drewnianego domu. Zapukał ponownie, jednak po dłuższej chwili, nikt nie otworzył.
-Widzisz? Poszedł spać - powiedziała podchodząc do niego, i kładąc mu dłoń na ramieniu, starając się pociągnąć go w stronę wyjścia z posesji.
-Otwórz drzwi - warknął, denerwując się coraz bardziej. Robiła z niego idiotę, i myślała ze się nie domyśli że coś jest grane. - OTWIERAJ!
Rebbekah po cichym westchnięciu nacisnęła klamkę, ale drzwi ani drgnęły.
-Widzisz? Nie mogę- powiedziała, sama się dziwiąc o co chodzi. Niklaus postarał się otworzyć drzwi, ale ani drgnęły. Mieszkał tam człowiek.
-WEJDŹ NIK! - usłyszał krzyk tego samego mężczyzny, i głośny, niedowierzający pisk kobiety. Lekko zaskoczony mężczyzna szarpnął drzwi a one lekko drgnęły, jednak były one przytrzymywane z drugiej strony. Spojrzał na siostrę. Była przerażona, co jeszcze bardziej go zaciekawiło. Mężczyzna mocno nacisnął na drzwi, jednak dalej nie ustąpiły. W końcu, zdenerwowany naparł na nie z całej siły a one odskoczyły. Gdy wszedł, zobaczył chłopaka leżącego na ziemi, stękającego z bólu. Zza jego pleców wyszła Bekkah, i zamykając uprzednio drzwi  podeszła prędko do blondyna podnosząc go do pionu.
-Co ty wyrabiasz? - warknęła do niego, starając się spojrzeć mu w oczy.
-Nie będę znowu sam! NIE CHCE. Nie będziecie decydować za mnie! - powiedział w jej stronę. Zdezorientowany Mikelson zmarszczył czoło.
-Ale o czym? - wtrącił się zdziwiony do granic możliwości.
-O MOIM ŻYCIU DO JASNEJ CHOLERY! - wykrzyknął w jego stronę.
-Uspokój się - warknęła Rebbekah w jego stronę.
-Nie uspokój się. Okłamywała mnie cały czas że jesteśmy tylko my!
-Ale kto? - Niklaus rozłożył ramiona w geście bezradności. Nic z tego wszystkiego nie rozumiał. Przerażona siostra spojrzała na coś, ponad jego ramieniem. Zmarszczył brwi.
-Ja.

* * *

W końcu pozbierała się zza kanapy, gdzie wylądowała po mocnym odepchnięciu przez Mikaelsona. Słysząc wciąż tylko krzyki wstała, i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w ich stronę, stając za Klausem.
-Ale kto? - usłyszała jego cudowny głos. Pierwotna spojrzała na nią przerażona. Ich plan poszedł się jebać.
-Ja. - odpowiedziała wyraźnie, a on odwrócił się powoli w jej stronę, jakby wciąż nie dowierzając w to co się tutaj dzieje. Spojrzał jej prosto w oczy i otworzył usta ze zdziwienia. Przełknął ślinę, i ze zdziwieniem sapnął
-Caroline? - po czym odwrócił się z prędkością światła w stronę chłopaka. - To jakiś żart...
Lekko zdezorientowany blondyn przypomniał sobie całą historię Forbes. Nikluas. Nik. Klaus. Zdziwiony spojrzał na Rebbekę.
-Czekaj czekaj. Nik. Niklaus. Tak? - zapytał, na co dziewczyna pokiwała lekko głową twierdząco.
-Henrik? - zapytał przerażony Mikaleson, na co chłopak się wyszczerzył, i z całkowitą ufnością podszedł do mężczyzny, przytulając go i klepiąc mocno po plecach.
-Wow. Cała rodzina w komplecie - powiedział.
-Nie cała - usłyszał głos Caroline. - I nie przyzwyczajaj się. Jutro rano wyjeżdżamy. - powiedziała, i nie zwracając większej uwagi na pierwotnych weszła po schodach, a po chwili słychać było trzask drzwi od jej pokoju.
-Jak to się stało? - zapytał patrząc na Rebbekę.
-Cóż, poszłam na randkę ze swoim bardzo przystojnym bratankiem. Mam jednak niefart do facetów...

