3.24.2014

ROZDZIAŁ 22.



Siedziała na parapecie z papierosem w ręce. Nie paliła chyba od czasów liceum, ale w tym momencie wydawało jej się to najlepszym sposobem na odstresowanie. Szczególnie że cały alkohol stał w barku, w salonie, gdzie siedzieli ONI. Wszystko już spakowała. Zostało tylko odczekać jej chwilę, by na dole, mogli porozmawiać. Potem wszystko wróci do normy. Zaciągnęła się mocno, czując jak jej płuca wypełnia trucizna. Nie chciała żeby ich odnaleźli. Wiedziała że to będzie oznaczało pytania, i jeszcze ciężej będzie im się rozstać. A przecież nie mogą zostać. Ciszę w pokoju przerwało ciche pukanie do drzwi. Nie spojrzała na tego kto wszedł. Wystarczyło że tylko się poruszył, a jego zapach wypełnił całe pomieszczenie.
-Jak się czujesz? - usłyszała tak bardzo kochany przez siebie głos, a jej serce rozpadło się z tęsknoty na milion kawałków.
-Do dupy - mruknęła, wypuszczając dym z płuc. Nie chciała się na niego patrzeć. Bardziej interesujące w tej chwili wydawały się jej drzewa za oknem. Czuła się jak w cholernej modzie na sukces. Wszystko w jej życiu było popieprzone.
-Dawno się nie widzieliśmy.
-I całe szczęście. Przynajmniej twój syn był bezpieczny.
-Brakowało mi Was.  - Powiedział, a ona wyszła z pomieszczenia. Uciekła. W tym była najlepsza.

* * *

-Wyjeżdżamy - powiedziała tylko, ciągnąc za sobą dużą, czarną torbę, w której były te najważniejsze rzeczy.
-Co? Ale..dlaczego? - Henrik od razu wstał z kanapy na której siedział z Bekką.
-Czekam w aucie, pożegnaj się. - bez słowa skierowała się do drzwi.
-NIE - krzyknął, a pomieszczeniu zadrżały wszystkie rzeczy.
-Uspokój się. Nie mam zamiaru się powtarzać - wreszcie odwróciła się, i spojrzała przerażona na pokój, w którym lewitowały wszystkie urządzenia i meble. Zdziwione rodzeństwo Mikaelson patrzało na tą scenę bez żadnego odzewu. Caroline podeszła do zdenerwowanego blondyna, i położyła mu dłoń na policzku.
-Uspokój się - powtórzyła, a on zwrócił swoją głowę w stronę jej ręki i przymknął oczy, a wszystkie rzeczy upadły z hukiem. - Już?
-Tak. Dziękuję - odpowiedział, a blondynka odetchnęła z ulgą.
-Co to do cholery było? - zapytał Niklaus, a Forbes dopiero po chwili odważyła się na niego spojrzeć.
-Dlatego nie chcę, żeby nikt nas znalazł.
-Ale co to było!? To nie jest normalne! - krzyknął Nik
-To nie jest normalne? Myślisz że tego nie wiem do cholery?! Rozmawiałam z Bonnie, po tym jak wyjechaliśmy, i znaleźli nas pierwszy raz. To nie jest magia. To coś jak... telekineza. Gdy Henrik miał osiem lat, zmiótł z ziemi cały dom. Gdy miał dziesięć, zabił wampira, który chciał mnie skrzywdzić. Jednym spojrzeniem. Dlatego właśnie, musimy wyjechać - powiedziała dobitnie, nie spoglądając nawet na przyjaciół.
-Co? - usłyszała przestraszony głos blondynki.
-Posłuchajcie..
-Nie. - odezwał się wreszcie Klaus. - Jedziecie z nami, dość ukrywania się.

* * *

Stała przed wielkim domem. Nie była pewna czy oby na pewno chce wejść do środka, jednak teraz nie było już odwrotu. Gdy młody Mikaelson usłyszał ze ojciec chce zabrać go do siebie, od razu zaakceptował wszystko, nawet to, że będzie żył w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Nie miała nic do gadania, i tylko dwa wyjścia. Odejść na zawsze, i zapomnieć o rodzinie pierwotnych, albo pojechać z nimi i chronić ich całą swoją mocą.
-Boje się. A jak mnie nie polubią? - usłyszała głos chłopaka.
-Henrik. Jesteś jednym z nich. I masz rację, na pewno Cię nie polubią. Oni Cię pokochają.

* * *

-Niklaus - zdziwiony Elijah spojrzał na swojego brata, gdy ten wszedł do salonu. Dawno ich tu nie było, wszystkich razem. - miałeś być na wakacjach. Co robisz w Nowym Orleanie?
-Wróciłem. Posłuchajcie - zwrócił się do całej reszty. Ludzi których niegdyś tyle razy chciał zabić, ludzi którzy w teraźniejszości, stali się jego rodziną. Wszyscy. Rodzeństwo Gilbert, Bonnie, Stefan. Od dawna zamieszkali w jego starej posiadłości, i uspokajali go gdy ich odwiedzał. Stwarzali mu pozorne szczęście. Coś, czego nie zaznał od bardzo dawna. - Na wycieczce, spotkaliśmy kogoś, kogo chcielibyście z całą pewnością zobaczyć. Obydwoje czekają teraz na zewnątrz, ale bądźcie dla nich łaskawi, i nie zadawajcie miliona pytań - powiedział, a starszy brat spojrzał na niego mrużąc w charakterystyczny sposób oczy. Po chwili w pokoju pojawiła się Caroline, a za nią, przystojny, wysoki blondyn, o oczach kolorem identycznym jak u wszystkich Mikaelsonów.
-C..co się dzieje ? - zapytała Elena, patrząc przerażona na przyjaciółkę - Dlaczego tu jesteście? Nie powinno was tu być - krzyknęła, a w domu nagle zaczęły trząść się wszystkie urządzenia. W jednej sekundzie Caroline złapała chłopaka za dłoń i wszystko się uspokoiło.
-Eleno - skarcił ją Klaus.
-Przecież to niebezpieczne! Mogą zginąć! Co Ci odbiło! Chcesz żeby zginęli? - dalej histeryzowała brunetka.
-Spokojnie. Nic nikomu się nie stanie - powiedziała Rebbekah, wchodząc do salonu. Na widok Stefana, skrzywiła się lekko, jednak ignorując swoją niechęć, kontynuowała - Musimy dowiedzieć się więcej o zdolnościach Henrika. Nie możemy zostawić ich z tym samych.

