Siedzieli na kanapie w salonie.
-Co tu robisz? - zapytała Caroline, gdy Rebbekah wreszcie doszła do siebie po szoku który przeżyła witając się ze swoim bratankiem.
-Jestem na wakacjach.
-Sama?
-Nie. - szepnęła przerażona
-Kto...?
-Klaus.
-Możecie mi wytłumaczyć o co chodzi? Zachowujecie się jakbyście sobie czytały w myślach, a przypominam kto tutaj ma dziwne zdolności - wtrącił się Henrik patrząc to na jedną, to na drugą blondynkę. Caroline westchnęła.
-Chodzi o to, że musimy się znów wyprowadzić. - powiedziała, na co Bekkah wstała.
-Nie musicie. Nie widziałam cieni od bardzo dawna. Stracili nami zainteresowanie.
-Albo nie ujawniają się, czekając aż ich do mnie doprowadzisz.
-Caroline... Kiedy ostatnio wyszłaś z domu, tak po prostu? Na spacer?
-To zbyt niebezpieczne. Dobrze o tym wiesz.
-Nie znajdą was!
-Już trzy razy się im to udało, Bekkah. - warknęła Forbes, uderzając pięścią o stół, i przy okazji przełamując go na pół. Młoda Mikaelsówna usiadła z wrażenia.
-Jak to?
-Uciekam nie bez powodu.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale! Nie dopuszczę znowu do tego, żeby coś zagrażało jego życiu - wskazała na zdezorientowanego chłopaka. - Już raz ledwo uszedł z ucieczki życiem.
-Byłem mały! - wtrącił się, jednak widząc mrożący krew w żyłach wzrok przyjaciółki, zamknął się.
-Ale co się stało?
-To się stało, że już wiedzą o tym, że jest z nim coś nie tak.
* * *
Siedział w pokoju, z którego był piękny widok. Przyjechał tu tylko ze względu na siostrę. Po zerwaniu ze Stefanem, była nieobecna, smutna. Nie mógł na to patrzeć. Elena i Elijah już dawno z nimi nie mieszkali, i zajęci swoimi sprawami nawet nie chcieli słyszeć o tym, żeby gdzieś jechać. Wszystkim było trudno. Piętnaście lat temu, rodzina pierwotnych przestała istnieć. Powoli rozpadała się na kawałki. Bali się. Bali się o siebie, każdego nawzajem, i o NICH. Nie miał pojęcia jak się czują, czy jeszcze żyją, i czy w ogóle nie są już w bractwie. Ale jak powiedziało się A, to i mówi się B. Nigdy nie zaczął ich szukać. Nigdy. Spojrzał na zegarek, lekko zmartwiony. Jego siostra od dłuższego czasu nie robiła dziwnych rzeczy, tym bardziej nie znikała nagle, tak jak kiedyś.
Miała wrócić do niego rano, a teraz nie odbierała jeszcze telefonu. Westchnął głośno, i zabierając marynarkę wyszedł, kierując swoje kroki do Merlina. Miał pojedynczych ludzi. W niedzielę rano, ciężko było zobaczyć w mieście jakikolwiek posiłek warty zachodu. Westchnął więc, chcąc czym prędzej zabrać stąd siostrę. To miasto źle na nią działało.Po chwili znalazł się w klubie, który znajdował się notabene po drugiej stronie ulicy. Wszedł, nie przejmując się że godziny otwarcia są określone na nieco późniejsze. Praktycznie od razu u jego boku pojawili się barczyści ochroniarze.
-O, pomożecie mi - powiedział hipnotyzując ich - Szukam jej. Gdzie i z kim poszła? - pokazał zdjęcie na telefonie. Mężczyźni niczym małpki na każde jego zwołanie wykonali jego polecenie.
-Wysoki blondyn. - powiedział pierwszy
-Taksówka. Zawsze stoi ich kilka, specjalnie wynajętych dla klubu. Teraz też pewnie są. - dodał drugi.