______________________________________

Coraz, coraz bliżej. 
Będę tęsknić za tym opowiadaniem. 
Całkowicie.


KOMENTUJCIE.
Wasza, A.

1.17.2014

ZAPRASZAM

ZAPRASZAM 


Myślę, że większość z was ( o ile jeszcze ktokolwiek czyta moje opowiadanie), spodziewa się, że już niedługo ta historia dobiegnie końca.
Dlatego już dziś, chciałabym was zaprosić na :

 http://youcursemyname.blogspot.com

Powinni się tam kierować wszyscy fani Pottera, huncwotów, i innych magicznych historii. 
A jeśli nie, to zapraszam chociażby po to żeby czytać moje wypociny :)

Korzystając z okazji.
Czy tylko ja umieram?
Z zachwytu?
Prawie sie posikałam !!
0,7 sekunda. Caroline i Klaus - Dla tych którzy jeszcze nie widzieli - CHYBA SIĘ POCAŁUJĄ


<sika, sika, sika, sika>


Wasza, A.

1.12.2014

ROZDZIAŁ 20.



Spojrzała w lustro. Wyglądała idealnie. Pofalowane włosy upięte po jednej stronie śliczną czarną spinką z kwiatem. Suknia idealnie opinała jej ciało. Mocny makijaż dodawał jej lat, jednak nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Dziś nie szła na bal się bawić. Szła na pogrzeb. Swój własny. Do włosów dopięła czarną woalkę, a na dłonie założyła długie, czarne rękawiczki. Wsunęła na bose stopy wysokie, czarne szpilki i spojrzała ostatni raz na swoje odbicie. Idealnie.

* * *

Wielki pałac mienił się tysiącami kolorów. Wchodzili dumnie krocząc po wielkich schodach prowadzących do sali balowych. Postanowili się nie rozdzielać. Postanowili ją odbić. Postanowili zabić ich wszystkich. Klaus rozejrzał się po sali starając się znaleźć JĄ. Wszyscy goście mieli na twarzach maski, ale wiedział że gdy tylko ją dojrzy, to ją pozna. Jej zdziwienie na twarzy ją zwiedzie. 
-Klaus - usłyszał głos Stefana - Nie ma jej. Bonnie jej nie wyczuwa. Może coś jej..
-Nie - przerwał mu, odwracając się w jego stronę. Już miał puścić wiązankę na temat tego, jak może mówić takie rzeczy, kiedy ją ujrzał. Szła z wysoko podniesioną głową przez długie schody.  Gdy tylko przekroczyła próg schodów, doskoczyło do niej kilku mężczyzn. Przez chwile coś mówili, a następnie jeden z nich podał jej ramie, a ona chwyciła je krocząc za nim na parkiet. Klaus praktycznie rzucił się w ich stronę, jednak powstrzymał go uścisk czyjejś dłoni.
-Spokojnie - usłyszał za sobą głos Rebbeki. Wziął głęboki oddech, i łapiąc ją za ramię ruszył w stronę parkietu.

* * *

-Dawno Cię nie widziałem - powiedział Johnson, zastępca Allesi. Blondynka nie dając sobie niczego po sobie poznać spojrzała na niego wyzywającym spojrzeniem.
-Przecież byłam na przymusowych wakacjach. - warknęła
-Caroline, wiesz że jeden twój ruch, jedno Twoje słowo, i mogę Ci pomóc. Nic Ci przy mnie nie zrobią. Im też. - powiedział, a ona zerknęła ponad jego ramię spoglądając na przyglądającym się im Allesi i jakiemuś mężczyźnie, którego nigdy nie widziała. Johnson od dawna się w niej dłużył. W sumie, to on ją zwerbował, wszystkiego nauczył, wyszkolił.  Spojrzała mu w oczy.
-Jaką mam gwarancję, że dacie mi żyć? Że dacie IM żyć? Po za tym. Dobrze wiemy, oboje, że ostatnie słowo należy do Allesi. - powiedziała nie kryjąc obrzydzenia. Odwróciła głowę, dalej kołysząc się z nim w spokojnym tańcu.
-A jeśli powiedziałbym Ci, że to do mnie należy ostatnie słowo? Że tak naprawdę to JA, jestem tym, który podejmuje wszelkie decyzje? Że Allesia odchodzi na emeryturę, a ja chciałbym żebyś to TY zajęła jej miejsce?
-Więc po co ta koperta?
-Żebyś zastanowiła się, co możesz zrobić - powiedział. - Zastanów się Caroline. Mogę Cię zapewnić że Klausowi nic się nie stanie. 
-Skąd..
-Wiem o Tobie wszystko. Łącznie z rozmiarem sukienki. Ładnie na Tobie leży, swoją drogą. - Dziewczyna przełknęła ślinę. Była w pułapce. Co może zrobić? Powiedzieć "nie" i zginąć, karząc tym samym całą swoją "rodzinę", lub zgodzić się na jego warunki, w pewnym momencie pewnie zostać jego żoną, i do końca świata być nieszczęśliwą.
-Mogę odbić Panu partnerkę? - usłyszała TEN akcent.

