8.30.2013

ROZDZIAŁ 14.


(Posłuchaj)


6 LAT PÓŹNIEJ

Caroline:
Siedziała w wielkim białym pomieszczeniu ozdobionym złotymi akcentami. Na ścianach znajdowały się obrazy umieszczone w masywnych, złotych ramach, a naprzeciwko jej  brązowego, krzesła stało wielkie, mahoniowe biurko za którym spodziewała się zobaczyć zaraz starszą kobietę. Nie minęła sekunda, a blondynka już przyglądała się szaro-błękitnym oczom czarnoskórej staruszki. 
-Caroline, dobrze Cię widzieć. Cieszę się że twoje ostatnie zlecenie tak szybko zostało zrealizowane. Swoją drogą, nie wiedziałam że tak dobrze Ci pójdzie. Zabicie pierwotnego wampira, nawet osobie uzdolnionej jak ty zdarza się rzadko.. wielu poległo. - mówiła staruszka co chwile zerkając na swoją księgę z portretem młodego mężczyzny, które zostało przekreślone dużymi, czerwonymi literami "zabity". - Zdajesz sobie sprawę że teraz jego rodzeństwo będzie Cię ścigać? - zapytała, na co blondynka kiwnęła twierdząco głową. - Hmm... Na ten moment nie dostałam żadnych zadań do realizacji. - dodała, na co wampirzyca powoli podniosła się z krzesła. Odwróciła się i pomaszerowała w stronę drzwi. Stukot jej butów przerwał głos staruszki.
-Caroline, bractwo jest Ci dozgonnie wdzięczne za Twoją pomoc, wiesz o tym, prawda? - zapytała, wsuwając na swój lekko szpiczasty nos okulary-połówki.
-Wiem Allesio. - odpowiedziała silnym głosem kobieta podchodząc do drzwi, i po krótkiej chwili zawahania znikając za nimi. 
Po niecałych dwudziestu minutach znalazła się na skraju lasu. Wbiła kły w swą dłoń po czym przyłożyła ją do drzewa stojącego obok niej. W tej chwili obraz zaczął się zmieniać, i jej oczom ukazała się drewniana chatka. Ochrona w jej zawodzie była niezbędna. Szczególnie jej prywatnego "lokum". Bez zawahania, wiedząc że nikt bez jej krwi nie dostanie się do środka, podeszła do drzwi i otworzyła je na roścież. Weszła, uprzednio zapalając światło na małym ganku z huśtawką, po czym zdjęła z nóg wysokie obcasy rzucając je w kąt. Czarownice z bractwa idealnie zatuszowały jej dom. Jej, jak i wszystkich osób pracujących dla nich. Usiadła na kanapie stojącej naprzeciwko kominka i po raz kolejny w tym tygodniu wzięła do ręki teczkę z papierami. Wczoraj zrobiła to. Zabiła pierwszego pierwotnego. Z półki wiszącej na lewej ścianie wyciągnęła przestronne pudełko z napisem "POLEGLI", po czym wrzuciła do niej teczkę z napisem "KOL MIKAELSON". 