Klaus bez zbędnych słów odwrócił się i wyszedł z meliny. Zawsze zastanawiało go co jego siostra widzi konkretnie w takiego typu miejscach. No, nie licząc możliwości pożywienia się bez konsekwencji ujawnienia się. Po kilku próbach w ustawionych w rzędzie taksówkach, wreszcie dotarł tam gdzie chciał. Siwy mężczyzna zaśmiał się widząc zdjęcie na jego telefonie.
-Tak, zawoziłem ją z chłopakiem. Nie mogli wytrzymać i zaczynali już w samochodzie. Wręcz rzucili się na siebie w pewnym momencie. Ale przynajmniej zapłacili podwójnie.
-Zawiezie mnie pan tam gdzie ich - kolejny raz użył hipnozy, a po piętnastu minutach spokojnej jazdy znalazł się na uboczu miasta, w dzielnicy domków jednorodzinnych. Stanął przed jednym z nich, wskazanym przed kierowce taksówki. Przez chwilę zastanowił się czy oby na pewno stary mężczyzna się nie pomylił. Dom wyglądał jak każdy inny w tej okolicy. Biały, z czerwonym dachem i dość sporym gankiem, na którym rozwieszona była huśtawka. I oczywiście posadzone drzewo, tuż przed wejściem. Po chwili jednak, postanowił sprawdzić czy oby na pewno to nie podstęp. Idealna kryjówka dla cieni. Niepozorna. Od dawna oglądał się za siebie. Starając się utwierdzać w przekonaniu młodszą siostrę że jest bezpieczna. On nigdy się tak nie poczuł. Najpierw ścigał go Mikael, potem zjawił się Silas, następnie walczył z Marcelem, a na końcu pojawiło się całe bractwo. Mimo tego że był nieśmiertelny, czuł się zagrożony. Wszedł na ganek, i jak gdyby nigdy nic zapukał. Po chwili otworzył mu blond chłopak, jego wzrostu, dobrze zbudowany.
-W czym mogę pomóc?
-Szukam siostry
* * *
Siedzieli dalej na kanapie, starając się rozwiązać sytuację. Cóż, przypadkowe "wpadnięcie na siebie", jeszcze w tym stuleciu, nie było przewidziane nawet przez Bonnie. Rebbekah cały czas rozważała szybki wyjazd pierwotnych z miasta, ale Caroline cały czas była przeciwna, czując że to ona z Henrikiem powinna opuścić to miejsce. Usłyszeli dzwonek do drzwi, jednak nie przejęty Henrik podszedł spokojnie do drzwi, spodziewając się ujrzeć listonosza. Ku jego zdziwieniu, u progu stał wysoki mężczyzna. Dziwnie znajomy.
-W czym mogę pomóc? - zapytał, a dziewczyny spojrzały na siebie, od razu wstając, gotowe by zaatakować intruza w razie potrzeby.
-Szukam siostry - Caroline usłyszała angielski akcent i automatycznie pobladła. Zaczęła szybciej oddychać, a jej serce drgnęło. Miała ochotę schować się pod dywan. Nie chciała go widzieć. W głowie od razu pojawiły się obrazy, których nie chciała pamiętać. Jego oczy, usta, ciało. Jego pocałunki na jej skórze. A potem w jej głowie pojawił się obraz kołka w jego sercu, który został wbity przez jednego z cieni. Kiwnęła do Rebbeki przecząco głową, jakby dając jej znak, że on nie może wiedzieć że to Henrik, że nie może się dowiedzieć że ona też tu jest. Młoda Mikalesówna od razu podbiegła do drzwi zaglądając na zewnątrz spod ramienia chłopaka.
-Nik? - udawała zdziwioną. Mężczyzna spojrzał na nią, oddychając z ulgą. Była bezpieczna. - Cóż, było bardzo fajnie, ale raczej tego nie powtórzymy, Pa! - dodała w stronę blondyna, na co starając się udawać spokojną wyszła po prostu z domu.
-NIE! - wykrzyknął, jednak Caroline w porę zareagowała zamykając drzwi i modląc się, by nie zobaczył w tym nic dziwnego. Nie była gotowa na to spotkanie. Nie chciała narażać chłopaka na dodatkowe cierpienia i niebezpieczeństwo. Nie mogła pozwolić by go znalazł, bo wraz z nim, pojawią się ONI.
