7.12.2013

ROZDZIAŁ 11


(posłuchaj)

Caroline:
Wszystko jest rozmazane. Jak znalazła się na ulicy? Gdzie była? Czuła się jakby traciła nad sobą panowanie. Co najmniej jakby cierpiała na rozdwojenie jaźni. Tylko o co w tym wszystkim chodzi? Siadła na ławce autobusowej i zaczęła rozmyślać nad tym co się dzieje. Straciła pamięć. Zakochała się. Jej ukochany będzie miał dziecko. A ona chce je zabić. Ma luki w pamięci. Boli ją serce gdy myśli o śmierci. CO SIĘ Z NIĄ DZIEJE? Jej życie nie miało sensu. Chciała zabić niewinne, nienarodzone dziecko. Czuła się jak potwór. Wstała chwiejnym krokiem z ławki i w wampirzym tempie pognała do rezydencji Klausa. Wpadła do domu, po czym skierowała się do pokoju mężczyzny. Z głośnym hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi od jego pokoju. Leżał na łóżku, oglądając jakiś program. Niewiele myśląc podbiegła do niego i mocno się do niego przytuliła.
-Heej, co się stało kochana?- zapytał przytulając ją do siebie.
-Nie wiem. Nagle zrobiło mi sie strasznie. Chce zapomnieć. O wszystkim. Zróbmy coś. Cokolwiek zdała od tego domu.
-Nie mogę kochanie - powiedział, ze smutkiem patrząc na łzy zbierające się w jej oczach - jutro popołudniu muszę byc w domu. Elijah z Sophie wracają.
-Wyjedźmy na noc. Jutro wrócimy. Błagam - spojrzała na niego na co on lekko się uśmiechnął i przytulił twarz do jej głowy.
-Dla Ciebie wszystko - szepnął po chwili


Klaus:
Od kilku godzin znajdowali się w dość dużym, przeszklonym domu z widokiem na ocean. Był szczęśliwy. Głównie dlatego, że zgodził się na propozycje blondynki. Otworzył przesuwane drzwi na taras i oparł się o balustradę. Przymknął na chwile oczy wsłuchując się w szum fal rozbijających się o piasek. Słońce prawie zaszło zaszczycając ciała wszystkich ludzi na plaży ostatnimi promykami słońca. Usłyszał najsłodszy dźwięk na świecie. Skierował wzrok w stronę śmiechu ukochanej i spostrzegł ją, z dużym owczarkiem niemieckim o długiej sierści. Dziewczyna biegała z nim, w dłoni trzymając dość długi patyk który cały czas wyrzucała w stronę wody. Nie wiedział czyj to pies, ale nawet się nad tym nie zastanowił. Jej ciało w obcisłych szortach i górze od kostiumu prezentowało się cudownie. Uśmiechnął się szeroko widząc jak jej mięśnie napinają się, i rozluźniają. Jego oczom ukazał się mężczyzna, lekko po trzydziestce który uśmiechnął się do jego Caroline. Pierwotny zmarszczył brwi. Podali sobie dłonie a miedzy nimi znalazł się ten sam pies, merdając ogonem.  Poczuł ukucie zazdrości gdy zobaczył szeroki uśmiech swojej dziewczyny. Warknął. Ku jego wielkiej radości mężczyzna nagle odmaszerował machając blondynce. Dziewczyna odwróciła się w stronę ich domu, i położyła dłonie na biodrach.
-Naprawdę? Warczysz? - usłyszał jej głos, na co uśmiechnął  się po raz kolejny i zszedł po drewnianych schodach na plażę. Spokojnym krokiem podszedł do ukochanej, i nie przejmując się jej groźną miną, złapał ją za kark przyciągając jej twarz do swojej i zatapiając się w jej ustach. Całował ją namiętnie, z tęsknotą, i żarliwością. Po chwili podniósł ją tak by objęła go nogami w pasie. Zaczął iść w stronę oceanu. Po całym, słonecznym dniu woda zdążyła się ogrzać. Gdy zamoczyli się już do wysokości ramion, Klaus sięgnął po sznurki od stroju dziewczyny. Nie wiele myśląc odwiązał wszystko, po czym jego pocałunki zeszły na szyję, a następnie na piersi dziewczyny. Caroline westchnęła cicho czując rosnące podniecenie.
-Wyjdźmy z wody - szepnęła mu do ucha. Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Po chwili znaleźli się na piasku. Wampirzyca usiadła ukradkiem na ukochanym uśmiechając się do niego zabójczo. Zdjęli z siebie ubrania, śmiejąc się jak dzieci. Klaus po raz kolejny złapał dziewczynę i w wampirzym tempie skierował się do sypialni..