Klaus: 
-Jak to nie żyje? - wrzasnął patrząc na siostrę siedzącą na kanapie w ich wspólnej willi w Nowym Orleanie. 
-Jego cała linia wymarła, nie miałam z nim kontaktu odkąd uwolniliśmy Silasa. Nie wiem co się stało, Nik. - powiedziała, ścierając z policzków resztki z łez. - Co teraz?
-Zabiję tego, kto odważył się podnieść na niego dłoń - warknął wrzucając szklankę z burbonem do kominka. Po chwili usłyszał dziki śmiech, jeden cienki, drugi gardłowy. Przymknął oczy starając się uspokoić. 
-Wujku! Ciociu! Patrzcie co tata mi zrobił ! - do pokoju wbiegł mały brzdąc, o kręconych, blond włosach. Jej włosach... Wyglądał niczym mały aniołek. W ręku trzymał samolot z papieru. Tuż za małym szedł wysoki, przystojny brunet. 
-Ale fajne - powiedziała Bekka, biorąc malca na kolana. Wszyscy stali się dzięki niemu bardziej żywi. Wszyscy dziwili się, iż jest on bardziej podobny do Caroline, niż do niego, ale również wszyscy, stwierdzili, że Klaus nie nadaje się na ojca. Jego skłonności masochistyczne i sadystyczne po prostu eliminują go w tym momencie. Dlatego wyszli z założenia, że małym zaopiekują się wszyscy, jednak jego "tatą" będzie Elijah. Mężczyzna nie tylko był zrównoważony psychicznie, ale także miał kogoś kto mu pomoże. Elena. Mimo wielu burzliwych konwersacji, a w sumie wrzasków na czele z Rebeką, w końcu każdy jej nie tylko zaufał, ale też wpuścił do swojego serca. Dziewczyna długo nie mogła wybaczyć Nikowi jego postępowaniu w stosunku do Caroline, jednak w końcu dała spokój, i zajęła się swoim życiem. 
-Czemu jesteście smutni? - zapytał Elijah obejmując Elenę, która właśnie weszła do przestronnego salonu. 
-Henrik, może pójdziesz pobawić się ze mną na zewnątrz? - zapytała Bekka, na co mały kiwnął lekko głową powoli schodząc z jej kolan, i wybiegając z pokoju lekko kręcąc się wokół siebie z rączką wyciągniętą nad głową co chwile obracając się i patrząc czy ciocia za nim idzie..
-Kol nie żyje - powiedział Klaus, gdy mały wraz z wampirzycą zniknęli za drzwiami. 
-Co? - uśmiech zszedł z twarzy Elijah, a Elena przyłożyła swoją dłoń do twarzy. - Kto?
-Nie wiem - odpowiedział. Zerknął na brata który już trzymał telefon przy uchu. Gdy tylko złapał sygnał włączył głośnik.
-Halo ? - usłyszeli kobiecy głos
-Sophie. Wytęż swój umysł. Kto zabił naszego brata? - zapytał Elijah, a odpowiedziała mu tylko cisza.
-Kol, nie żyje? - usłyszeli po dłuższej chwili.. 
-Nie kurwa Finn - warknął Klaus, za co wzrokiem skarcił go starszy brat.
-Nie wiem kto to mógł być.. ale.. myślę, że to mógł być cień... - usłyszeli, po czym spojrzeli na siebie.. 
-Co to znaczy? -zapytała Elena
-To znaczy, że mamy trudnego przeciwnika, który chce śmierci nas wszystkich...


Caroline: 
Położyła się na sofie, starając się uspokoić nerwy. Kto będzie tym razem? Zwykły wampir? Czarownica? Wilkołak? A może kolejny pierwotny? Codziennie przed snem robiła rachunek sumienia. Zabiła już tysiące nadprzyrodzonych istot. W przeciągu niespełna sześciu lat, jej życie zmieniło się nie do poznania. Urodziła dziecko, jednak gdy trzymała je w rękach widziała tylko Klausa, który najzwyczajniej w świecie odszedł od niej...



-Elijah? Gdzie Klaus? - uśmiechnęła się blondynka głaszcząc się po sporym już brzuchu. 
-Caroline... On już nie wróci.
-CO? - szepnęła dławiąc się powietrzem. 
-Nie wróci. Powiedział że możesz zatrzymać dziecko - powiedział, a ona poczuła jak robi jej się słabo. - Caroline? Co się dzieje?
-Ja... chyba odeszły mi wody. 

Oddała je. 
Oddała jedyną rzecz utrzymującą jej człowieczeństwo. Oddała je. 
Poczuła jak ją mdli. Minęło tak dużo czasu, jednak jedyna rzecz jaka jeszcze ją obchodziła to "jak wygląda?", "czym się interesuje?". Tuż po porodzie stała się inną osobą. Nie tylko wyłączyła człowieczeństwo, ale też zmieniło się w niej nastawienie do świata. Taką znalazła ją Allesia. Magiczna istota, która znajdowała się na czele bractwa. Bractwa, które zabija wszystkie nadprzyrodzone istoty. I tak, stała się nadprzyrodzonym łowcą. Z ofiary, na ofiarę nienawidziła się coraz bardziej. Zabijała samą siebie. Wszystko co było w niej, było w każdej osobie która umierała z jej broni. Była hipokrytką, Jednak nie przejmowała się tym. To było jej odciągnięcie od wszelkich trosk. I tak, po pewnym czasie stała się postrachem wszystkich stworzeń nadprzyrodzonych. W czasie zlecenia zmieniała się nie do poznania. Nie wyglądała jak drobna blondyneczka, zamieniała się w pewną siebie wampirzycę. Westchnęła. To wszystko było takie nierzeczywiste.. 