-Cicho bądź - warknęła w stronę chłopaka, na co on postanowił ją odsunąć i otworzyć z powrotem drzwi. Zdenerwowana blondynka uderzyła go w brzuch używając jakieś 50% swoich sił, jednak to wystarczyło by blondyn upadł na ziemie nieco dalej od niej, zwijając się z bólu. Spojrzała na niego przepraszającym wzrokiem, jednak szła w zaparte. Nie mógł dowiedzieć się że tu są.
* * *
-Co to było? - zapytał Klaus, przystając i przyglądając się chłopakowi zza zatrzaskujących się drzwi.
-Ja nic nie słyszałam - odparła Rebbekah robiąc śmieszną w jego mniemaniu minę.
-Czego mi nie mówisz? - zapytał ponownie, na co zmieszana lekko blondynka wzruszyła lekko ramionami ruszając w przeciwnym kierunku, z dala od drzwi.- Ja chyba tam wrócę.
-NIE! - przestraszyła się Bekkah, na co Klaus podniósł lekko brew.
-Tym bardziej. - powiedział, po czym spokojnym krokiem ruszył w stronę drewnianego domu. Zapukał ponownie, jednak po dłuższej chwili, nikt nie otworzył.
-Widzisz? Poszedł spać - powiedziała podchodząc do niego, i kładąc mu dłoń na ramieniu, starając się pociągnąć go w stronę wyjścia z posesji.
-Otwórz drzwi - warknął, denerwując się coraz bardziej. Robiła z niego idiotę, i myślała ze się nie domyśli że coś jest grane. - OTWIERAJ!
Rebbekah po cichym westchnięciu nacisnęła klamkę, ale drzwi ani drgnęły.
-Widzisz? Nie mogę- powiedziała, sama się dziwiąc o co chodzi. Niklaus postarał się otworzyć drzwi, ale ani drgnęły. Mieszkał tam człowiek.
-WEJDŹ NIK! - usłyszał krzyk tego samego mężczyzny, i głośny, niedowierzający pisk kobiety. Lekko zaskoczony mężczyzna szarpnął drzwi a one lekko drgnęły, jednak były one przytrzymywane z drugiej strony. Spojrzał na siostrę. Była przerażona, co jeszcze bardziej go zaciekawiło. Mężczyzna mocno nacisnął na drzwi, jednak dalej nie ustąpiły. W końcu, zdenerwowany naparł na nie z całej siły a one odskoczyły. Gdy wszedł, zobaczył chłopaka leżącego na ziemi, stękającego z bólu. Zza jego pleców wyszła Bekkah, i zamykając uprzednio drzwi podeszła prędko do blondyna podnosząc go do pionu.
-Co ty wyrabiasz? - warknęła do niego, starając się spojrzeć mu w oczy.
-Nie będę znowu sam! NIE CHCE. Nie będziecie decydować za mnie! - powiedział w jej stronę. Zdezorientowany Mikelson zmarszczył czoło.
-Ale o czym? - wtrącił się zdziwiony do granic możliwości.
-O MOIM ŻYCIU DO JASNEJ CHOLERY! - wykrzyknął w jego stronę.
-Uspokój się - warknęła Rebbekah w jego stronę.
-Nie uspokój się. Okłamywała mnie cały czas że jesteśmy tylko my!
-Ale kto? - Niklaus rozłożył ramiona w geście bezradności. Nic z tego wszystkiego nie rozumiał. Przerażona siostra spojrzała na coś, ponad jego ramieniem. Zmarszczył brwi.
-Ja.
* * *
W końcu pozbierała się zza kanapy, gdzie wylądowała po mocnym odepchnięciu przez Mikaelsona. Słysząc wciąż tylko krzyki wstała, i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w ich stronę, stając za Klausem.
-Ale kto? - usłyszała jego cudowny głos. Pierwotna spojrzała na nią przerażona. Ich plan poszedł się jebać.
-Ja. - odpowiedziała wyraźnie, a on odwrócił się powoli w jej stronę, jakby wciąż nie dowierzając w to co się tutaj dzieje. Spojrzał jej prosto w oczy i otworzył usta ze zdziwienia. Przełknął ślinę, i ze zdziwieniem sapnął
-Caroline? - po czym odwrócił się z prędkością światła w stronę chłopaka. - To jakiś żart...