"To dziwne, ale kiedy człowiek się czegoś boi, i oddałby wszystko, byle tylko spowolnić upływ czasu, czas ma okropny zwyczaj przyśpieszania swojego biegu."
    
Johnson bez zbędnych słów i uśmiechów podał mu dłoń partnerki, pozwalając by ta wtuliła się po sekundzie w jego umięśnioną klatkę.
-Jesteście szaleni - powiedziała nie patrząc na niego.
-A ty piękna - przed jej zobaczeniem miał ochotę ją rozszarpać, jednak gdy tylko zobaczył ją, w TEJ sukience, w TYM miejscu, pragnął ją ochronić każdą możliwą komórką ciała. Dziewczyna przełknęła ślinę, starając się nie popłakać. 
-Klaus.. Uciekajcie stąd. Dopóki możecie. Ja mam plan. Nic mi nie zrobią, i ochronię was. Ciebie. Proszę.. - szepnęła, dopiero teraz na niego spoglądając. 
-My też mamy plan. I właśnie się on zaczyna. - powiedział a wszyscy wokół nich zamarli. Jakby czas przestał płynąć. Jakby życie zatrzymało się w jednej sekundzie. Z pomiędzy ludzi wyszła w ich stronę kobieta. Identyczna jak Caroline. Identycznie ubrana.
-Bonnie? - szepnęła blondynka, patrząc na swoje lustrzane odbicie. Brakowało tylko woalki. Jej siostrzana postać uśmiechnęła się szeroko podchodząc jeszcze bliżej, i zdejmując jej z głowy opaskę. Założyła sobie po czym dała znać komuś stojącemu za nią. Potem była tylko nicość. 

* * * 

Obudziła się w ciemnym pomieszczeniu. Głowa bolała ją nie miłosiernie. Po jej sukni nie było śladu, a na jej ciało założone były tylko jeansy i ciemna bluzka. Wstała z łóżka na którym leżała czując od razu zimno bijące od podłogi. Przeszła na boso do drzwi po czym je otworzyła. Wyszła na brudny korytarz, zastanawiając się gdzie jest. Po chwili doszła do pomieszczenia przypominającego starą kuchnio- jadalnię. Dopiero po chwili spostrzegła Elenę.
-Co się stało? - zapytała a ona podskoczyła na krześle przestraszona wejściem Caroline
-Obudziłaś się..
-Nie pieprz, tylko mów. - przerwała jej blondynka stając naprzeciwko.
-Dowiedzieliśmy się, że zmuszają Cię, do samobójstwa. Domyśleliśmy się, że będziesz chciała zawrzeć z nimi układ, więc działaliśmy najszybciej jak to możliwe.
-Okej, i waszym planem była śmierć Bonnie? - zapytała przerażona, a Elena spojrzała na nią z obawą.
-Tak.

* * *

Siedziała kolejną godzinę w pokoju w którym się obudziła. Nie wiedziała co się dzieje z resztą, nie wiedziała co robić. Uciec stąd i pobiec do pałacu by ratować Bonnie, skazując wszystkich pierwotnych na śmierć, czy pozwolić przyjaciółce umrzeć. Nagle usłyszała szmer za drzwiami. Stukot obcasów odbijał się od pustych ścian. Caroline czym prędzej wstała z łóżka i otworzyła drzwi. Akurat w tej chwili do jej pokoju chciała wejść Rebbekah.
-Dlaczego im na to pozwoliłaś? - zapytała na wejściu, a pierwotna się zmieszała.
-Spokojnie. Bonnie jest pod wpływem czaru ochronnego. Gdy tylko to wszystko przycichnie, musimy po prostu ją obudzić moją krwią.
-Ale..
-Nie ma żadnego "ale", Caroline. Teraz, ładnie przefarbujemy Ci włosy, i wyjedziesz z Henrikiem. Wyjedziesz gdzieś, gdzie nawet my, Cię nie znajdziemy.

