1.12.2014

ROZDZIAŁ 20.



Spojrzała w lustro. Wyglądała idealnie. Pofalowane włosy upięte po jednej stronie śliczną czarną spinką z kwiatem. Suknia idealnie opinała jej ciało. Mocny makijaż dodawał jej lat, jednak nie miało to dla niej żadnego znaczenia. Dziś nie szła na bal się bawić. Szła na pogrzeb. Swój własny. Do włosów dopięła czarną woalkę, a na dłonie założyła długie, czarne rękawiczki. Wsunęła na bose stopy wysokie, czarne szpilki i spojrzała ostatni raz na swoje odbicie. Idealnie.

* * *

Wielki pałac mienił się tysiącami kolorów. Wchodzili dumnie krocząc po wielkich schodach prowadzących do sali balowych. Postanowili się nie rozdzielać. Postanowili ją odbić. Postanowili zabić ich wszystkich. Klaus rozejrzał się po sali starając się znaleźć JĄ. Wszyscy goście mieli na twarzach maski, ale wiedział że gdy tylko ją dojrzy, to ją pozna. Jej zdziwienie na twarzy ją zwiedzie. 
-Klaus - usłyszał głos Stefana - Nie ma jej. Bonnie jej nie wyczuwa. Może coś jej..
-Nie - przerwał mu, odwracając się w jego stronę. Już miał puścić wiązankę na temat tego, jak może mówić takie rzeczy, kiedy ją ujrzał. Szła z wysoko podniesioną głową przez długie schody.  Gdy tylko przekroczyła próg schodów, doskoczyło do niej kilku mężczyzn. Przez chwile coś mówili, a następnie jeden z nich podał jej ramie, a ona chwyciła je krocząc za nim na parkiet. Klaus praktycznie rzucił się w ich stronę, jednak powstrzymał go uścisk czyjejś dłoni.
-Spokojnie - usłyszał za sobą głos Rebbeki. Wziął głęboki oddech, i łapiąc ją za ramię ruszył w stronę parkietu.

* * *

-Dawno Cię nie widziałem - powiedział Johnson, zastępca Allesi. Blondynka nie dając sobie niczego po sobie poznać spojrzała na niego wyzywającym spojrzeniem.
-Przecież byłam na przymusowych wakacjach. - warknęła
-Caroline, wiesz że jeden twój ruch, jedno Twoje słowo, i mogę Ci pomóc. Nic Ci przy mnie nie zrobią. Im też. - powiedział, a ona zerknęła ponad jego ramię spoglądając na przyglądającym się im Allesi i jakiemuś mężczyźnie, którego nigdy nie widziała. Johnson od dawna się w niej dłużył. W sumie, to on ją zwerbował, wszystkiego nauczył, wyszkolił.  Spojrzała mu w oczy.
-Jaką mam gwarancję, że dacie mi żyć? Że dacie IM żyć? Po za tym. Dobrze wiemy, oboje, że ostatnie słowo należy do Allesi. - powiedziała nie kryjąc obrzydzenia. Odwróciła głowę, dalej kołysząc się z nim w spokojnym tańcu.
-A jeśli powiedziałbym Ci, że to do mnie należy ostatnie słowo? Że tak naprawdę to JA, jestem tym, który podejmuje wszelkie decyzje? Że Allesia odchodzi na emeryturę, a ja chciałbym żebyś to TY zajęła jej miejsce?
-Więc po co ta koperta?
-Żebyś zastanowiła się, co możesz zrobić - powiedział. - Zastanów się Caroline. Mogę Cię zapewnić że Klausowi nic się nie stanie. 
-Skąd..
-Wiem o Tobie wszystko. Łącznie z rozmiarem sukienki. Ładnie na Tobie leży, swoją drogą. - Dziewczyna przełknęła ślinę. Była w pułapce. Co może zrobić? Powiedzieć "nie" i zginąć, karząc tym samym całą swoją "rodzinę", lub zgodzić się na jego warunki, w pewnym momencie pewnie zostać jego żoną, i do końca świata być nieszczęśliwą.
-Mogę odbić Panu partnerkę? - usłyszała TEN akcent.

"To dziwne, ale kiedy człowiek się czegoś boi, i oddałby wszystko, byle tylko spowolnić upływ czasu, czas ma okropny zwyczaj przyśpieszania swojego biegu."
    
