9.29.2013

ROZDZIAŁ 17


(posłuchaj)

Caroline:
Siedziała w pokoju kilka godzin. Zdążyła przeczytać już dwie książki które leżały na jednej z półek biblioteczki pierwotnego. Wzięła kąpiel przy świecach, obejrzała film, robiła ćwiczenia. Ile można siedzieć samemu? Jak na zawołanie drzwi do pokoju otworzyły się powoli, i zza ciemnego drewna wyłoniła się brązowowłosa dziewczyna z wiecznie zatroskaną miną. Caroline podniosła się do pozycji siedzącej na łóżku widząc że wampirzyca niesie tace z jedzeniem. Położyła ją bez słowa na półce obok, po czym skierowała się do wyjścia.
- I co? To wszystko? Żadnego "suka z Ciebie"? Ani "gdybym mogła to bym Cię zabiła"? - zapytała szyderczo próbując sprowokować wampirzycę. Elena powoli odwróciła się do niej i spojrzała na nią nie kryjąc rozżalenia.
-Miałaś wszystko. Kochających przyjaciół, wspaniały dom, dziecko. A teraz? Żal mi Cię - powiedziała z powrotem odwracając się do drzwi.
-Kochasz je? - zapytała. Elena zatrzymała się w pół-kroku.
-Tak. Przypomina mi w każdym calu osobę którą kiedyś kochałam jak najcenniejszego członka rodziny - odpowiedziała nie odwracając się do niej.
-To radzę porozmawiać z Ojcem Pierwotnym - zaśmiała się z nowo wymyślonego przezwiska - Za ponad tydzień zaroi się tutaj od takich jak ja. I wierz mi, nie będzie to dla was przyjemna wizyta. Je zabiorą, was zabiją. A wtedy będzie takie jak ja w każdym calu - powiedziała. Elena stanęła przy drzwiach, patrząc na blondynkę.
-Czemu mówisz na Henrika w ten sposób. Kochasz go, nie ukryjesz tego. Po za tym, co jeśli na nich czekamy? - zapytała zaskakując Caroline. Blondynka aż podniosła się siadając na kolanach.
-Jeśli tak, to jesteście głupcami, Eleno. Oni nie są normalnymi wampirami. Ja nie jestem. Myślisz że gdybym była, pokonałabym WSZYSTKO na mojej drodze? Zostaw ich wszystkich i uciekaj z dzieckiem. Jeśli im je dasz, nie będzie nadziei - powiedziała nie komentując zarzutów wampirzycy na temat miłości do dzieciaka. To co Elena zobaczyła w jej oczach przeraziło ją do tego stopnia że zamknęła powoli drzwi, uprzednio wpuszczając do pokoju mulatkę, najprawdopodobniej stojącą cały czas za progiem. Caroline westchnęła, bo wiedziała co się szykuje. Przesłuchanie. Obie dziewczyny podeszły do łóżka, uprzednio spoglądając na siebie, po czym usiadły przed blondynką.
-Mów. Jak do tego doszło. - odezwała się Bonnie patrząc zdawkowo na byłą przyjaciółkę. Nienawidziła jej. Wampirzyca przymknęła oczy, jakby starając sobie wszystko przypomnieć...
-Jak odeszłam.. Nie wiedziałam co z sobą zrobić. Pojechałam do Nowego Jorku. Tam zamieszkałam w małej klitce. Nie pomyślałam żeby wziąć pieniądze, a nie chciałam okradać ludzi, jeszcze wtedy byłam nieco bardziej.. ludzka.- zaśmiała się na samo wspomnienie -  Pracowałam w jednym z klubów. Tańczyłam, śpiewałam, stałam za barem. Miż-maż. I pewnego dnia, na ulicy zaatakował mnie jakiś gość w czarnej pelerynie. Zabiłam go z łatwością. Jak się później okazało, był taki jak ja teraz. Wyjątkowy. Odnaleźli mnie inni, ale już nie chcieli mnie zabić. Pragnęli abym się do nich przyłączyła. - wzdrygnęła się lekko - Co miałam powiedzieć... "nie"? Kiedy stoi nad tobą tuzin silnych mężczyzn, nieznanej rasy, nie zastanawiasz się nad odpowiedzią. Mówisz to, co chcą usłyszeć. Potem poznałam ją. Allesię. To jakby nasz łącznik z radą Braci. Ogólnie założeniem jest zabijanie tych którzy zabijają bez litości, lub tych którzy wtrącają się w plany bractwa. Problem w tym że ja tych planów nie znam, mimo mojej pozycji. Jestem cieniem. Najwyżej postawionym zabójcom istot nadprzyrodzonych. Jako jedyna zabiłam pierwotnego, chociaż niejeden próbował. No ale pomijając to. Prawda jest taka, że gdy ktoś nie wypełni zadania jest karany. Czasem jest to śmierć, czasem po prostu "kara cielesna" - powiedziała, używając palców jako znak cudzysłowowa. Widziała zdziwione, i zainteresowane miny dziewczyn - Zawiodłam raz. Na samym początku, dlatego zostałam potraktowana ulgowo. Miałam zabić Taylera Lockwooda.- urwała spoglądając na zdziwione miny dziewczyn - Nie potrafiłam. Gdy któreś z nas zawiedzie, ktoś inny dostaje to samo zlecenie. I tak został zabity, o czym dowiedziałam się podczas swojej kary...- ucięła
-Co to za kara? - zapytała Elena, a Caroline pobladła.Po dłuższej chwili poddała się natarczywym spojrzeniom, po czym wstała ściągając koszulkę. Stanęła do nich tyłem i odpięła stanik. Tuż pod linią zapięcia znajdywała się blizna grubości trzech centymetrów. Dziewczyny wydały zduszony okrzyk.
-Ale, przecież jesteś wampirem. To powinno się zagoić - powiedziała czarownica, a blondynka uśmiechnęła się lekko
-Wtedy nie byłaby to kara. Ktoś kto ma trzy takie blizny zostaje zabity. Blizna wypalana jest werbeną, potem wtapiane jest w to coś co przesiąknięte jest werbeną. Działa to tak samo na nas, jak i wilkołaki, z czym że oni zamiast werbeny mają wstrzykiwany ten cały ich środek. Czarownice po prostu są kaleczone. Rana otwiera się przy mocnym uderzeniu. Na szczęście, mi się to nie zdarzyło. No i to już chyba wszystko, jakieś pytania? - zapytała ubierając się, i siadając z powrotem po turecku na łóżku, uprzednio kładąc sobie tace z jedzeniem na kolanach.
-Kim są bracia?
-Nie mam pojęcia. Allesia jest pośrednikiem, a ich nikt nie widział
-Co ma z tym wspólnego Henrik? - zapytała Elena
-Jest pół człowiekiem, pół wampiro-wilkołakiem. Jest wyjątkowy. Oni lubią takie istoty. Plus czyta w myślach - powiedziała, na co Elena zrobiła zszokowaną minę.
-Co?! - krzyknęła patrząc na czarownicę
-To ty nie wiesz? - zapytała, jednak nie doczekała się odpowiedzi bo do pokoju wszedł Klaus. Był wściekły.
-Bonnie, Eleno. Musicie wyjść. Elijah wam wszystko powie. Ja muszę z kimś poważnie porozmawiać. - powiedział opierając się rękoma o balustradę łóżka. Dziewczyny spojrzały na blondynkę współczującym wzrokiem, jednak wyszły bez sprzeciwu.
-Skąd tyle wiesz? - zapytał nie kryjąc wściekłości
-Mamusia nie mówiła że się nie podsłuchuje ? - zapytała, biorąc do buzi kolejny kęs kanapki, i oblizując palca umazanego w maśle orzechowym.
-Wyobraź sobie, że kiedy ją zabijałem, nie miała na to czasu - warknął.
-Domyśliłam się gdy przyszłam po Damona. Rozmawiał ze mną. - powiedziała, lecz widząc zdziwioną minę Klausa dodała  - Henrik ze mną rozmawiał.
-Chcę ich poznać
-Kogo? - zdziwiła się blondynka
-Twoich współpracowników. Wiem ze niedługo macie ten swój zlot. Bal maskowy, jesli się nie mylę. Tydzień, tak? - zapytał, na co ona westchnęła.
-Jak się dowiedzą, to Cię zabiją - powiedziała, na co on się lekko uśmiechnął
-Przecież się mną nie przejmujesz- mrugnął do niej okiem, po czym wyszedł z pokoju, wiedząc że i tak z nim pójdzie.