* * *

Siedziała w samolocie którąś godzinę z rzędu. Mały chłopiec obok niej dawno zasnął, opierając swoją śliczną główkę o jej ramię. Przymknęła oczy starając się zasnąć, ale gdy tylko to robiła, jej oczom ukazywał się JEGO obraz. Co mogła zrobić? Miała się im sprzeciwić? Oni wszystko już zaplanowali. Ba! Nawet się z nią nie pożegnali. Wciąż czuła dłoń Klausa na swoich plecach, gdy podczas wczorajszego balu razem tańczyli. Gdy wchodziła do taksówki, nawet nie wyszedł przed dom jak inni, by zobaczyć jak odjeżdżają. Wypuścił ją.

* * *

-Caroline? - usłyszała cienki głosik przy swojej lewej nodze. Spojrzała w dół, od razu spoglądając w błękitne oczy chłopca. - Tu będziemy mieszkać?
-Tak Henrik, chyba tak - powiedziała spoglądając na mały jednorodzinny domek z białym gankiem, podobnym do tego, który miała Elena w Mystic Falls. Weszli przez drzwi i zamknęli wszystkie możliwe zamki w domu. Caroline kazała przepisać dom na Henrika, dzięki czemu chociaż częściowo byli bezpieczni. Blondynka uklękła przed chłopcem, i przytuliła go do siebie mocno.
-Teraz to nasz dom.

* * *

Piętnaście lat później.