Lekko zdezorientowany blondyn przypomniał sobie całą historię Forbes. Nikluas. Nik. Klaus. Zdziwiony spojrzał na Rebbekę.
-Czekaj czekaj. Nik. Niklaus. Tak? - zapytał, na co dziewczyna pokiwała lekko głową twierdząco.
-Henrik? - zapytał przerażony Mikaleson, na co chłopak się wyszczerzył, i z całkowitą ufnością podszedł do mężczyzny, przytulając go i klepiąc mocno po plecach.
-Wow. Cała rodzina w komplecie - powiedział.
-Nie cała - usłyszał głos Caroline. - I nie przyzwyczajaj się. Jutro rano wyjeżdżamy. - powiedziała, i nie zwracając większej uwagi na pierwotnych weszła po schodach, a po chwili słychać było trzask drzwi od jej pokoju.
-Jak to się stało? - zapytał patrząc na Rebbekę.
-Cóż, poszłam na randkę ze swoim bardzo przystojnym bratankiem. Mam jednak niefart do facetów...
-Co tu robisz? - zapytała Caroline, gdy Rebbekah wreszcie doszła do siebie po szoku który przeżyła witając się ze swoim bratankiem.
-Jestem na wakacjach.
-Sama?
-Nie. - szepnęła przerażona
-Kto...?
-Klaus.
-Możecie mi wytłumaczyć o co chodzi? Zachowujecie się jakbyście sobie czytały w myślach, a przypominam kto tutaj ma dziwne zdolności - wtrącił się Henrik patrząc to na jedną, to na drugą blondynkę. Caroline westchnęła.
-Chodzi o to, że musimy się znów wyprowadzić. - powiedziała, na co Bekkah wstała.
-Nie musicie. Nie widziałam cieni od bardzo dawna. Stracili nami zainteresowanie.
-Albo nie ujawniają się, czekając aż ich do mnie doprowadzisz.
-Caroline... Kiedy ostatnio wyszłaś z domu, tak po prostu? Na spacer?
-To zbyt niebezpieczne. Dobrze o tym wiesz.
-Nie znajdą was!
-Już trzy razy się im to udało, Bekkah. - warknęła Forbes, uderzając pięścią o stół, i przy okazji przełamując go na pół. Młoda Mikaelsówna usiadła z wrażenia.
-Jak to?
-Uciekam nie bez powodu.
-Ale..
-Nie ma żadnego ale! Nie dopuszczę znowu do tego, żeby coś zagrażało jego życiu - wskazała na zdezorientowanego chłopaka. - Już raz ledwo uszedł z ucieczki życiem.
-Byłem mały! - wtrącił się, jednak widząc mrożący krew w żyłach wzrok przyjaciółki, zamknął się.
-Ale co się stało?
-To się stało, że już wiedzą o tym, że jest z nim coś nie tak.
* * *
Siedział w pokoju, z którego był piękny widok. Przyjechał tu tylko ze względu na siostrę. Po zerwaniu ze Stefanem, była nieobecna, smutna. Nie mógł na to patrzeć. Elena i Elijah już dawno z nimi nie mieszkali, i zajęci swoimi sprawami nawet nie chcieli słyszeć o tym, żeby gdzieś jechać. Wszystkim było trudno. Piętnaście lat temu, rodzina pierwotnych przestała istnieć. Powoli rozpadała się na kawałki. Bali się. Bali się o siebie, każdego nawzajem, i o NICH. Nie miał pojęcia jak się czują, czy jeszcze żyją, i czy w ogóle nie są już w bractwie. Ale jak powiedziało się A, to i mówi się B. Nigdy nie zaczął ich szukać. Nigdy. Spojrzał na zegarek, lekko zmartwiony. Jego siostra od dłuższego czasu nie robiła dziwnych rzeczy, tym bardziej nie znikała nagle, tak jak kiedyś.