***

Czuła pod stopami piasek, słyszała szum fal, jednak nic nie widziała. Dopiero po chwili jej oczy otworzyły się, a wokół zobaczyła dwa rzędy ludzi w czarnych pelerynach ustawionych przodem do niej. Każdy stał z długim mieczem wysuniętym w jej stronę. Nagle po jednej stronie nieznajomi rozeszli się odsłaniając jej obraz. Około dziesięć metrów od niej znajdowali się ON i dziecko. Bawili się ze sobą, co jakiś czas zerkając na zegarek, jakby na coś czekali. Chciała wrzasnąć, żeby uciekali, ale z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Nagle za ich plecami pojawiły się kolejne zakapturzone istoty. Chciała do nich pobiec, ale piasek, jakby trzymał ją za nogi. Jedna z postaci przebiła sztyletem drobne ciało dziecka. Zrozpaczony pierwotny zaczął się bronić przed ciosami kolejnych nieznajomych. Wrzeszczał przy tym, a z jego oczu leciały same łzy. Zabijał jednego po drugim, lecz wtedy któryś z nich wyciągnął sztylet wbijając mu go prosto w serce. Podbiegła do niego, czując jak piasek rozrywa jej skórę na nogach. Rzuciła się, podtrzymując jego głowę, i patrząc jak jego oczy tracą ostatnie iskierki.
-Caroline... Obudź się.. kochana - powiedział, a ona zdziwiona odsapnęła, jednak po chwili jego oczy się zamknęły a skóra stała się szara...