* * *

Siedzieli na hamaku. Odkąd przyjechali minęło jakieś trzy godziny, jednak nikt nawet nie zauważył tego że wyszli z domu, i siedzą teraz przed wejściem do rezydencji na plantacji. Zajęci byli obmyślaniem misternego "planu". Między dwoma jabłoniami zawieszono płachtę materiału, dzięki czemu mogli się schować przed promieniami słońca.
-Co teraz? Nie są zbyt zadowoleni z mojego przyjazdu - powiedział blondyn, na co Caroline mocniej zabiło serce. Obawiała się tego, jednak nie chciała wprawiać go w zły nastrój. Każdego dnia, zastanawiała się jak to będzie, gdy wreszcie się zobaczą, i spodziewała się takich reakcji.
-Spokojnie - powiedziała - muszą się przyzwyczaić. Cały czas udawali że nie żyjemy, żeby nas chronić, a teraz wszystko poszło się..
-Jebać - skończył za nią.
-Co państwo tu robią?! Nie można tu siedzieć! - usłyszeli głos mężczyzny, a oni jak na komendę odwrócili się w jego stronę.
-Dlaczego niby? - zapytała zdziwiona blondynka. Rozdrażniony mężczyzna podszedł i chwycił ją za ramię, ściągając z hamaka.
-Hej! Zostaw ją - Henrik go popchnął, a mężczyzna w jednej chwili rzucił się na niego z wysuniętymi kłami. Blondynka zasłoniła Mikaelsona ciałem, a jego zęby utkwiły w jej szyi. Po chwili zerwał się wiatr, a nad nimi zebrały się ciemne chmury.
-Co się dzieje? - usłyszeli z daleka głos Elijah, ale było już za późno. Zdezorientowana Forbes, poczuła jak ziemia się trzęsie. W wampirzym tempie znalazła się obok Elijah i reszty, zatrzymując ich gestem ręki. Sekundę później wampir szybował przed Henrikiem wrzeszcząc z bólu. Jakby zaczarowany nagle opadł na ziemię, wyprany z życia. Wszystko w okół się uspokoiło, a zza chmur wyszły pierwsze promienie słońca.
-Co mu jest? - zapytał Elijah, podchodząc powoli w stronę wyssanego mężczyzny.
-Nie żyje.

* * *

-Połóż się. Nie przejmuj się. I zaśnij - powiedziała Caroline stojąc w progu drzwi do pokoju Henrika.
-Zabiłem go.
-Chciał mnie skrzywdzić - powiedziała, na co on pokiwał tylko głową, kładąc się, dalej przybity. Tuż po całej sytuacji, okazało się, że to jeden z wampirów ochraniających posiadłość. Żaden z nich nie wiedział o przybyłych gościach, i myślał, że po prostu ktoś się wkradł do rezydencji.
-Spij - dodała na sam koniec, zamykając drzwi od pokoju. Gdy stanęła w korytarzu, oparła się czołem o drzwi. Po chwili poczuła ciepłą dłoń na ramieniu, odwróciła się, lekko uśmiechając się do przyjaciółki.
-Jak się czujesz? - zapytała Rebbekah, na co blondynka wzruszyła ramionami.
-Dlaczego nie jesteś ze Stefanem? - odbiła pałeczkę Caroline, na co pierwotna skrzywiła się nieznacznie.
-Cóż. Jak to on powiedział? Nie chce mnie skrzywdzić.
-Czym?
-Właśnie tego nie wiem.

* * *

Gdy wreszcie usiadła na "swoim" łóżku, poczuła zmęczenie. Przebrała się w długie spodnie od piżamy i bokserkę, i od razu rzuciła się na posłanie, zatapiając twarz w miękkiej poduszce. Gdy już miała na dobre zamknąć oczy, coś mignęło jej za drzwiami balkonowymi. Lekko zdziwiona podeszła i rozejrzała się po ciemnym podwórku. Niczego nie dostrzegła. Spojrzała na kamienne płytki, i wtedy dostrzegła białą kopertę. Otworzyła drzwi, i zabrała zaadresowany do niej list. Gdy rozdarła papier, od razu wypadła ze środka kartka. "Nigdy nie będziecie bezpieczni". Sapnęła przerażona. Bez zastanowienia ruszyła do drzwi i wypadła na korytarz, czując jak jej ciało drży a z oczu płyną łzy. Wpadła do sypialni, tak dobrze jej znanej.
-Zobacz - rzuciła w stronę zdziwionego Klausa kartkę, a ten powoli, z lekkim dystansem sięgnął po list.
-Skąd to masz?
-Było na moim balkonie. Oni już wiedzą.



________________________________________________________

Wróciłam i tutaj.
Niespodziewany przypływ jakiejś tam weny, pozwolił mi na jakiś powrót :)
Może w niezbyt dobrym stylu, ale może w następnym rozdziale będzie lepiej :)
I dłużej.