Miała wrócić do niego rano, a teraz nie odbierała jeszcze telefonu. Westchnął głośno, i zabierając marynarkę wyszedł, kierując swoje kroki do Merlina. Miał pojedynczych ludzi. W niedzielę rano, ciężko było zobaczyć w mieście jakikolwiek posiłek warty zachodu. Westchnął więc, chcąc czym prędzej zabrać stąd siostrę. To miasto źle na nią działało.Po chwili znalazł się w klubie, który znajdował się notabene po drugiej stronie ulicy. Wszedł, nie przejmując się że godziny otwarcia są określone na nieco późniejsze. Praktycznie od razu u jego boku pojawili się barczyści ochroniarze.
-O, pomożecie mi - powiedział hipnotyzując ich - Szukam jej. Gdzie i z kim poszła? - pokazał zdjęcie na telefonie. Mężczyźni niczym małpki na każde jego zwołanie wykonali jego polecenie.
-Wysoki blondyn. - powiedział pierwszy
-Taksówka. Zawsze stoi ich kilka, specjalnie wynajętych dla klubu. Teraz też pewnie są. - dodał drugi.
Klaus bez zbędnych słów odwrócił się i wyszedł z meliny. Zawsze zastanawiało go co jego siostra widzi konkretnie w takiego typu miejscach. No, nie licząc możliwości pożywienia się bez konsekwencji ujawnienia się. Po kilku próbach w ustawionych w rzędzie taksówkach, wreszcie dotarł tam gdzie chciał. Siwy mężczyzna zaśmiał się widząc zdjęcie na jego telefonie.
-Tak, zawoziłem ją z chłopakiem. Nie mogli wytrzymać i zaczynali już w samochodzie. Wręcz rzucili się na siebie w pewnym momencie. Ale przynajmniej zapłacili podwójnie.
-Zawiezie mnie pan tam gdzie ich - kolejny raz użył hipnozy, a po piętnastu minutach spokojnej jazdy znalazł się na uboczu miasta, w dzielnicy domków jednorodzinnych. Stanął przed jednym z nich, wskazanym przed kierowce taksówki. Przez chwilę zastanowił się czy oby na pewno stary mężczyzna się nie pomylił. Dom wyglądał jak każdy inny w tej okolicy. Biały, z czerwonym dachem i dość sporym gankiem, na którym rozwieszona była huśtawka. I oczywiście posadzone drzewo, tuż przed wejściem. Po chwili jednak, postanowił sprawdzić czy oby na pewno to nie podstęp. Idealna kryjówka dla cieni. Niepozorna. Od dawna oglądał się za siebie. Starając się utwierdzać w przekonaniu młodszą siostrę że jest bezpieczna. On nigdy się tak nie poczuł. Najpierw ścigał go Mikael, potem zjawił się Silas, następnie walczył z Marcelem, a na końcu pojawiło się całe bractwo. Mimo tego że był nieśmiertelny, czuł się zagrożony. Wszedł na ganek, i jak gdyby nigdy nic zapukał. Po chwili otworzył mu blond chłopak, jego wzrostu, dobrze zbudowany.
-W czym mogę pomóc?
-Szukam siostry
* * *
Siedzieli dalej na kanapie, starając się rozwiązać sytuację. Cóż, przypadkowe "wpadnięcie na siebie", jeszcze w tym stuleciu, nie było przewidziane nawet przez Bonnie. Rebbekah cały czas rozważała szybki wyjazd pierwotnych z miasta, ale Caroline cały czas była przeciwna, czując że to ona z Henrikiem powinna opuścić to miejsce. Usłyszeli dzwonek do drzwi, jednak nie przejęty Henrik podszedł spokojnie do drzwi, spodziewając się ujrzeć listonosza. Ku jego zdziwieniu, u progu stał wysoki mężczyzna. Dziwnie znajomy.
-W czym mogę pomóc? - zapytał, a dziewczyny spojrzały na siebie, od razu wstając, gotowe by zaatakować intruza w razie potrzeby.