***

-
Caroline!- Ktoś potrząsał ją tak, że podnosząc się do pozycji siedzącej uderzyła w coś twardego.
-Cholera- Mruknął mężczyzna z angielskim akcentem pocierając sobie dłonią czoło. Poczuła rękę na ramieniu i dopiero teraz spojrzała na Klausa siedzącego na łóżku, tuż obok niej.
-Co się stało? - szepnęła
-Krzyczałaś na cały dom, martwiłem się i gdy wszedłem szamotałaś się z kołdrą. - powiedział ze zmartwionym wzrokiem - Co ci się śniło?
-Nieważne - szepnęła kładąc się z powrotem na duże poduszki. Mężczyzna westchnął głośno po czym wstał kierując swoje kroki do wyjścia. - Klaus...? - przełamała się - poczekasz aż zasnę? - zapytała karcąc się w duchu z tego co zrobiła.
-Jasne - szepnął siadając na łóżku. Dziewczyna zamknęła oczy, jednak sen nie przychodził. Po kilkunastu minutach westchnęła głośno, otwierając swoje duże oczy.
-Dobra, żartowałam. Możesz już iść. - powiedziała podnosząc się na rękach.
-Nie rozumiem? - spojrzał na nią zaskoczony
-Nie zasnę już. Czasem tak już jest. - westchnęła wstając i podchodząc do drzwi od balkonu, otworzyła je, jednak wiedziała że niewidzialna bariera Bonnie jej nie wypuści. Nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Dziewczyna odwróciła się, dostrzegając w progu zaspanego chłopca o włosach kupidyna. Zmarszczyła brwi, a w jej głowie pojawił się plan ucieczki. W wampirzym tempie podbiegła do chłopca biorąc go na ręce. Odwróciła go tyłem do siebie obnażając swoje zęby tuż nad jego szyją. Zdumiony Klaus krzyknął zdziwiony tak samo jak mały.
-A teraz, wezwiesz Bonnie, która mnie wypuści. Chyba że chcemy tutaj mieć nieśmiertelne dziecko - mruknęła do niego z cynicznym uśmiechem na ustach.
-Kim ty jesteś? - spytał pierwotny, jednak nie uzyskując odpowiedzi wrzasnął na cały dom imię czarownicy. Blondynka, tak jak się spodziewała, zobaczyła po chwili w pokoju nie tylko mulatkę. Przewróciła oczami.
-Ochrona? - spojrzała na resztę pierwotnych i Elenę.
-Nic mu nie zrobisz. Nie umiałabyś go zabić - powiedziała Rebbekah. Na co Caroline zrobiła minę typu "Suka ma racje", dlatego uśmiechając się przegryzła sobie szybko nadgarstek, przytykając go do ust malucha. Wszyscy wydali z siebie zdumiony okrzyk.
-Wiecie dobrze ze dzieciak nie jest nieśmiertelny. I chyba nie chcecie mieć do końca życia małego na głowie - uśmiechnęła się do nich a z jej brody ściekała krew. - To jak? Bonnie?
-Możesz iść - powiedziała czarownica.
-Nie ! - Krzyknął Klaus, chcąc podejść bliżej, ale wtedy blondynka złapała chłopca za głowę, jakby miała mu skręcić kark.
-Nununu - pokręciła przecząco głową - stańcie wszyscy koło Klausa - powiedziała. Elijah, Elena, Rebbkeah i Bonnie stanęli przy łóżku, a ona powoli zaczęła wycofywać się tyłem z pokoju. Wtedy poczuła ból, i zobaczyła ciemność.


_______________________________________________

No cóż, wasze komentarze odnośnie Darów Anioła są podzielone, dlatego narazie skończe to co zaczęłam, a potem? Kto wie?
Piszcie co sądzicie :)
Pozdrawiam, wasza A.

9.25.2013

PYTANIE.

Czy któraś z was jest jest tak zachwycona serią Dary Anioła jak ja? Myslalam nad drugim blogiem, o tej wlasnie tematyce ale nie wiem czy jest to dobry pomysl. Co sadzicie?

9.18.2013

ROZDZIAŁ 16

(POSŁUCHAJ)
Caroline:

Huk a potem ból. Trzask i kolejny. Otworzyła powoli oczy, a jej głowa eksplodowała po raz trzeci. "Gdzie ja jestem?"  pomyślała od razu starając sobie przypomnieć co się stało. Rozejrzała się po pomieszczeniu mrużąc oczy. Po chwili wspomnienia zaczęły wracać ze zdwojoną siłą...

Siedziała w barze, a może ten pub już powinien mieć nazwę klub? Na środku wielkiego pomieszczenia ocierało się o siebie około sto osób i próbując naśladować coś co powinno wyglądać na taniec, odprawiali rytualne wywijasy do którejś z kolei piosenek brzmiących w identyczny sposób na styl Umcupumcu. Siedziała przy barze, wraz z "partnerem", a w sumie "ochroniarzem" który miał ją pilnować po ciężkich dla niej zadaniach. Zabicie przyjaciela.. no to nie było najłatwiejsze, co pokazywał, dosłownie, jej stan w jakim znalazła się w domu tuż po zadaniu, jak i teraz. Totalnie pijana. Nie miała siły na kolejne zlecenia. Dzięki temu została odsunięta na tydzień. I już zaopatrzyła się w odpowiednią ilość alkoholu, kiedy pojawił się on - Samuel. Nienawidziła go. Czuła się jak jej towarzysz bez słowa wstał i wyszedł do łazienki. Tak było zawsze. Zero odzewu, po prostu musi jej pilnować. Odwróciła się na krześle rozglądając się po klubie. Nagle dostrzegła ich. Siedzieli w wielkiej loży. Byli wszyscy, ba, pojawiła się nawet czarownica z Nowego Orleanu. I z oddali widziała chyba Bonnie, i Jeremiego? Wszyscy siedzieli i opowiadali coś, ale w tym hałasie nie mogła nic usłyszeć. Nagle jej wzrok z Rebbeką się skrzyżował. Dziewczyna wydała z siebie stłumiony okrzyk zaskoczenia, na co Caroline zerwała się z krzesła chcąc skierować się od razu do wyjścia. Nie było je to jednak dane. Zaraz przed nią znalazła się wysoka blondynka. Poczuła świst powietrza, i już wiedziała że wszyscy stoją wokół niej. Z niewiadomych przyczyn ludzie zaczęli wychodzić, tak po prostu jak zahipnotyzowani. I wtedy już wiedziała..
-Szukaliście mnie.. - szepnęła, po czym zobaczyła zatroskany wzrok Rebbeki. Odwróciła się patrząc na twarze wokół niej, i czuła jak mięknie jej serce. Wszyscy tu byli. Ostatnią osobą na jaką spojrzała był ON... Poczuła wewnętrzną ochotę przytulenia go, jednak wtedy rozsądek przywrócił ją do porządku - Czy wyście postradali zmysły? - warknęła w jego stronę
-Car...? - usłyszała głos Sama, wychodzącego z łazienki. Od razu się domyślił. Zawsze był ambitny, ale nie miał predyspozycji. Zawsze chciał zabijać, jednak został cholernym ochroniarzem i kolesiem od papierów. Skoczył do kręgu zabierając z niego blondynkę i od razu wyskoczył na sąsiedni bar. - Widzę że koleżanka zaszalała, i dała się odnaleźć. Złamała zasady. A nasze prawo jest srogie. NIKT, nawet wybrana, ba, szczególnie ona, nie może odejść. Cóż, wygląda na to, że będę musiał interweniować i was.. zabić. - Powiedział rzucając się na Rebbekę. Nikt nie zdążył zareagować, mężczyzna wyjął sztylet i próbował jej wbić go w serce, jednak mimo nieudolnych prób trafił tylko w ramię. Caroline podniosła oczy zdziwiona widokiem sztylety i niczym kot rzuciła się na współpracownika bez problemu wyrywając mu serce. To nie on był wyjątkowy tylko ona.... Wyjęła sztylet i... 