Caroline:
Promienie słoneczne wpadały przez szybę do sypialni. Dziewczyna leżąca na łóżku nie spała już od dawna. Była dziesiąta rano. A ona nie miała ochoty spać. Chciała oglądać jak ON śpi. Uśmiechnęła się na wspomnienie wczorajszej nocy. Nie mogła zrozumieć jak można być tak szczęśliwą parą. Kochała w nim wszystko. A to co z nią robił nocami tylko potęgowało jej uczucie.



Klaus:
Nie mógł zrozumieć swojego szczęścia. Wchodził wraz z Caroline na swoją posiadłość. Szli przytuleni niczym para nastolatków. Uśmiechnął się do niej całując ją w czoło.
-Czemu cały czas się uśmiechasz?- zapytała podnosząc na niego wzrok
-Bo jestem cholernie szczęśliwy, kochanie – powiedział wtulając twarz w jej włosy na co ona zaśmiała się lekko
-Ja też – weszli do domu, i od razu zamarli. Na podłodze w salonie leżała Hayley, a w jej piersi spoczywał miecz przeszywający całe jej ciało. Szybko podbiegli do niej, jednak Caroline od razu pożałowała swojej decyzji. Jej gardło zapłonęło. W wampirzym tempie podbiegła do ściany i chwyciła szklankę z burbonem. Patrzała z daleka jak jej mężczyzna bierze w ręce ciało brunetki. Spojrzał przerażonymi oczami na blondynkę szukając pomocy, jednak ona kiwnęła głową dając znać że nie da rady poradzić sobie z pragnieniem.  Patrzałem jak w moich rękach umiera wilczyca nosząca moje dziecko.
-DO JASNEJ CHOLERY NIECH MI KTOŚ POMOŻE – wrzasnął wiedząc że zaraz nie będzie kogo ratować. Z jej ust wylewała się powoli krew. Próbowała odkaszlnąć, wypluć ją, ale nie miała siły. Cały czas patrzała mu w oczy. Nagle w pokoju zjawił się Elijah i Spohie.
-Co się stało ?! - pierwotny podbiegł do brata. - Cholera, ona umiera. Dziecko żyje. Ale nie pożyje długo bez żywiciela. SOPHIE POMÓŻ. - wrzasnął na osłupiałą czarownicę. Dziewczyna od razu otrząsnęła się z szoku i podbiegła do ciała wilczycy.
-Ona umiera. Nie pomożemy jej – powiedziała patrząc na Klausa. - Potrzeba kobiety która donosi ciąże. To dopiero 5 miesiąc. Nie możemy sprawić by urodziła. To niebezpieczne dla dziecka. - jej wzrok powędrował na stojącą po jej lewej stronie wampirzyce – Caroline.. Chodź tu.
-CO ?! - wrzasnął Klaus – Nie będziesz narażać jej na niebezpieczeństwo !!
-TO JEDYNY SPOSÓB !
-Przecież ona jest wampirem ! - wykrzyknął zszokowany Elijah
-Włączę w niej człowieczeństwo. Kiedyś robiono tak, by pozyskać pierwotne wampiry. Czasem się udawało, czasem nie. Musimy spróbować – powiedziała, po czym poczuła jak czyjaś ręka zatrzaskuje się na jej gardle
-Jesli ona zgnie – spojrzała w oczy Klausowi, słysząc jego groźbę
-Nie mam czasu. A ona jest silna – mówiła przez zaciśnięte gardło. Puścił ją.
-Caroline połóż się – powiedziała czarownica, na co przerażona dziewczyna tylko na nią spojrzała – proszę, pomóż ocalić nam dziecko – Shopie spojrzała błagalnym wzrokiem, na co blondynka pokiwała przecząco głową.
-Nie mogę- szepnęła, na co Klaus spojrzał na nią zaskoczony. Jego oczy błagały, jednak coś wewnątrz jej zabraniało jej. Chciało żeby to dziecko umarło. Spojrzała w oczy swojemu ukochanemu. Po chwili stłumiła w sobie złe uczucia i położyła się obok umierającej dziewczyny. Czarownica zaczęła wypowiadać zaklęcie kładąc dłonie na brzuchach obu dziewczyn... Hayley westchnęła, po czym odkaszlnęła ostatni raz,a jej serce przestało bić. Caroline miała zamknięte oczy, ale nagle na jej twarz wylał się ból a wampirzyca wrzasnęła
-CO TY JEJ ROBISZ ? -wrzasnął Klaus widząc cierpienie ukochanej. Czarownica nie przejmując się słowami hybrydy, w dalszym ciągu wypowiadała zaklęcie czując jak traci siły. Z jej nosa pociekła krew. Jednak po chwili po czuła jak brzuch Hayley maleje,  a Caroline nieznacznie rośnie. Otworzyła oczy i uśmiechnęła się widząc swoje dzieło.
-Zrobione – szepnęła po czym straciła przytomność.