Klaus: 
Leżał na łóżku. Po chwili usłyszał szczęk zamka, a w drzwiach pojawiła się mała główka otoczona złotymi loczkami. 
-Wujku... - zaczął mały, jednak nie wiedział chyba jak skończyć. 
-Chodź tu - powiedział Klaus, klepiąc miejsce koło siebie. Chłopiec wbiegł do łóżka przytulając się od razu do ciepłego ciała mężczyzny. - Co jest?
-Miałem sen.. - powiedział, 
-O czym? - zapytał, czując że jego zdziwienie jest coraz większe. 
-Śniłem... O niej.. - wskazał małym paluszkiem na pergamin z portretem pięknej blondynki.. - powiedziałem o tym mamie, ale ona... Kazała mi przyjść do Ciebie, po czym się popłakała. 
Klaus westchnął. Wiedział że ten czas kiedyś nadejdzie. Mały miał gen wilkołaka, ale także coś, czego nie mogli zidentyfikować.. coś na pozór możliwości odczytywania uczuć, ale znajdowali coraz to więcej talentów jego osobowości. 
-Co robiła? 
-Najpierw na mnie po prostu patrzyła, była szczęśliwa.. Ale potem, była smutna. A na samym końcu już, jakby nic nie czuła. Była wtedy ubrana cała na czarno, miała cały czarny makijaż, i zakładała czarne włosy... a potem stała się taka... poważna. Miała w dłoni kołek. Taki duży, biały.. A za nią był taki... wielki.. cień?
-Na pewno? - zapytał przerażony Klaus.. właśnie odkrył nową zdolność Henrika. Odgadywanie zagadek. Mały pokiwał głową, na co hybryda zerwała sie z łóżka porywając jego małe ciało na ręce. Wszedł od razu do sypialni Elijah. Elena zmazywała wacikiem pozostałości po rozmazanym makijażu, a Elijah trzymał w dłoni książkę gładząc dłonią jej plecy.
-Co się stało? - od razu zwrócili głowy do drzwi. 
-Caroline się stała.. 



---------------------------------------------------




Okej. Pozmieniało się. Totalnie. Stwierdziłam, że ciągnęło się to jak flaki z olejem, dlatego wprowadzam akcje. :)
Wiem, ze narzekacie na krótkie rozdziały, ale ja po prostu nie umiem pisać dłuższych... Nie wiem czym to jest spowodowane, i przepraszam was bardzo :(
 Piszcie co sądzicie. !!!!!

8.23.2013

ROZDZIAŁ 13.



(POSŁUCHAJ)



Caroline:
TERAŹNIEJSZOŚĆ

Siedziała na puchatym dywanie patrząc na ciepłe płomienie ognia żarzącego się w kominku. Od jej przyjazdu do Mystic Falls minął jakiś tydzień. Wszystko się pogmatwało. Ostatnie miesiące stanęły pod znakiem zapytania. Najgorzej wyszedł na tym Klaus. Nie wiedziała czy na pewno go kocha. Czy może go kochać? Całe dnie, minuty, sekundy spędzone z nim wydawały się być pewnego rodzaju snem, o którym marzyła od pamiętnego balu u Mikaelsonów. Z drugiej strony pojawił się w jej głowie Tayler. Nie widziała go tak długo.. Tęskniła za nim, wiedziała to na pewno. Ale czy to była ta WIELKA EPICKA MIŁOŚĆ? Nic nie było w tym momencie dla niej pewne. Jednak, że jej myśli krążyły tylko wokół Klausa. Czy jest bardzo zły? Czy dalej coś do niej czuje? Czy jej uwierzył? Spojrzała na szafkę obok sofy. Ramka na zdjęcie uzupełniona była portretem który wykonany został w czasie jednej z imprez urodzinowych. Jej mama miała jeszcze długie włosy i uśmiechała się promiennie w stronę obiektywu. Obok niej stał ojciec który także uśmiechał się szeroko trzymając dłonie na ramionach około jedenastoletniej dziewczynki w dwóch długich warkoczach, z koroną na głowie. Nie lubiła tego zdjęcia. Położyła się na dywanie zastanawiając się dlaczego pozwoliła Klausowi na zostawienie jej tutaj. Samej. Od bardzo dawna nie lubiła tego domu. Bez kochających rodziców wcale nie był on domem. Nagle usłyszała trzask drzwi.
-Caroline ? - odezwał się zapomniany już dawno przez nią głos.