-Co było tak właściwie dalej? - zapytała sama siebie.
-Zemdlałaś, przez jakiś czar Bonnie. Nie mam pojęcia jak to zrobiła, ale my, nie mogliśmy się ruszyć ze zdziwienia - usłyszała tak dobrze znany jej głos. Obróciła twarz w stronę drzwi patrząc na przyjaciółkę -  chyba powinnam podziękować za uratowanie mi życia - powiedziała pamiętając niezwykły sztylet. - badamy już go. Co może nam zrobić?
-Zabić was - odparła Caroline bez wahania - Nie wiem kiedy Samuel mi go zabrał. Ale musicie mnie stąd wypuścić Bekkah. Chyba że wszyscy chcecie zginąć  - dodała wstając, jednak coś od razu położyło ją z powrotem na łóżko. Spojrzała w górę i zobaczyła łańcuchy.
-Naprawdę ? - skierowała się do pierwotnej jednak ta wzruszyła ramionami
-Przytrzymują nawet Nicka, chyba że mocno się postara, więc raczej nie masz szans - powiedziała widząc szamoczącą się wampirzycę. Jednak nie spodziewała się, iż Caroline jest silniejsza niż kiedyś. Po chwili szarpania łańcuchy odpuściły, a zdziwiona Rebbekah nawet nie zareagowała gdy wampirzyca wstała, wepchnęła jej pozostałości po łańcuchach do rąk i skierowała się do wyjścia z pokoju. Rozejrzała się po korytarzu i postanowiła skręcić w lewo, a potem w prawo. Kiedy to zrobiła usłyszała zdziwiony krzyk pierwotnej. Spojrzała na schody prowadzące w górę rezydencji i przeklęła pod nosem. Nie mogła przecież zawrócić... Weszła po długich schodach, po chwili orientując się że prowadzą one tylko do jednej sypialni.. "Kto normalny robi tak długie schody do jednego pokoju?" Pomyślała naciskając klamkę i wchodząc. Z przerażeniem rozejrzała się po pomieszczeniu. Wyglądało co najmniej na trzy razy większe niż jej chatka w lesie, a ona wcale nie była taka mała. Po chwili zorientowała się kto tu mieszka. Spojrzała na duża płachtę postawioną na stojaku koło kominka, ukazującą rozpoczęty rysunek. Podeszła do szerokiego biurka biorąc do ręki fotografię. Zobaczyła swoje zdjęcie w ciąży. Była ubrana w długą niebieską dzianinową sukienkę, wiązaną pod piersiami która idealnie podkreślała jej brzuszek. Na to zarzuciła dżinsowa kurtkę bo było zimno, a Rebbekah nie wypuściłaby jej z domu z gołymi ramionami. No tak, to ona zrobiła to zdjęcie. Zapatrzona w ramkę nawet nie usłyszała że ktoś wszedł do pokoju. Wyczuła go dopiero przez idealnie znany przez siebie zapach.
-Nie zatrzymasz mnie tu - powiedziała nie odwracając się w jego stronę.
-Wiesz dobrze że nie dasz nam wszystkim rady, kochana. - jego głos spowodował ciarki na jej ciele.
-To jest niebezpieczne. Was mam w dupie, ale chrońcie chociaż to dziecko! - krzyknęła odwracając się w jego stronę, i stając nim twarzą w twarz. Dosłownie. Dzieliło ich może 5 cm. Nie wytrzymała. Czuła jak drży. Jak chce go pocałować, przytulić. Nie spojrzała mu w oczy. Położyła mu dłoń na policzku a on zatopił się w niej. Korzystając z okazji w wampirzym tempie otworzyła balkon, odbiła się od kamiennej barierki i rzuciła się w przepaść, czuła ze już jest wolna kiedy poczuła szarpnięcie za kostkę. W mgnieniu oka, z niewyobrażalną siłą spadła z powrotem na balkon uderzając częścią pleców o podłogę, a drugą o stopę pierwotnego. Jęknęła z bólu czując że obojczyk przełamał się jej na pół. Zrastanie potrwa kilkanaście minut, jednak ona wstała szybko po czym zaczęła okładać pierwotnego najróżniejszymi ciosami. Najpierw uderzyła go zdrowym łokciem z półobrotu w szczękę, potem poprawiła tą samą ręką w brzuch, a na końcu ścięła jego nogi że ten upadł zdwojona siłą. Jednak mimo bólu wyrysowanego na twarzy podbiegł do niej i wbił zęby w jej odsłonięty dekolt. Dziewczyna zaskoczona wydała jęk, czując jak jej pierś rozpala ból.
-Są inne sposoby zabicia mnie. Dużo ciekawsze - szepnęła opadając na kolana, bez ślinie.
-To Cie osłabi. Gdybym wbił się w szyje, powalczyłabyś. A jako że trucizna jest tak blisko serca, nie dasz rady- odpowiedział biorąc ją na ręce i kładąc na łóżku - Bonnie !
Po chwili w drzwiach znalazła się mulatka. Caroline nie spojrzała na nią, lecz czuła to palące spojrzenie.
-Zaklęcie już wykonane. Nie wyjdzie stąd. - powiedziała mu, od razu opuszczając pokój. Klaus westchnął głośno siadając obok niej. Położył dłoń na jej kolanie, a ona mimo bólu przeturlała się po wielkim łóżku odsuwając się od niego jak najdalej.
-Caroline... - powiedział jednak gdy na nią spojrzał widział iż ma zamknięte oczy. Podszedł do niej na czworaka po czym nadgryzł lekko swój nadgarstek, i dał jej wypić swoją krew. Jej oczy momentalnie zrobiły się ciemne, a twarz wypełniły małe, ciemne żyłki. - Co się z tobą stało kochanie... - dodał czując jak odchodzi w krainę snów.