-Szukam siostry - Caroline usłyszała angielski akcent i automatycznie pobladła. Zaczęła szybciej oddychać, a jej serce drgnęło. Miała ochotę schować się pod dywan. Nie chciała go widzieć. W głowie od razu pojawiły się obrazy, których nie chciała pamiętać. Jego oczy, usta, ciało. Jego pocałunki na jej skórze. A potem w jej głowie pojawił się obraz kołka w jego sercu, który został wbity przez jednego z cieni. Kiwnęła do Rebbeki przecząco głową, jakby dając jej znak, że on nie może wiedzieć że to Henrik, że nie może się dowiedzieć że ona też tu jest. Młoda Mikalesówna od razu podbiegła do drzwi zaglądając na zewnątrz spod ramienia chłopaka.
-Nik? - udawała zdziwioną. Mężczyzna spojrzał na nią, oddychając z ulgą. Była bezpieczna. - Cóż, było bardzo fajnie, ale raczej tego nie powtórzymy, Pa! - dodała w stronę blondyna, na co starając się udawać spokojną wyszła po prostu z domu.
-NIE! - wykrzyknął, jednak Caroline w porę zareagowała zamykając drzwi i modląc się, by nie zobaczył w tym nic dziwnego. Nie była gotowa na to spotkanie. Nie chciała narażać chłopaka na dodatkowe cierpienia i niebezpieczeństwo. Nie mogła pozwolić by go znalazł, bo wraz z nim, pojawią się ONI.
-Cicho bądź - warknęła w stronę chłopaka, na co on postanowił ją odsunąć i otworzyć z powrotem drzwi. Zdenerwowana blondynka uderzyła go w brzuch używając jakieś 50% swoich sił, jednak to wystarczyło by blondyn upadł na ziemie nieco dalej od niej, zwijając się z bólu. Spojrzała na niego przepraszającym wzrokiem, jednak szła w zaparte. Nie mógł dowiedzieć się że tu są.
* * *
-Co to było? - zapytał Klaus, przystając i przyglądając się chłopakowi zza zatrzaskujących się drzwi.
-Ja nic nie słyszałam - odparła Rebbekah robiąc śmieszną w jego mniemaniu minę.
-Czego mi nie mówisz? - zapytał ponownie, na co zmieszana lekko blondynka wzruszyła lekko ramionami ruszając w przeciwnym kierunku, z dala od drzwi.- Ja chyba tam wrócę.
-NIE! - przestraszyła się Bekkah, na co Klaus podniósł lekko brew.
-Tym bardziej. - powiedział, po czym spokojnym krokiem ruszył w stronę drewnianego domu. Zapukał ponownie, jednak po dłuższej chwili, nikt nie otworzył.
-Widzisz? Poszedł spać - powiedziała podchodząc do niego, i kładąc mu dłoń na ramieniu, starając się pociągnąć go w stronę wyjścia z posesji.
-Otwórz drzwi - warknął, denerwując się coraz bardziej. Robiła z niego idiotę, i myślała ze się nie domyśli że coś jest grane. - OTWIERAJ!
Rebbekah po cichym westchnięciu nacisnęła klamkę, ale drzwi ani drgnęły.
-Widzisz? Nie mogę- powiedziała, sama się dziwiąc o co chodzi. Niklaus postarał się otworzyć drzwi, ale ani drgnęły. Mieszkał tam człowiek.
-WEJDŹ NIK! - usłyszał krzyk tego samego mężczyzny, i głośny, niedowierzający pisk kobiety. Lekko zaskoczony mężczyzna szarpnął drzwi a one lekko drgnęły, jednak były one przytrzymywane z drugiej strony. Spojrzał na siostrę. Była przerażona, co jeszcze bardziej go zaciekawiło. Mężczyzna mocno nacisnął na drzwi, jednak dalej nie ustąpiły. W końcu, zdenerwowany naparł na nie z całej siły a one odskoczyły. Gdy wszedł, zobaczył chłopaka leżącego na ziemi, stękającego z bólu. Zza jego pleców wyszła Bekkah, i zamykając uprzednio drzwi podeszła prędko do blondyna podnosząc go do pionu.
-Co ty wyrabiasz? - warknęła do niego, starając się spojrzeć mu w oczy.
-Nie będę znowu sam! NIE CHCE. Nie będziecie decydować za mnie! - powiedział w jej stronę. Zdezorientowany Mikelson zmarszczył czoło.