Klaus:
GODZINĘ WCZEŚNIEJ

-Jak to jest w ciąży? Przecież to wampir !- krzyknęła Elena spoglądając to na Elijah to na Klausa.
-Mówiłem Ci... Czarownica rzuciła zaklęcie, żeby uratować dziecko. - odezwał się lekko zniecierpliwiony pierwotny.
-A jak to możliwe że to ON jest dzieckiem ?
-Jestem pół wilkołakiem kochanie, to oznacza że mogę sie rozmnażać. Tak przynajmniej sądzimy, ale nigdy nie ma pewności. Elena, nie chcemy żebyś rozstrzygała jak to sie stało. Chce żebyś zajęła sie Caroline. Musimy znaleźć sposób na Silasa. Nie pozwolę żeby jej się coś stało, ale przy mnie nie jest bezpieczna. - powiedział Klaus, zyskując coraz to większe zainteresowanie Damona siedzącego obok ukochanej.
-Czyżby nasz wampowiczek wpadł po uszy? -zapytał z nutką ironii w głosie. Klaus przymknął oczy starając się uspokoić na tyle, aby nie wyrwać mu języka.
-Zajmiesz się nią? -zapytał ostatni raz wpatrując się w brunetkę.



Caroline:
TERAŹNIEJSZOŚĆ


-Elena? - zdziwiła się blondynka patrząc na postać która pojawiła się w drzwiach jej salonu. Podniosła się lekko na łokciach aby móc bardziej przyjrzeć się przyjaciółce - Wszystko wiesz? 
-Tak - pokiwała lekko głową, robiąc swoją typową zmartwioną minę. 
-I co z tym robimy? - zapytała przerzucając poduszkę pod swoje lekko obolałe nogi. 
-Kochasz go? - zapytała Elena a Caroline zaszkliły się oczy. I co teraz? Co ma odpowiedzieć? Po prostu "tak"? A może lepiej jest jakoś sie wytłumaczyć? Przymknęła oczy starając się coś wymyśleć. 
-Nie wiem - odpowiedziała wybierając najbardziej łatwe z wyjść - Na pewno nie moge przestać o nim myśleć. I mam cały czas nadzieje ze zaraz się tutaj zjawi, pocałuje mnie, i przytuli, a potem pogłaszcze po brzuchu i powie że się ułoży, ale czy to jest miłość? Nosze jego dziecko. Jego, nie moje. I mimo tego, że powinnam być obrzydzona, to pokochałam je. To jak sie we mnie rusza, to jak jego serce bije. To jest niesamowite. A najgorsze w tym wszystkim jest to, że ja tego nigdy nie chciałam. Nie chciałam mieć dzieci, chciałam być kimś ważnym, z mnóstwem zer na koncie. I co teraz mam? Jestem rozstrojonym emocjonalnie wampirem, który płacze średnio co dwadzieścia minut i cały czas szuka rozwiązania całej tej sprawy. 
-Caroline... - Elena podeszła do przyjaciółki i usiadła obok niej na podłodze i przytuliła ją.  - nikt Cię nie będzie karał za to co zrobiłaś. Nikt też nie będzie Cie dręczyć przez miłość. I wyglądasz cudownie - dodała przez co obie się zaśmiały.
-Gdzie on jest? - zapytała z nadzieją w głosie. 
-Wysłał mnie tutaj. I wyjechał - odpowiedziała brunetka patrząc jak w oczach Caroline znowu pojawiają się łzy.
-Wiesz co? Powinnam się położyć.. Tak mi sie wydaje - powiedziała po czym wstała powoli przymając się jedną dłonią pod brzuchem. 
-Pomóc Ci? 
-Dam sobie rade- uśmiechnęła się ostatni raz po czym zamknęła się w swoim starym pokoju. 