-Caroline! - do pokoju wszedł wysoki, blond chłopak.
-Henrik, miałeś nie krzyczeć - powiedziała dziewczyna siedząca na fotelu. Dopiero po chwili oderwała głowę od książki i spojrzała na mężczyznę.
-Poznałem dziewczynę. Jest piękna. Chociaż mam dziwne przeczucie że skądś ją znam. W każdym bądź razie, umówiłem się z nią w Merlinie.
-W tym barze, do którego chodzą nadprzyrodzone istoty żeby się pobawić z ludźmi na końcu ich jedząc? Oszalałeś?
-Przecież wiesz że nikt mi nic nie zrobi. - uśmiechnął się do niej, jednak jego radosny wyraz twarzy zniknął gdy blondynka wstała z fotela, i podeszła do niego mrużąc oczy.
-Nikt, nic Ci nie zrobi? Henrik, do jasnej cholery! Myślisz że jesteś bezpieczny? Gdy użyjesz swojej mocy, będziesz w jeszcze większym niebezpieczeństwie! - warknęła przybliżając się do niego z każdym słowem.
-Ej, jakim większym? Odkąd skończyłem dziesięć lat, przeprowadzamy się co roku, do innej części świata. I nigdy nie powiedziałaś mi dlaczego. Dobra, jestem wyjątkowy. WIEM O TYM. Ale chce żyć. Nie każdy jest nieśmiertelny i może sobie pozwolić na czytanie książek i nie wychodzeniu z domu przez piętnaście lat - powiedział do niej gestykulując rękami, po czym wbiegł po schodach do swojego pokoju. Blondynka przymknęła oczy, po czym zaczęła masować sobie skronie. Nagle wspomnienia z przed piętnastu lat zaczęły napływać do jej głowy...
Wyjazd od pierwotnych. Zamieszkanie w Paryżu. Odnalezienie ich przez bractwo po czterech latach. Henrik, prawie umierający w jej ramionach gdy uderzył z hukiem głową o betonowy gmach budynku podczas gdy uciekali, a on niewerbalnie ich ocalił. Zanik jego pamięci. Coroczna przeprowadzka na inny kontynent. Nigdy nie odważyła się mu powiedzieć co się działo przed jego wypadkiem. Nigdy nie odważyła się wyznać mu prawdy, że ma rodzinę. Że kłamała mówiąc "Tylko ty i ja, przeciwko całemu światu". Weszła powoli po schodach, po czym zapukała do pokoju który zajmował chłopak. Gdy usłyszała wciąż rozeźlony głos wypowiadający słowo "proszę", nacisnęła na klamkę i weszła do jego małego królestwa. Stał, na środku pokoju, a część jego rzeczy wirowały wokół niego. Chłopak oddychał głęboko starając się uspokoić. Caroline podeszła do niego, nie zważając że w każdej chwili może dostać w głowę lewitującym laptopem, po czym położyła mu dłoń na ramieniu, a następnie przyciągnęła do siebie przytulając mocno. Nie wyglądała jak jego matka. Gdy któryś z jego znajomych pytał, odpowiadali że była młodszą siostrą. Już w wieku szesnastu lat przewyższył ją o pół głowy. Teraz różnica wynosiła jakieś czterdzieści pięć centymetrów. Dopiero po chwili rzeczy wróciły na swoje miejsce, a on odwzajemnił uścisk.
-Dlaczego zawsze się o to kłócimy? - zapytał cicho a ona lekko westchnęła.
-Usiądź. - nakazała a on od razu zrobił to o co poprosiła. Wzięła głęboki oddech, po czym przysunęła sobie krzesło spod biurka i postawiła naprzeciwko niego.
-Jesteś Henrik Mikaelson. Syn Niklausa i Hayley. Twoja matka umarła jeszcze przed twoimi narodzinami, dokładnie w czwartym miesiącu ciąży. Pod wpływem zaklęcia, ja donosiłam ciążę, po czym Cię urodziłam. W tamtym czasie bardzo kochaliśmy się z twoim ojcem. Potem, coś się zepsuło. Zajęło się tobą rodzeństwo Niklausa, a ja wstąpiłam do bractwa, które zabijało niewygodne mu osoby. Gdy spotkałam Cię po sześciu latach, miałeś już pierwsze oznaki mocy. Przypuszczam, że Bonnie, jedna z przyjaciółek naszej rodziny, uczyła cię po cichu magii, ale nigdy nie zdążyłam jej o to spytać. Każdy utrzymywał Cię w przekonaniu że Elena i Elijah, brat twojego ojca, to twoi rodzice. Powiedzmy sobie szczerze, Niklaus nigdy nie był odpowiednim kandydatem na przykładnego tatusia. Ale na przestrzeni lat, mogę Ci powiedzieć, że jesteś identyczny jak on. No, bynajmniej pod względem zachowania.
-Ale, dlaczego w takim razie nie jesteśmy z nimi? - wtrącił się chłopak, który ku jej zdziwieniu w całkiem niezły sposób radził sobie z natłokiem informacji.
-Chciałam odejść od bractwa. Twój ojciec.. Ten prawdziwy, chciał żebym odeszła od nich. Żebym wróciła do rodziny. Nie wyszło nam. Jedynym sposobem by uratować Ciebie, mnie i ich było to, żebyśmy odeszli. Bractwo myślało że nie żyje, o tobie nigdy się nie dowiedziało, a Mikaelsonowie sobie radzili bez nas. Aż znaleźli nas, chwile po twoich dziesiątych urodzinach. Wszystko działo się szybko. Uciekaliśmy, a ty, za pomocą dłoni zwaliłeś połowę ściany na naszych oprawców. Odłamek uderzył Cię w głowę, przez co wszystko zapomniałeś. Resztę historii już znasz.
-Uleczyłaś mnie?
-Tak.
-Czyli wampirza krew działa na mnie normalnie. Czyli mogę stać się nieśmiertelny. Czyli mogę być jak ty - powiedział ucieszony.
-Henrik. Na razie nie. Ta decyzja jest zbyt pochopna.
-Chciałabyś być człowiekiem?
-Nie.
-Ja też nie. Przemień mnie.
-Nie dziś. Masz przecież randkę.