* * * *
Obudziła się, gdy za oknem było już ciemno. Westchnęła gdy zobaczyła że jest sama. Tuż przy oknie stały dwie srebrne walizki z kartką z jej imieniem. Otworzyła obie po czym uniosła lekko brwi. W jednej była bielizna, w drugiej zaś były bluzki, sukienki, spodnie. Zobaczyła też poukładane buty tuż za walizkami. Sandałki, trampki, koturny, aż na końcu piękne czarne szpilki od Christiana Louboutina  z czerwoną podeszwą. Spojrzała na to wszystko czując że serce się jej raduje. Jedak jeszcze bardziej jej serce się uradowało, gdy wymyśliła wredny plan. Sięgnęła do torby z bielizną po najbardziej seksowną jaką tam znalazła. Po czym ubrała pończochy, zapięła je na pas, i założyła te wspaniałe buty. Podeszła do łazienki spodziewając się zastać tam kosmetyki. Nie pomyliła się. Zrobiła sobie mocny makijaż, po czym szybko doprowadziła swoje wyprostowane od ponad roku przez fryzjera włosy do ładu i uśmiechnęła się zadowolona z efektu. Wyjęła jeszcze piersi, aby pięknie eksponowały się pod materiałem stanika, i w ostatniej chwili chwyciła jeszcze czerwoną szminkę. Wyglądała jak... wytworna prostytutka. Ale dokładnie takiego chciała efektu. Na jej szczęście, miała pięknie pomalowane, czerwone paznokcie, co spowodowało dodatkowy efekt. Weszła do pokoju stukając o drewnianą posadzkę tymi cudami na swoich stopach, podchodząc od razu do wierzy i włączając idealną piosenkę. Pierwotny miał świetne nagłośnienie, bo w jego pokoju od razu zagrzmiał głos piosenkarki śpiewającej Cold Hearted Pauli Abdul. Zaczęła głośno z nią śpiewać wyginając się niczym piękne tancerki w teledysku. Ruszała się niczym rasowa kotka. Usłyszała głos Klausa 
dobiegający gdzieś z dołu "Aż boję się, co ona wymyśliła  Teraz będzie mnie torturować tragiczną muzyką? Idę sprawdzić czy nie zdemolowała mi pokoju" a potem głośny śmiech innych ludzi. Puściła piosenkę od nowa, podkręcając nagłośnienie, i zaczęła swoje show od nowa. Zaczęła przy balkonie, kierując się powoli w stronę łóżka. Założyła nogę o ramę trzymającą baldachim po czym zakręciła się na niej robiąc pół szpagat. Cały czas śpiewała. Wiedziała że on już długo patrzył, czuła jego przyspieszony oddech. Nie spojrzała na niego, objęła swoje piersi i kierując swoje dłonie ku bioder, aż do kostek i na końcu wypinając do niego swój zgrabny tyłek. Trochę się nauczyła tańcząc i śpiewając przez pierwsze miesiące po odejściu, w klubie. Piosenka się skończyła a ona z głośnym śmiechem rzuciła się na łóżko czują cały czas jego wzrok na sobie.
-Jak się bawiłeś? - zapytała ujawniając iż wie o jego obecności podczas pokazu. Nie odpowiedział od razu. Najpierw odchrząknął, potem przetarł dłońmi oczy, a na samym końcu podszedł do łóżka.
-Co ty robisz Caroline? - zapytał siadając po drugiej stronie, jak najdalej od niej. Zauważyła to. Nie przejmowała się. Wstała, po czym  na czworakach przedostała się do niego robiąc smutna minkę.
-Nudzę się - powiedziała przejeżdżając palcem po jego torsie. Mężczyzna przełknął ślinę, po czym chwycił ja za dłoń. Korzystając z jego skupieniu na zabraniu jej ręki, siadła na nim ukradkiem, kładąc jego plecy na puszystej narzucie. Założyła włosy za ucho pochylając się do niego ,i szepcząc mu :
-Kiedyś byłeś bardziej gościnny - przejechała dłonią po jego brzuchu, unosząc lekko biodra tak, by móc wsadzić ją do rozporka. Poczuła jak wszystkie jego mięśnie się prężą. Położył dłoń na jej biodrach, jednak ona od razu je zabrała, i przygwoździła z powrotem do łóżka. Pocałowała go lekko w usta, zeszła na szyję. Jęknął. I gdy już był rozpalony, zeszła z niego jak gdyby nigdy nic. Kierując swoje kroki do łazienki.
-Radziłabym Ci wyjść już z MOJEGO pokoju - powiedziała odwracając się do niego z szerokim, cynicznym uśmiechem podczas słowa "mojego". Zszokowany zszedł z łóżka. Dotarło do niego co się stało, dopiero gdy otwierała drzwi. Zatrzasnął je dłonią warcząc lekko.
-Naprawdę, kochana? - zapytał przyciągając jedną dłonią jej ciało do swojego za brzuch, a drugą odgarniając włosy z szyi. W szpilkach była prawie jego wzrostu - Myślę że jeszcze nie skończyliśmy. - szepnął jej prosto do ucha. Całując ją po ramieniu, jedną ręka dotykając pełnych piersi, drugą schodząc do ud. Gładził ją po wewnętrznej stronie nóg rozpalając jej zmysły. Odwrócił ja mocnym szarpnięciem w swoją stronę przyciskając jej ciało do drzwi i napierając na nią całym sobą. Spojrzał jej w oczy. Widział całe to podniecenie. Pocałował ją zachłannie. Marzył o tym tyle lat. Nic się nie zmieniło w tej kwestii. Dalej byli jak dwie połówki jednego jabłka, jedna zielona, druga czerwona, jednak pasujące do siebie idealnie. Po chwili oderwał się od niej i spojrzał na nią drugi raz. Miała zaczerwienione policzki. Uśmiechnął się
-Gracz, trafił na gracza - szepnął swoim cudownie zachrypniętym z podniecenia głosem po czym wyszedł z pokoju zostawiając ją samą. Gdy tylko drzwi się zamknęły, jej sylwetka osunęła się po drzwiach od łazienki. Po drugiej stronie mężczyzna przystając na schodach zasłonił oczy dłońmi, mając nadzieje że się uspokoi.
-Masz tydzień - szepnęła, jakby do siebie, jednak zdawała sobie sprawę, że on ją słyszy.