Klaus: 
GODZINĘ PÓŹNIEJ 


-Co z nią? -zapytał stojąc przed drzwiami wejściowymi. 
-Kiepsko. Powinieneś przy niej być - powiedziała zabierając swoją torebkę i kierując się do wyjścia.
-Co ty robisz? Miałaś się nią zająć..!
-Wyjeżdżasz rano. Ona Cie potrzebuje Klaus. 
-Jak może mnie potrzebować? Ona nawet mnie nie kocha..- powiedział patrząc jak dziewczyna schodzi ze schodków prowadzących do drzwi wejściowych 
-Skąd to wiesz? - zapytała, a po chwili zniknęła zostawiając go z pytaniem wiszącym w powietrzu. Przymknął oczy, po czym wszedł do domu zamykając za sobą drzwi na klucz. Zdjął kurtkę wieszając ją od razu na wieszaku, po czym ściągnął z nóg buty. Nie chciał tego robić w jej pokoju, wiedząc że pewnie już od dawna spi. Co teraz? Podszedł do białych drzwi prowadzących do jej pokoju, po czym wszedł po cichu. Od razu jego oczom ukazało sie przestronne łóżko i biała pościel z pod ktorej wystawały jedynie pukle blond loków. Tak dawno jej nie widział.. Tak bardzo pragnął ją dotknąć, pocałować, przytulić...
-Klaus... - usłyszał, a jego zimne serce zamarło. Czekał na jakiś ruch kołdry, jakiś wrzask typu "co ty sobie wyobrażasz", jednak nic się nie wydarzyło. Włosy dalej leżały na swoim miejscu, kołdra nawet nie drgnęła. Śni o mnie? - pomyślał. Po czym usiadł lekko na rogu jej łóżka. Uśmiechnął się lekko do siebie dostrzegając wreszcie jej spokojną, anielską twarz. Czuł się prawie jak w czasie ich wyjazdu, kiedy to obserwował gdy spała. Chłopak rozejrzał się powoli po pokoju. Nic się tu nie zmieniło, te same półki, te same ksiazki, i zdjęcia. Spojrzał na stolik i zamarł. Między ramką na zdjęcie w którym tkwiła jej postać, a lampką był kawałek pergaminu na którym widniał koń, i jej podobizna. Nie przypuszczał że zachowała rysunek. Przecież musiał tkwić tutaj przed jej wyjazdem do Nowego Orleanu..
-Co tu robisz?- usłyszał jej głos, po czym spojrzał w jej piękne błękitne oczy. 
-Caroline... -szepnął patrząc jak po jej policzkach zaczynają płynąć łzy.
-Spokojnie, to nie przez Ciebie, to tylko hormony- powiedziała ocierając twarz i powoli wstając. Mężczyźnie zamarło serce. Jej ciało było tak piękne.. Tak bardzo za nim tęsknił.. Wygodne czarne majteczki i fioletowa bluzka na cienkich ramiączkach lekko odkrywająca jej zaokrąglony brzuch. Przymknął oczy patrząc jak znika za drzwiami łazienki. Pragnął jej. Chciał ją poczuć. Chciał wierzyć w to, ze te miesiące nie były snem, że ona na prawdę była jego. A może lepiej byłoby gdyby nigdy to się nie wydarzyło? Prędko wstał i skierował sie w stronę wyjścia z domu. Gdy już ubrał buty, spojrzał na dziewczynę stojącą w framudze drzwi od swojego pokoju. Podszedł powoli po czym dotknął dłonią jej ciepłego policzka. Lekko przyciągnął ją do siebie kładąc swoje usta na jej czole. 
-Obiecuję, że nic złego Ci sie nie stanie  - szepnął po czym skierował się w stronę drzwi.
-I już? Wychodzisz? Tak po prostu?- usłszyał jej szept, po czym nie wiele myśląc podbiegł do niej w wampirzym tempie przyciskajac jej sylwtkę do ściany, zachłannie pocałował. Oddał w tym wszystkie swoje uczucia.. Złość, pragnienie, cierpienie, niepewność.. Kiedy jej dłonie znalazly sie w jego włosach wszystko przestało się liczyć.. Ich świat znów wrócił na chwilę na swoje miejsce. 