* * *

Usłyszała głosy w korytarzu. Podniosła się szybko z łóżka i stanęła boso na posadzce otwierając lekko drzwi od swojej sypialni. Zerknęła na zegarek. Było po czwartej nad ranem. Błagam, żeby nie było go jeszcze w domu. Wyjęła nóż, który zawsze używała do walki z bractwem i wybiegła z pokoju nacierając na nieznane jej osoby. Chwyciła niższą za gardło z takim impetem że sturlała się z nią po schodach zatrzymując się przy drzwiach wejściowych. Nie zadała sobie nawet pytania jakim cudem tu weszła. Zamachnęła się chcąc trafić od razu w serce. Wbiła jej nóż, po czym chciała zabrać się za drugą osobę gdy światło w przedsionku nad schodami się zapaliło a jej oczom ukazał się Henrik.
-Co ty wyrabiasz!? -wykrzyknął zdziwiony, po czym przeniósł wzrok na postać leżącą za nią - ZABIŁAŚ JĄ !? - wrzasnął zbiegając po schodach i upadając przy ciele osoby w którą wbiła nóż. Nie odwróciła się, bała się tego, co może  zobaczyć. Zabiła niewinną osobę. Po chwili usłyszała kaszel, a potem dziewczęcy głos.
-Cholera. Powiem Ci że twoja siostra nie jest zbyt gościnna. Nie mówiłeś też że jest wampirem - warknęła dziewczyna, a ciało Caroline zdrętwiało. Znała ten głos. Odwróciła sie powoli, po czym spojrzała na osobę leżącą przy nogach Henrika, która właśnie sobie wyciągała z serca jej nóż. Dziewczyna podniosła wzrok na Forbes, po czym  zamarła w połowie ruchu.
-Co się stało? Boli Cię? - zapytał od razu Henrik, ale ona nie odpowiedziała. Wpatrywała się w sylwetkę starej przyjaciółki.
-Caroline? - zapytała w końcu, nie do końca wierząc w to co widzi.
-To wy się znacie? - zapytał blondyn na co blondynka wstała z ziemi otrzepując sukienkę.
-Henry - Henrik - powiedziała spoglądając na mężczyznę - Jezu jak ja mogłam Cię nie poznać. - szepnęła, a zdezorientowany chłopak spojrzał na Caroline.
-Powie mi ktoś w końcu o co do cholery chodzi?
-Henrik - odważyła sie w końcu Caroline - Poznaj Rebbekę Mikaelson. Twoją ciotkę.

 _______________________________________________________________________




Henrik - gdy ma 21 lat :)


Lubicie Huncwotów z Harrego Pottera?
Jeśli tak, to niedługo będę dla was miała małą niespodziankę :)

Wasza, A.

1.09.2014

ROZDZIAŁ 19



Stała w oknie starając się nie spoglądać na łóżko, na którym siedział ON. Cały czas mówił do niej, o tym że nie powinna się przejmować, że znajdą sposób. Ale jak? Miała jeszcze trzy dni. Prawie cały swój tydzień "wolnego" wykorzystała na to, by uwolnić się skądś, skąd nigdy nie chciała uciec.
-Co będzie, jeśli.. nie wrócisz? - zapytał, a ona odwróciła się w jego stronę, w rozdrażnieniu potrącając dłonią lampkę. Spojrzała na roztłuczoną żarówkę przymykając oczy, by ochłonąć.
-Znajdą mnie. Zawsze znajdujemy tych, na których nam zależy. Rozumiesz?
-A jakbyś umarła?
-Nie ma szans. Czarownica by od razu rozpoznała ciało.
-A co, jeśli umrzesz, a potem powrócisz do zdrowia? - zapytał wstając.
-Klaus. Ty nie rozumiesz. Nigdy nie zadałeś mi pytania, dlaczego zabiłam Kola. Dlatego, teraz mogę Ci to powiedzieć. Oni, szukają sposobu. Sposobu na to, by zabić pierwotnego, nie niszcząc całej jego linii. Jak myślisz, jak bardzo by się zdziwili, gdyby zobaczyli mnie w drzwiach gdy po prostu sobie wejdą do domu by zabić któregokolwiek z was?
-Nie tak łatwo nas zabić. - uśmiechnął się.
-Mamy na was broń. Mamy sposób. Proszę Cię. Nie wychylaj się. Czuje, że za jakiś czas to ustanie - powiedziała dotykając dłonią jego policzka. Był przyjemnie szorstki. - Jeśli pokażecie im Henrika, będziecie zagrożeni podwójnie. Nie daj im... - przerwała bo drzwi otworzyły się w hukiem. W przejściu stał chłopiec.
-Wołają was - powiedział, po czym zniknął za ścianą.
-Czy on właśnie otworzył drzwi, bez użycia rąk? CO jest z tym dzieckiem nie tak? - powiedział Klaus z prawdziwym zmartwieniem w głosie.