Caroline:
Obudziła się cała obolała. Rozejrzała się po zaciemnionym pokoju i nie mogła przypomnieć sobie co tu robi. Chciała wstać, jednak wtedy poczuła ból w brzuchu. Zerknęła w dół, kładąc na nim rękę  i przeraziła się. Jej brzuch był dość mocno zaokrąglony.
-Caroline, Kochana - usłyszała przerażony głos, który brzmiał jak odetchnięcie z ulgą - jak się czujesz?
-Co się stało?
-Uratowałaś moje dziecko - powiedział, a ona zerknęła po raz kolejny na swój brzuch. Jedyne co czuła, to chęć wyrwania sobie wnętrzności razem z tym dzieckiem. Jedyne czego pragnęła, to jego śmierci.. Swojej śmierci..


-------------------------------------------------------------------------

Albo będziecie mnie nienawidzić, albo kochać.
Albo będzie się wam to podobać, albo zjedziecie mnie jak psa.
Albo będziecie dalej czytać, albo nie.

Wiem, to dość odważne posunięcie. Wiem, i przemyślałam to. Miałam kilka opcji, jak uśmiercić Hayley, i dziecko, ale szczerze stwierdziłam, że czemu uśmiercać coś, co ma być częścią Klausa?
Chociaż, z tego co Caroline czuje, to dziecko wcale jeszcze nie jest bezpieczne :D
Misiaczki, komentujcie, i piszcie co sądzicie, bo szczerze?
Martwię się, że to za dużo :

7.08.2013

ROZDZIAŁ 10

Mam nadzieje że rozdział będzie przełomowy w mojej blogerskiej karierze, bo szczerze mogę powiedzieć, że moja wena nie tylko szwankuje, ale jej po prostu nie ma.
Nie mam czasu, nie mam siły, nie mam chęci. I wszystko mi się wali, więc przepraszam.
Naprawdę przepraszam was, za to że odcinki są krótkie, i że nie mam czasu na pisanie ich.
Postaram się naprawić :)


-------------------------------------------------------------------------------------


(posłuchaj)






Klaus:
Stał w ciemnym pokoju, obserwując śpiącą Caroline. Nie widział jej zaledwie dwa dni, a czuł jakby umarł na tysiąc lat. Usiadł na krześle przy oknie nie spuszczając z oczu ukochanej. Co się dzieje? Miłość? To jest największa słabość wampira. Teraz wiem to na pewno. mężczyzna schował twarz w dłoniach. Nie wiedział co robić. Z jednej strony chciał by wróciła, z drugiej nie chciał widzieć cierpienia na jej twarzy. Wiedział za to, że oddałby wszystko, żeby to ona była matką jego potomka. 
Jej ciało poruszyło się lekko na co on cały skamieniał. 
-Klaus - usłyszał na co jego skamieniałe serce zaczęło bić szybciej. Spoglądał na jej twarz, jednak ona nie miała otwartych oczu. Śniła o nim. Zmrużył oczy próbując zrozumieć, czy oby na pewno się nie przesłyszał. W końcu, czemu miałaby o nim śnić? - proszę nie zostawiaj mnie.. - usłyszał kolejne słowa. Wstał z krzesła i skierował się do łóżka blondynki. Niewiele myśląc położył dłoń na jej policzku, a ona otworzyła od razu oczy i przerażona znalazła się nagle przy ścianie.
-Klaus.. co ty tu robisz? -zapytała patrząc na niego jak na ducha.
-Caroline - powiedział podchodząc do ukochanej - wróć. 
-Dziecko. Masz dziecko do cholery jasnej. Zapomniałeś mi o tym wspomnieć? Na pierwszej randce raczej mówi się wiele rzeczy. "Cześć, jestem Klaus, jestem pierwotną zaborczą hybrydą, nie lubię uprawiać seksu na pierwszej randce, i za kilka miesięcy będę tatusiem." 
-Kto powiedział ze nie lubię uprawiać seksu na pierwszej randce?- zapytał rozbawiony, na co ona warknęła z rozdrażnienia.
-Ja zmuszałam Cię dobrych kilka dni. - odgryzła się, spoglądając cały czas wszędzie tylko nie w oczy podchodzącemu pierwotnemu. - Czego ode mnie chcesz?
-Nie umiem bez Ciebie żyć. Nie chce bez Ciebie żyć. Chcę, żebyś wróciła - powiedział gdy doszedł na tyle blisko by położyć dłoń na jej policzku i skierować jej głowę tak by wreszcie na niego spojrzała. - Kocham Cię. - dodał na co jej serce przekoziołkowało kilka razy. Przełknęła głośno ślinę, i puściła łzy zbierające się w jej oczach, by spłynęły powoli po policzkach. Była szczęśliwa. Każdy kawałek jej ciała cieszył się razem z nią, chciał być przy nim. Mimo wszystko. W odpowiedzi przycisnęła usta do jego ust, całując jak najmocniej mogła. 