-Ale o czym? - wtrącił się zdziwiony do granic możliwości.
-O MOIM ŻYCIU DO JASNEJ CHOLERY! - wykrzyknął w jego stronę.
-Uspokój się - warknęła Rebbekah w jego stronę.
-Nie uspokój się. Okłamywała mnie cały czas że jesteśmy tylko my!
-Ale kto? - Niklaus rozłożył ramiona w geście bezradności. Nic z tego wszystkiego nie rozumiał. Przerażona siostra spojrzała na coś, ponad jego ramieniem. Zmarszczył brwi.
-Ja.
* * *
W końcu pozbierała się zza kanapy, gdzie wylądowała po mocnym odepchnięciu przez Mikaelsona. Słysząc wciąż tylko krzyki wstała, i lekko chwiejnym krokiem ruszyła w ich stronę, stając za Klausem.
-Ale kto? - usłyszała jego cudowny głos. Pierwotna spojrzała na nią przerażona. Ich plan poszedł się jebać.
-Ja. - odpowiedziała wyraźnie, a on odwrócił się powoli w jej stronę, jakby wciąż nie dowierzając w to co się tutaj dzieje. Spojrzał jej prosto w oczy i otworzył usta ze zdziwienia. Przełknął ślinę, i ze zdziwieniem sapnął
-Caroline? - po czym odwrócił się z prędkością światła w stronę chłopaka. - To jakiś żart...
Lekko zdezorientowany blondyn przypomniał sobie całą historię Forbes. Nikluas. Nik. Klaus. Zdziwiony spojrzał na Rebbekę.
-Czekaj czekaj. Nik. Niklaus. Tak? - zapytał, na co dziewczyna pokiwała lekko głową twierdząco.
-Henrik? - zapytał przerażony Mikaleson, na co chłopak się wyszczerzył, i z całkowitą ufnością podszedł do mężczyzny, przytulając go i klepiąc mocno po plecach.
-Wow. Cała rodzina w komplecie - powiedział.
-Nie cała - usłyszał głos Caroline. - I nie przyzwyczajaj się. Jutro rano wyjeżdżamy. - powiedziała, i nie zwracając większej uwagi na pierwotnych weszła po schodach, a po chwili słychać było trzask drzwi od jej pokoju.
-Jak to się stało? - zapytał patrząc na Rebbekę.
-Cóż, poszłam na randkę ze swoim bardzo przystojnym bratankiem. Mam jednak niefart do facetów...
______________________________________
Coraz, coraz bliżej.
Będę tęsknić za tym opowiadaniem.
Całkowicie.
KOMENTUJCIE.
Wasza, A.
Nareszcie, spotkanie Klausa i Caroline <3 Cała ta sytuacja z Henrikiem i Bekah jest przekomiczna c: Będę strasznie tęsknić za tym opowiadaniem, nawet jeśli się jeszcze nie skończyło. Z niecierpliwością czekam na nowy rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny :*
tvd-sickoflove.blogspot.com
original-family.blogspot.com
youreinfinite.blogspot.com
Matko jak ja będę tęskniła za tym blogiem. Jeden z najlepszych blogów jakie czytałam :P Z niecierpliwością czekam na następny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJa też będę tęsknić za twoimi opowiadaniami! :) rozdział świetny! nie mogę doczekać się, aby dowiedzieć się jak to wszystko skończysz... Mam nadzieję, że pomyślnie dla całej rodziny :)
OdpowiedzUsuńSuper :**** ja też bd bardzo bardzo tęsknić za Twoim opowiadaniem <3333 mam nadzieję że ostateczny finał bd szczęśliwy dla wszystkich :3333 kocham i czekam na nn xoxo
OdpowiedzUsuńszkoda ze niedługo koniec:( mam nadzieje ze napiszesz jakieś nowe opowiadanie jak to skończysz:D superowy rozdział:D
OdpowiedzUsuńMam nowe :) Zapraszam na : youcursemyname.blogspot.com
UsuńWłaśnie skończyłam czytać i muszę przyznać, że zakochałam się w twoim opowiadaniu. Szkoda tylko, że już się kończy : (
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i czekam na nowy rozdział ; )