Caroline:
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ

Otworzyła oczy. Przez zasłonięte zasłony wkradały się pojedyncze promienie słońca. Uśmiechnęła się do siebie odwracając się w stronę swojego ukochanego. Jednak gdy to zrobiła, jej uśmiech opuścił jej twarz. Nie było go.. No tak. Mogła się tego spodziewać... 


Wszystko działo się tak szybko. Najpierw nie miała koszulki, potem majtek. Jednak, on jak na prawdziwego romantyka przystało, nie mógł dać jej tego, o czym tak skrycie marzyła. On musiał najpierw zabrać ją do przestronnej łazienki, i skierować się od razu pod prysznic. Tam, najpierw zaczął powoli całować jej szyje, co jakiś czas schodząc do krągłych piersi. Dopiero gdy jej ciało miało temperaturę wody spływającej po ich ciele, wyszli z kabiny i skierowali się do łóżka. Tam spełniły sie jej wszystkie pragnienia  ostatnich tygodni... 

A teraz? Została sama.. 
Bo prędzej, czy później
Będziemy się zastanawiać dlaczego się poddaliśmy...
..Tak blisko do bycia zakochanym. 
Gdybym wiedziała, że mnie chciałeś, 
Tak samo jak ja chciałam Ciebie
To może nie bylibyśmy rozdzieleni dwoma światami, 
lecz bylibyśmy w swoich własnych ramionach...*

 --------------------------------------------------------------------------

Przepraszam.
Musieliście długo czekać na ten rozdział, jednak obiecuję że teraz będzie już tylko lepiej :)
Wróciłam, i to mam nadzieje ze na stałe. 
Wiem że mam duże zaległości na waszych blogach, ale postaram się je w miarę możliwości naprawić..
Nie wiem czy moje opowiadanie idzie w dobrym kierunku.
Nie wiem też, czy pisanie w ten sposób - Teraz, i kilka dni/godzin wcześniej, wam odpowiada. 
Więc proszę was bardzo o szczere komentarze :) 





*Ariana Grande - Almost is never enough



8.11.2013

ROZDZIAŁ 12.



(POSŁUCHAJ)
 
Caroline:

D Z I Ś

Leżała na dużym materacu, przykryta kołdrą. W pokoju panowała ciemność, przez którą przebijało się jedynie drobne światło wnikające przez miejsce na klucz w drzwiach. Okna były zamurowane, a pomieszczenie pozbawione wszelkich mebli i ozdób. To więzienie było przystosowane specjalnie dla niej. Zero możliwości na to żeby wyjść bez pierścienia, zero możliwości na to, aby przebić się drewnem. Jedyne co mogła zrobić to walnąć sobie materacem w łeb, ale nawet to by nie wyszło, ponieważ jej nadgarstki były przypięte do ściany tak, by nie mogła dotknąć brzucha. Co tu robiła? Ratowała dziecko i siebie, przed swoim alter ego które chciało popełnić samobójstwo...


Klaus:

3 D N I   W C Z E � N I E J

Nic nie zapowiadało tragedii. Cholerne nic. Zaklęcie zadziałało, dziecko było bezpieczne, Caroline wydawałaby się być zdrowa. Tylko co po tym, kiedy jej oczy wyrażały pustkę? Ale udawała. Grała silna, twardą.. zamykają się w sobie, nie chcąc wyjaśnić co dokładnie się dzieje. Raz miała twarz anioła który jest przeszczęśliwy z zaistniałej sytuacji, zaraz potem.. wygląda jakby chciała wyrwać dziecko z brzucha. Nie wiedział co robić. Jego uczucia brały górę nad zdrowym rozsądkiem, nie wierzył w to że Caroline może mieć cokolwiek wspólnego z chęcią pokonania go. Lecz wtedy.. Dowiedział się kto stał za zabójstwem Hayley. Podczas obalenia Marcela, ten stchórzy�. Nie tylko oddał się bez walki, ale i powiedział mu wszystko czego nigdy nie chciał usłyszeć. Układanka powoli zaczęła sama się rozwiązywać. Nagły przyjazd Caroline, nagła miłość, wyjazdy, powroty, chęć zaciągnięcia go do łóżka.. wszystko to nagle przestało mieć sens. Przecież ona go NIE MOGŁA nagle pokochać. Jednak odpowiedz zdobył dopiero, gdy udał się do Mystic Falls.