Caroline:
Siedziała od kilku godzin w pokoju pierwotnego. Kilkanaście minut wcześniej była z nim, natomiast teraz... Nudziła sie niezmiernie. Przewracając oczami, wyszła z pokoju. Na końcu korytarza zobaczyła wilczycę. Zmarszczyła brwi. Dziewczyna stała do niej tyłem i coś oglądała. W ciele wampirzycy zebrała się niewyobrażalna złość. Miała ochotę rozszarpać gardło brunetce. Poczuła jak kły wysuwają się na powierzchnię wbijając się lekko w jej wargi. Jej zmysły wyostrzyły się do granic możliwości, a ciało gotowe było do skoku. Czuła jak w żyłach ciężarnej płynie ciepła krew. Słyszała bicie serca. Wtedy, usłyszała drugie. Szybsze i cichsze bicie. Jej twarz się zmieniła. Pokochała ten dźwięk. Był niczym trzepot skrzydeł ćmy lecącej do ognia. Był przepełniony nadzieją. Poczuła się tak, jak nigdy dotąd. Wtedy poczuła zapach krwi. Usłyszała ciche syknięcie brunetki i zauważyła, że kaleczyła się ona papierem. Blondynka niewiele myśląc wpadła do pokoju zamykając za sobą drzwi z hukiem  i wypadając przez otwarte okno. Gdy znalazła się już na zewnątrz czuła tylko jedno pragnienie. Chciała zabić Hayley i jej dziecko. 


Klaus: 
Wszedł do pokoju i chwycił za telefon próbując dodzwonić się do blondynki. Jeśli znowu uciekłaś, to Cię zabiję. Albo siebie. Będziesz miała wybór. Pomyślał wybierając nowy numer Caroline. 
-Halo? - usłyszał głos ukochanej, na co jego ciało lekko się rozluźniło. 
-Caroline, kochana! Gdzie ty się podziewasz? - zapytał siadając na swoim łóżku. czuł jej zapach. Był wszechobecny w jego pokoju. Nie mógł się od niego uwolnić.
-Poszłam na zakupy, wrócę niedługo. Nudziłam się. - powiedziała, na co on lekko się uśmiechnął. Cała Caroline. 
-Czekam z niecierpliwością. - powiedział. Po czym odłożył telefon i uśmiechnął się do siebie. Był szczęśliwy. Tak prawdziwie szczęśliwy. Poczuł pragnienie. Wstał z łóżka i skierował się na dół do kuchni, gdzie widniała lodówka z krwią. Otworzył ją, a gdy zamykał spostrzegł że w salonie znajdowała się wilczyca. Westchnął głośno, i po wlaniu torebki do dużego kieliszka skierował swoje kroki na kanapę sąsiadującą w fotelem dziewczyny.
-Jak się czujesz? -zapytał starając się brzmieć jakby mu zależało. Tak naprawdę, mogłoby jej nie być. Jej, tego dziecka, wszystkiego co było związane z nią. 
-Ciężka - powiedziała uśmiechając się lekko. - a będę jeszcze większa! - zaśmiała się lekko - no i ciągle bym mogła jeść. Na przemian, krew, krwawego steka, i słodycze. Nie wiem czemu tak jest, ale sądzę że tego potrzebuje dziecko. - dodała kładąc rękę na lekko zaokrąglonym brzuchu. - No i, boje się. 
-Czego ?- zdziwił się. 
-Śmierci. Nie jestem głupia. Wiem że nie przeżyje porodu. Chciałabym tylko je poznać. Nic więcej. - powiedziała - Chciałabym wiedzieć że jest bezpieczne.
-Jest bezpieczne. I ty też. Nie martw się. Przecież czarownice szukają w księgach czegoś co mogłoby Cię uratować - powiedział przypominając sobie słowa swojego brata. 
-Wiem. ale i tak mam złe przeczucie - powiedziała patrząc mu w oczy.
-Nic Ci się nie stanie. Obiecuję - odpowiedział jej przekonany. 