* * *

-Czy ja dobrze rozumiem? Chcecie ryzykować życie Bonnie, żeby uśmiercić mnie, na przyjęciu na którym będzie od cholery cieni i ludzi z bractwa, i tak po prostu wyjść z tego wszystkiego cało? Po za tym, uśmiercicie mnie, i co dalej? Odżyje, a potem? Będę żyła długo i szczęśliwie przy waszym boku? Będą kolejni, którzy będą chcieli waszej śmierci. A ja nie będę mogła ich zatrzymać. - nie przestawała mówić, odkąd posiedzenie przy wielkim stole się skończyło, a cała rodzina ją po prostu przegłosowała, jakby mieli cokolwiek do powiedzenia.
-Zaczniesz nowe życie, rozumiesz? - powiedział wchodząc za nią do pokoju - Zabierzesz Henrika. Będziesz szczęśliwa, Caroline. Nie masz nic do gadania.
-Zawsze będziesz decydował za mnie? - odwróciła się stając naprzeciwko niego, ale nie dostała odpowiedzi. Chłopak dotknął jej policzka, a potem zaczął ją powoli całować. Całe napięcie z jej ciała zniknęło w jednej chwili. Położyła dłonie na jego barkach, zmniejszając dystans między ich sylwetkami. Klaus, czując jak jej opór w stosunku do niego w jednej chwili zniknął, przyciągnął ją do siebie jak kiedyś, czując że ma wszystko czego potrzebuje. Poczuł jej drżące dłonie, które powoli starały się odpiąć guziki jego koszuli. Starając się jej jakoś pomóc, pzeciągnął koszulę przez głowę, pozwalając by jej dłonie dotknęły jego nagiego ciała. W jednej sekundzie przycisnął ją do ściany, łapiąc jednocześnie za pośladki tak, by owinęła jego biodra swoimi nogami. Gdy zszedł pocałunkami niżej, na szyję i obojczyki , z jej gardła wydobył się jęk. Jej biodra cały czas, stopniowo zaciskały się bardziej. Czuł jak spodnie gniotą jego wypełniające się bokserki, przez co przeniósł swoją ukochaną na wielkie łóżko. Jej koszulka, a potem stanik odrzucił gdzieś za siebie. Nie manując czasu od razu zabrał się za zdejmowanie jej spodni. Dziewczyna zaczęła się głośno śmiać, gdy nie mógł poradzić sobie ze ściągnięciem ich z łydek, i w chwili gdy materiał puścił on z całym impetem wylądował na podłodze.
-Czy ty się ze mnie śmiejesz, Panno Forbes? - zapytał wychylając swoją głowę lekko ponad materac łóżka.
-Niee - zakryła twarz dłonią. Klaus wstał, po czym zaczął wchodzić powoli z powrotem na łóżko.  - Tęskniłam za Tobą, wiesz? - zapytała pomiędzy pocałunkami. Oderwał się od niej na chwile i spojrzał jej w oczy. Wszystko było na swoim miejscu. Ona w jego ramionach, rodzina przy boku, władza. Miał teraz wszystko. Tylko na jak długo?

* * *

Leżała na łóżku. Nie wiedziała która godzina, i ile czasu wpatruje się w śpiącego Klausa. Co jakiś czas zmieniała pozycje, niezmiennie w jakiś sposób go dotykając. Musiała czuć go ciałem, bo inaczej nie wierzyła w to że jest koło niej. Co teraz? Dasz zginać swoim przyjaciołom tylko dlatego że go kochasz? Westchnęła przeciągle po czym wstała z łóżka. Ubrała się powoli, wcale nie trudząc się by być cicho. Jakby chciała sprowokować go, i obudzić, by nie wypuścił jej od siebie, i nakazał zostać. Mógłby nawet przywiązać ją do łóżka, a ona byłaby szczęśliwa. Zmęczona bezsenną nocą poczuła jak zakręciło jej się w głowie. Jednak nie martwiąc się tym zbytnio ruszyła do drzwi. Po schodach też schodziła powoli, co jakiś czas zatrzymując się na którymś ze zdjęć wiszących na ścianie. Każde przedstawiało któregoś z członków rodziny, bądź ich wspólne zdjęcie. Aż w końcu doszła do swojego, własnego zdjęcia. Gdy po raz pierwszy trzymała małego Henrika na rękach. Była jeszcze w szpitalu. Potargana, bez makijażu, a mimo tego z jej oczu widać było bijące wręcz szczęście. Potrząsając głową skierowała się prędko ku wyjściu z willi. Spojrzała raz jeszcze na wnętrze domu, stojąc już tylko metr od wyjścia. Odwróciła się powoli, i nacisnęła klamkę. Wyszła. Nikt jej nie zatrzymał.