Caroline:

D Z I Ś

Do drzwi wsunęła się końcówka do klamki, i po chwili w progu stanął mężczyzna jej marzeń. Jej serce na moment podniosło się do nieba, aby po chwili spaść z hukiem na ziemię. NIENAWIDZI JEJ.
-Chcesz już rozmawiać, czy poczekamy kolejne dni?  - zapytał głosem wypranym z emocji.
-A o czym chcesz rozmawiać?
-Może.. Kim jesteś? Dlaczego chcesz mnie zabić?
-Nie chce Cię zabić!- krzyknęła automatycznie, a w jej oczach pojawiły się łzy.
-Problem w tym, że już nie wierzę w twoją grę. Kim jesteś?- zapytał siadając na materacu i hipnotyzując ją.
-Caroline - odpowiedziała.
-Nie jesteś Caroline ! Ona jest w Mystic Falls...


Klaus:

3 D N I   W C Z E Ś N I E J


Przejeżdżał wypożyczonym samochodem ulicami znanego mu całe życie miasta. Rozglądał się po okolicy, szukając jakby jakiego kolwiek znaku. Nie chciał się od razu pokazywać. Nie chciał wzbudzić podejrzeń. Przecież ich przyjaciółka jest z nim.. jest w ciąży... kochają się. Chyba.  Cała ta sytuacja nie była o tyle nie zdrowa, co najzwyczajniej pojebana. Dziewczyna jego marzeń, postanowiła nagle się w nim zakochać, po czym zabić matkę jego dziecka. Nie spodziewała się oczywiście tego że dziecko przeżyje. Nic nie miało sensu w całym zachowaniu wampirzycy. Stanąć ulice przed Grillem, tak aby móc obserwować w spokoju wejście, kiedy zadzwonił jego telefon.
-Klaus.. mamy problem. - usłyszał w telefonie głos brata. Zmarszczył brwii, gdy zobaczył Elenę wychodzącą z pabu. Uśmiechnięta, wręcz roześmiana. Jakby w ogóle nie przejmowała się zniknięciem przyjaciółki. Po chwili z Grilla wyszedł Damon, a zaraz za nim Jeremy i... jego ukochana Caroline.
-Wyjechała?- szepnął załamany do telefonu patrząc jak jego dziewczyna szuka czegos w torebce.
-Nie.. Caroline próbowała się zabić. Zamknąłem ją w piwniczce.
-Co? Napewno? - zapytał czując jak wpada w furię.
-Tak. Patrze na nią. Nie chce też jeść. Boje się że dziecko w takich warunkach..
Jednak on juz nie słuchał. Jedyne co teraz widział to blond wampirzyca, która macha do jego eks hybrydy. Taylera.


Caroline:

D Z I Ś

-C..co?
-Kim jesteś?
-Jestem Caroline - powiedziała uparcie, wierząc w to co mówi.
-KIM JESTEŚ DO CHOLERY I CO TU ROBISZ - powiedział używając całej swojej mocy i emocji do sprawienia by mówiła prawdę.
-Jestem Caroline - z jej oczu popłynęły łzy. - i Cię kocham.
-Jeżeli mnie kochasz- warknął - to powiedz po co tu naprawde jesteś - dodał ostatni raz starając si
ę ją zahipnotyzować.
-Aby..- zawahała się, jakby nagle zaczęła sobie coś przypominać - O mój Boże - szepnęła wiedząc już wszystko - aby pomóc w zabiciu Cię..




---------------------------------------

Flaki z olejem. I to jeszcze krótkie. Przepraszam... nic innego nie mogę powiedzieć.


8.06.2013

Przepraszam.

Nie mam internetu. Wiem ze to glupie wytłumaczenie ale pisanie bloga na telefonie jest straszne.  Postaram sie zrobić cokolwiek zeby to naprawić als nic nie obiecuję.
Wasza A.