Caroline:
Siedziała na wysokim krześle popijając kolejne mohito. Co jakiś czas rozglądała się po barze. Zdawało się, jakby kogoś szukała, wyczekiwała. Nagle poczuła na ramieniu dłoń, i silne szarpnięcie które odwróciło ją do napastnika. 
-Diana. Klaus Cię tu przysłał? - jej oczom ukazał się czarnoskóry mężczyzna.
-Nie. Nie wie że tu jestem. Musimy porozmawiać. 
-Trzymasz z mężczyzną który chce mnie zabić, i myślisz że Z tobą porozmawiam? - zapytał rozbawiony na co ona spojrzała na niego zdezorientowana. 
-Jetem w Twoim barze. Na około siedzi około piętnastu twoich sługusów. A ty boisz się ze mną rozmawiać? - zapytała zdziwiona, na co on wyraźnie się zdenerwował. Ucieszyła się z takiego obrotu spraw. 
-Mam się bać.. Ciebie?
-Sądzę że tak, skro nie chcesz ze mną zamienić kilku zdań. Szczególnie, że mam dla Ciebie ciekawą propozycję. - powiedziała na co on wyraźnie się zainteresował. Bez mrugnięcia okiem podał jej dłoń by mogła zejść z wysokiego krzesła. Po chwili byli w niedużym pomieszczeniu za zapleczem, które przeznaczone zostało na coś w rodzaju biura. 
-Ściany są dźwiękoszczelne, przez co nikt nie może usłyszeć tego, co się tu stało. Czego ode mnie potrzebujesz, Diano? -zapytał.
-Po pierwsze, nie mam na imię Diana. Nazywam się Caroline. Po drugie, to nie ja potrzebuję Ciebie, tylko ty mnie. - odpowiedziała, a widząc jego zdziwioną minę postanowiła kontynuować - chcesz zabić Wilczyce która nosi dziecko Klausa. Chce Ci w tym pomóc. 
-Co? - zaskoczyła go - Dlaczego?
-Bo to dziecko, mojego ukochanego, z inną kobietą. Nie mam zamiaru wychowywać cudze nieszczęście - nie wiedziała dlaczego tak powiedziała. To było silniejsze od niej. W głębi duszy wiedziała że pokochałaby to dziecko od razu.
-Jak chcesz to zrobić? 
-Elijah i Sophie jutro wyjeżdżają do czarownic, wrócą wieczorem. Rebbekah jest w Mystic Falls. A ja, zabiorę gdzieś Klausa. W domu są same wampiry. Nie ma nikogo kto by zapraszał. Tak więc.. Będziesz miał wolną rękę by zabić dziewczynę.
-Co będę miał z tego?- zapytał, na co dziewczyna zaczęła się śmiać.
-Wiesz dobrze, że jeśli dziecko się urodzi, to Klaus będzie tylko silniejszy. 
-Dobrze, a co ty będziesz miała z tego? - zapytał, na co ona się zdziwiła. Właśnie. Dlaczego ja chcę ją zabić? Pomyślała, jednak po sekundzie w jej sercu od razu rozbrzmiała niewyjaśniona nienawiść do dziewczyny. 
-Nieważne. Moim jedynym warunkiem jest to, żeby nikt nie dowiedział się ze to my. - powiedziała, a on skinął głową. Caroline wstała z krzesła i ruszyła do drzwi. Gdy dotknęła klamki, odwróciła się i ostatni raz spojrzała na Marcela - Tak więc, jutro popołudniu... Zabijesz dziewczynę.




Mam nadzieję że się podobało :) 
Komentujcie :)