_________________________________________________

Wróciłam :)
Pisanie tego rozdziału zajęło mi trochę więcej czasu niż przypuszczałam, ale myślę że teraz nowy odcinek będzie pojawiał się co najmniej raz w tygodniu :) W opowiadaniu postanowiłam zamieszczać linki niektórych strojów, żebyście mogli sobie to idealnie zobrazować :) Mam nadzieje że komentarzy będzie coraz więcej, i bardzo się cieszę że się wam podoba pomysł :) Teraz przez moment się troche uspokoi, jednak nie liczcie na szybkie skończenie Ligii Cieni :) Niedługo wszystkiego się dowiecie : *
Buziaki i całusy, wasza,
A.


PS. RADZĘ WŁĄCZYĆ PIOSENKI W ODPOWIEDNICH MOMENTACH !! (mam ostatnio BUM na Glee :] )


9.03.2013

ROZDZIAŁ 15.

(POSŁUCHAJ)



Caroline:
Głośno westchnęła rozmasowując swoje obolałe stopy. Zdążyła wejść do swojego domu, i zdjąć buty po całkiem męczącym dniu. Znowu była w Londynie. Znowu Allesia ją wezwała. Znowu musiała na nią czekać.
Kolejne zlecenie. Trzymała papiery w ręce siadając na kanapie. Rozpaliła w kominku. Miała wątpliwości. Mogłaby to rzucić, ale czy to by jej nie zabiło? Mścili by się. Z bractwa nie odchodzi się "tak o". Trzeba zostać wykluczonym, a to zazwyczaj kończyło się śmiercią zainteresowanego odejściem. Sama zazwyczaj wykonywała wyroki. Otworzyła przestronną kopertę z której od razu wypadły na stół bilety lotnicze, mapa, i jej cel. Jedno zdjęcie. Jeden opis ofiary. Do ręki wzięła portret. Zamarła, a zdjęcie wypadło jej z rąk. Niewiele myśląc złapała kartkę z podstawowymi informacjami, mając nadzieje że zakapturzony chłopak na zdjęciu to nie osoba o której myśli. Zaczęła czytać, czując coraz wielki żal i strach.

Imię i nazwisko : Damon Salvatore.
Wiek : 180 lat,
Wzrost : 180 cm,
Do rozpoznania : błękitne oczy, brązowe włosy, śniada cera.
Status : Wampir
Ostatnia lokalizacja : Panama City, Alabama, USA.
Stan : Cel do zabicia.

Przełknęła ślinę. Zaczęło się...


Klaus:
Siedzieli wszyscy przy wielkim, owalnym stole. Rebbekach miała przed sobą komputer, starając się znaleźć jakieś informacje na temat bractwa, Sophie siedziała trzymając w dłoni łańcuszek Caroline, dzięki czemu dowie się o kolejnej ofierze blond wampirzycy, Elijah trzymał telefon przy uchu dowiadując się od Stefana gdzie ostatni raz ją widział, i kiedy z nią rozmawiał, tylko Elena siedziała wpatrując się w stół z nieobecnym spojrzeniem. Klaus zmarszczył brwi czując niepokój odnośnie zachowania szwagierki.
-Eleno, co jest? - zapytał, a jego pytanie zawisło w powietrzu i sprawiło że wszystkie oczy w pokoju skierowane zostały na brunetkę. Dziewczyna potrząsnęła głową zmieszana, spoglądając w błękitne oczy hybrydy.
-Ja.. - zająknęła się.. - nie moge uwierzyć że ona mogłaby kogoś zabić. Bezbronną istotę. Natrafiliśmy już na około sto osób zabitych z jej ręki. A lista się nie kończy, Klaus. Nie wydaje wam się to podejrzane?
-Eleno. Caroline się zatraciła. Rzuciła wszystko, i wyjechała. Była sama. Wyłączyła się. A oni najprawdopodobniej wykorzystali jej słabość - odpowiedział jej Elijah odkładając telefon na stół.
-Okej. Ale miała nas, nie musiała tego robić, prawda? Wszyscy byliśmy z nią, gdy Silas zabił jej matke, wszyscy byliśmy gdy Tayler odszedł nie mogąc znieść jej widoku. Cały czas ktoś przy niej był ! A ona co? Poddała się ?! Sama z siebie? Tak nie robi Caroline. Pomyślcie. Czy ona sie kiedyś poddała? NIE. Nawet gdy Klaus wyjechał. Pamiętacie? Udawała że wszystko jest okej. Potem opuścił nas Stefan, a na końcu Damon. Wszystko to przeżyła. I co? Nie mogła znieść widoku dziecka które kochała ?! - brunetka wstała, zaczynając krążyć po pokoju z zaciętą miną. - To wszystko nie trzyma się kupy. Powinna tu być.. - dodała, a z jej policzka spłynęła łza.
-Ej, każdy za nią tęskni - powiedział Elijah obejmując dziewczynę. Spojrzał na barata, widząc w jego oczach tylko ból. Nikt nie wiedział czemu do niej nie wrócił.. Nikt oprócz niego. Widząc jego ból, czuł to samo co sześć lat temu.. Bezradność. To tak, jakby miał zostawić teraz Elenę. Westchnął głośno mocniej ją do siebie przytulając. Po chwili dziewczyna się od niego odsunęła, i ocierając łzy, kolejne w tym tygodniu, podniosła głowę, i szepnęła..
-Musimy ją znaleźć.