* * *

-Widziałeś ją?
-Nie.
-Uciekła.
-Co?
-Po raz kolejny stchórzyła.

* * *

-Caroline. Wróciłaś - Allesia spojrzała na nią z pod okularów połówek. Od razu wyczuła bijące od niej ciepło. - Co się stało? Masz jeszcze jeden dzień.
-Wiem. Jest dla mnie jakieś zlecenie? - zapytała chłodno podchodząc do biurka czarnoskórej kobiety. Szpilki hałaśliwie zastukały gdy stawała na posadzce nieochronionej perskim dywanem.
-Hmm. Jest. Ale, Caroline. Zajmiesz się tym dopiero po balu. Liczę na to, że pojawisz się. To twój obowiązek. Będzie dużo znakomitości. Zapowiedzieli się nawet pierwotni - powiedziała uśmiechając się szeroko.
-P..pierwotni? Myślałam, że naszym celem jest ich...
-Zabić? Tak. Ale jeszcze nie mamy wszystkiego co jest nam potrzebne. Może po balu, będziemy wiedzieć wszystko. - powiedziała akcentując słowo "wszystko".  Kobieta wręczyła blondynce kopertę, po czym uśmiechnęła się do niej jeszcze szerzej. Caroline skinęła głową, po czym ruszyła do drzwi.
-Ach, Caroline! Nie wiem czy wiesz, ale Samuel nie żyje - powiedziała na odchodne znikając a blondynka zamarła. Oni wiedzą. 

* * * 

Weszła spokojnie do swojego "domu". Nic nie zmieniło się od jej wyjazdu. Na podłodze porozwalane były butelki po alkoholu. Jej ciuchy zmiętolone, i brudne leżały w kącie. Podeszła do kanapy kładąc na niej torebkę, po czym rozpaliła w kominku. Usiadła biorąc do ręki kopertę. Przymknęła oczy modląc się żeby nie zobaczyć w niej JEGO zdjęcia. Rozerwała pieczęć wyciągając z niej plik. Zobaczyła tylko imię, a papiery wypadły jej z rąk.

"Czasem to o czym marzymy, może uderzyć nas w twarz"

Wstała z kanapy i zaczęła chodzić po pokoju. Jeszcze może to wszystko odkręcić. Może jej się udać. Spojrzała na na drzwi i dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego co zobaczyła. Podeszła powoli, marszcząc brwi. Duży, czarny wieszak, z woalem i czerwoną kokardą wisiał tuż przed nią. Ale jak? Rozsunęła kokardę po czym odwinęła woal. Ukazała jej się piękna, czarna suknia. Szpilką przypięta była do niej karteczka z jednym zdaniem. "Pogrzeb weselem śmierci". Otworzyła okno, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza. Chcą ją zabić. Usiadła na kanapie chowając twarz w dłonie, a z pod palców widziała tylko kartkę od bractwa z napisem "Caroline Forbes" i jej własnym zdjęciem. 


___________________________________________________________



Cześć? Nie wiem w sumie jakie przywitanie może mnie usprawiedliwić.
Zaniedbałam wszystko, co sama stworzyłam.
Nie będę się tłumaczyć.
Dla tych, którzy zawsze czytali, i twierdzili że będą to czytać, ważne zapewne że wróciłam, a nie dlaczego zniknęłam.
Nie jest to na pewno szczyt marzeń, jeśli chodzi o rozdział, ale może będzie lepiej.
Epilog już niedługo.