Caroline:
Siedziała na wysokim parapecie, z którego miała idealny widok na dwóch mężczyzn, siedzących razem przy stoliku znajdującym się w barze naprzeciwko. Okno było otwarte, dzięki czemu doskonale wiedziała za ile zamierzają się pożegnać, a następnie rozejść w przeciwnych kierunkach. Jeden dzień. Tyle zajęło jej znalezienie Damona Salvatora. Hipnotyzując jego koleżankę "od posiłków" dowiedziała się gdzie zazwyczaj wychodzi. Jednak nie mogła się spodziewać że spotka się on z bratem... Nie widziała Stefana nieco ponad sześć lat. Zmarszczyła brwii czując że budzi się w niej żal. Potrząsnęła głową, po czym po raz kolejny odsunęła od siebie jakiekolwiek uczucia. Zdarzało się jej to coraz częściej. Nagle zaczynała czuć, a w jej teraźniejszym życiu, to by było zbyt masochistyczne podejście. Jej rozmyślenia przerwał dźwięk telefonu młodszego z braci. Chciała wytężyć słuch na tyle, by usłyszeć z kim rozmawia, ale nie wyszło jej.
-Niczego się nie dowiedziałem.. Może przyjedziemy?... Okej.. Będziemy za kilka godzin.. - odłożył telefon po czym skinął głową na brata. To ją zdezorientowało. Nie tak miało być!! .. Kobieta zeszła z parapetu i czym prędzej chwyciła małą czarną walizkę. Wrzuciła do niej powyciągane kołki i drewniane naboje. Rozejrzała się jeszcze raz, po czym wyszła kierując sie od razu w stronę auta.


Klaus:
Chodzili jak na szpilkach. Należała do bractwa. Tyle wiedzieli. Czym dla nich była? Zabójcą? Informatorem? Kandydatem na cień? Nikt tego nie wiedział. Nikt nie mógł powiedzieć. Bali się bardziej ich, niż jego. Od ponad tygodnia zbierał informacje, i od tygodnia nie dowiedział się nic konkretnego. Dostał od niej tylko kartkę "nie szukaj mnie"w kopercie znalazł jeszcze tylko płatek białej lilii. W ciągu jednego tygodnia zabił setki ludzi, istot nadprzyrodzonych.. I nic. Do pokoju wszedł po cichu mały chłopiec. Pierwotny zmarszczył brwi, dalej siedząc w ciemnym koncie, obserwując jak Henrik podchodzi do jego biurka, po czym siada na jednym z krzeseł, i po prostu bierze w dłoń jeden z pergaminów, oraz ołówek, zaczynając szkicować. Nie widzi mnie... Bezszelestnie podszedł do chłopca od tyłu, i zdziwiony otworzył aż usta. Jego dłonie idealnie odtwarzały rysunek. Jego styl rysunku, a także to co wychodziło w trakcje jego pracy wyglądało jakby trenował to co najmniej kilkanaście lat, o ile nie kilkadziesiąt. Tymczasem mały miał niespełna sześć lat. Przypatrując się jego dziełu Klaus nagle spostrzegł, iż z pod konturów wyjawia się twarz. Tak bardzo znana mu, anielska buzia, którą niegdyś tak kochał..
-Śni mi się - usłyszał głos malca. Jakim cudem on wie że tu jestem?! - czuję Cię. - odpowiedział
-Henrik. Ty.. czytasz mi.. w myślach? - zapytał odwracając chłopca przodem do siebie.
-Czasem mi się zdarza. Ale to raczej niekiedy - powiedział chowając się przed jego spojrzeniem
-Jak Ci się śni? -zapytał.
-Idzie do mnie, uśmiechnięta, potem jej wzrok pada na coś za mną, ale nie mogę się odwrócić. Przybiera dziwny wyraz twarzy, i rzuca się na coś co jest za mną. A potem słyszę tylko krzyk - powiedział. Klaus był zszokowany wyznaniem malca. Wziął go na ręce, po czym zszedł by czym prędzej powiedzieć o tym rodzeństwu.
-O, Klaus.. nareszcie zszedłeś. Mamy gości - powiedział Elijah, odwracając jego uwagę od zdarzenia które się właśnie wydarzyło.
-Bracia Salvatore. Witam w naszych skromnych progach. Henrik. Idź się pobawić.


Caroline :
Od dwudziestu minut siedziała na drzewie. Mrużyła oczy, by zobaczyć cokolwiek. Nie wiedziała gdzie przyjechali, ale bała się. Szczerze miała wątpliwości, odnośnie tego czy powinna tu przyjeżdżać. Szyby były dźwiękoszczelne, dlatego jak wielkie było jej zdziwienie gdy zaczęła słyszeć jakąś rozmowę.
-Co z nią? - usłyszała głos Stefana, jednak w tym momencie się wyłączyła. Szklane drzwi otworzyły się do końca a na zieloną trawę wpadł mały chłopiec. Kobieta poruszyła się na drzewie, o mało nie spadając. Chłopiec biegał w każdą z możliwych stron a za nim poruszał się pies na linie, która przyczepiona została do budy. Mały śmiał się, a ona czuła jak w jej sercu rośnie miłość. Patrzyła na niego i uśmiechała się do siebie. Wtedy jednak, jego uśmiech ucichł, a jego główka powoli skierowała się idealnie w jej stronę. Czuła jak się na nią patrzy. Jej twarz wyrażała przerażenie. Nie może mnie widzieć... 
-Mogę. Kim jesteś? - zapytał mały. Na co ona napięła wszystkie mięśnie. Nie mogła się ruszyć. Nie mogła zrobić nic.
-Henrik, z kim rozmawiasz? - do ogrodu weszła Rebbekah. Teraz albo nigdy pomyślała wampirzyca, po czym skoczyła przed siebie, spadając wprost na pierwotną. W zawrotnym tempie podniosła się i wbiegła do domu.. Damon już wstawał, kiedy wbiła mu rękę w klatkę piersiową tak, że w ręce trzymała jego serce.
-Caroline ! - wrzasnęła Elena, widziała ich zaskoczone miny. Wszyscy stali zaskoczeni, jednak po chwili chcieli się na nią rzucić.
-NIE ! -krzyknęła odwracając się w ich stronę i ciągnąc jęczącego Damona przed siebie. Dmuchnęła tak aby jej brązowe loki zsunęły się jej z oczu. - Nie podchodźcie, bo jego serce będziecie mogli zjeść na kolacje. Bekka, zabierz stąd dziecko. - zwróciła się do blondynki, ta kiwneła jej niepewnie głową spoglądając na rodzeństwo.
-Czego w "nie szukaj mnie" nie zrozumiałeś? - warknęła w stronę Klausa, po czym nie robiąc sobie nic z jego groźnego wzroku spojrzała w oczy Damona. Wiedział. Wiedział że to jego kolej.
-Byłeś na liście - szepnęła a on pokiwał twierdząco głową. - Po co się w to mieszałeś?
-Też byś się mieszała, gdybyś nie miała nic do stracenia. Dbam o przyszłość - zaśmiał się po czym  jęknął czując ból.
-Wiesz co musze zrobić? - zapytała czując pustkę
-Wiem, Caroline. Kol też wiedział. I każdy kto się w to pakuje, też wie. Ale są sprawy, o które warto walczyć. - powiedział a ona pokiwała twierdząco głową. - Przepraszam Cię.
Każdy patrzył na tą scenę z przerażeniem
-Nie ma za co.. - szepnęła, a on się uśmiechnął
-Jest. Byłem zły, dla Ciebie. - powiedział, po czym jego uśmiech znikł z twarzy- Jestem gotów. - powiedział, a jego ciało opadło bezwładnie na ziemię. Ono, wraz sercem leżało teraz na drewnianej podłodze i widzieć można było tylko jak uchodzi z nich życie. Dziewczyna niewiele myśląc uciekła. Biegła przez las, z jej oczu leciały łzy. To był...przyjaciel. Nie chciała tego zrobić, a jednak wiedziała, ze jeśli nie ona, to ktoś inny.
-Stój! - usłyszała tak dobrze znany sobie głos. Mimowolnie zatrzymała się, jednak nie odwróciła.
-Nie szukajcie mnie. To nie jest ostrzeżenie. - powiedziała, po czym zaczęła iść przed siebie.
-Nie odchodź. - poczuła rękę na łokciu.Wyrwała się, jednak stanęła.
-Zabierz stąd Henrika. Wiesz już, że jest wyjątkowy. Zainteresują się nim..
-Caroline.. - odwróciła się i spojrzała w jego błękitne oczy.
-Uciekajcie. Nie pozwól im go zabrać. Nie strać go. Nie chcę go szkolić. Nie chce, zeby był jak ja- szepnęła, po czym mimo swoich zasad stanęła na palcach i ucałowała jego czoło. A on dotknął jej brązowych pukli, po czym zerwał perukę i uwalniając jej piękne blond włosy sięgające do ramion
-Tak lepiej, kochana - powiedział, całując lekko jej usta. Już miał się w niej zatracić, kiedy ona zniknęła, a jedyne co usłyszał to jej szept przy uchu ...
- I za wszelką cenę. Nie szukajcie mnie.


--------------------------------------------------------------------------------
Męczyłam się z tym rozdziałem :)
Ale czuję, że idzie to w całkiem dobrym kierunku.
Następny odcinek 16-17.09
Co w nim?
Kto kogo będzie chciał zabić? Kto stanie w ich obronie? Kim jest bractwo? Czym tak naprawdę jest Henrik?   : )))

KOMENTUJCIE KOCHANI.

9.02.2013

Ogłoszenie.

Tak więc, wyjeżdżam :)
Nie będzie mnie od 5 do 16, ale trzeba liczyc się z tym że muszę się spakować, i pozałatwiać trochę spraw. Iiii, teraz przechodzę do sedna sprawy. Mam rozdział. Co prawda muszę do niego trochę dopisać, ale to kwestia 40 minut. I o co mi chodzi? O to iż nie wiem czy chcecie rozdział teraz, czy może wolicie poczekać?
Piszcie w komentarzach, bo szczerze mnie to interesuje :D
Oczywiście, nie żebym was podpuszczała, ale jeśli do środy nie będzie z 10 komentarzy co najmniej, to będę trzymać was w niepewności :*
A w następnym odcinku dzieje się jeszcze więcej niż w tym. Żeby podsycić wasz zapał do czytania, powiem że Caroline i Klaus się spotkają :)




PS. rozdział już skończony :)