Johnson bez zbędnych słów i uśmiechów podał mu dłoń partnerki, pozwalając by ta wtuliła się po sekundzie w jego umięśnioną klatkę.
-Jesteście szaleni - powiedziała nie patrząc na niego.
-A ty piękna - przed jej zobaczeniem miał ochotę ją rozszarpać, jednak gdy tylko zobaczył ją, w TEJ sukience, w TYM miejscu, pragnął ją ochronić każdą możliwą komórką ciała. Dziewczyna przełknęła ślinę, starając się nie popłakać. 
-Klaus.. Uciekajcie stąd. Dopóki możecie. Ja mam plan. Nic mi nie zrobią, i ochronię was. Ciebie. Proszę.. - szepnęła, dopiero teraz na niego spoglądając. 
-My też mamy plan. I właśnie się on zaczyna. - powiedział a wszyscy wokół nich zamarli. Jakby czas przestał płynąć. Jakby życie zatrzymało się w jednej sekundzie. Z pomiędzy ludzi wyszła w ich stronę kobieta. Identyczna jak Caroline. Identycznie ubrana.
-Bonnie? - szepnęła blondynka, patrząc na swoje lustrzane odbicie. Brakowało tylko woalki. Jej siostrzana postać uśmiechnęła się szeroko podchodząc jeszcze bliżej, i zdejmując jej z głowy opaskę. Założyła sobie po czym dała znać komuś stojącemu za nią. Potem była tylko nicość. 

* * * 

Obudziła się w ciemnym pomieszczeniu. Głowa bolała ją nie miłosiernie. Po jej sukni nie było śladu, a na jej ciało założone były tylko jeansy i ciemna bluzka. Wstała z łóżka na którym leżała czując od razu zimno bijące od podłogi. Przeszła na boso do drzwi po czym je otworzyła. Wyszła na brudny korytarz, zastanawiając się gdzie jest. Po chwili doszła do pomieszczenia przypominającego starą kuchnio- jadalnię. Dopiero po chwili spostrzegła Elenę.
-Co się stało? - zapytała a ona podskoczyła na krześle przestraszona wejściem Caroline
-Obudziłaś się..
-Nie pieprz, tylko mów. - przerwała jej blondynka stając naprzeciwko.
-Dowiedzieliśmy się, że zmuszają Cię, do samobójstwa. Domyśleliśmy się, że będziesz chciała zawrzeć z nimi układ, więc działaliśmy najszybciej jak to możliwe.
-Okej, i waszym planem była śmierć Bonnie? - zapytała przerażona, a Elena spojrzała na nią z obawą.
-Tak.

* * *

Siedziała kolejną godzinę w pokoju w którym się obudziła. Nie wiedziała co się dzieje z resztą, nie wiedziała co robić. Uciec stąd i pobiec do pałacu by ratować Bonnie, skazując wszystkich pierwotnych na śmierć, czy pozwolić przyjaciółce umrzeć. Nagle usłyszała szmer za drzwiami. Stukot obcasów odbijał się od pustych ścian. Caroline czym prędzej wstała z łóżka i otworzyła drzwi. Akurat w tej chwili do jej pokoju chciała wejść Rebbekah.
-Dlaczego im na to pozwoliłaś? - zapytała na wejściu, a pierwotna się zmieszała.
-Spokojnie. Bonnie jest pod wpływem czaru ochronnego. Gdy tylko to wszystko przycichnie, musimy po prostu ją obudzić moją krwią.
-Ale..
-Nie ma żadnego "ale", Caroline. Teraz, ładnie przefarbujemy Ci włosy, i wyjedziesz z Henrikiem. Wyjedziesz gdzieś, gdzie nawet my, Cię nie znajdziemy.

* * *

Siedziała w samolocie którąś godzinę z rzędu. Mały chłopiec obok niej dawno zasnął, opierając swoją śliczną główkę o jej ramię. Przymknęła oczy starając się zasnąć, ale gdy tylko to robiła, jej oczom ukazywał się JEGO obraz. Co mogła zrobić? Miała się im sprzeciwić? Oni wszystko już zaplanowali. Ba! Nawet się z nią nie pożegnali. Wciąż czuła dłoń Klausa na swoich plecach, gdy podczas wczorajszego balu razem tańczyli. Gdy wchodziła do taksówki, nawet nie wyszedł przed dom jak inni, by zobaczyć jak odjeżdżają. Wypuścił ją.

* * *

-Caroline? - usłyszała cienki głosik przy swojej lewej nodze. Spojrzała w dół, od razu spoglądając w błękitne oczy chłopca. - Tu będziemy mieszkać?
-Tak Henrik, chyba tak - powiedziała spoglądając na mały jednorodzinny domek z białym gankiem, podobnym do tego, który miała Elena w Mystic Falls. Weszli przez drzwi i zamknęli wszystkie możliwe zamki w domu. Caroline kazała przepisać dom na Henrika, dzięki czemu chociaż częściowo byli bezpieczni. Blondynka uklękła przed chłopcem, i przytuliła go do siebie mocno.
-Teraz to nasz dom.

* * *

Piętnaście lat później.

-Caroline! - do pokoju wszedł wysoki, blond chłopak.
-Henrik, miałeś nie krzyczeć - powiedziała dziewczyna siedząca na fotelu. Dopiero po chwili oderwała głowę od książki i spojrzała na mężczyznę.
-Poznałem dziewczynę. Jest piękna. Chociaż mam dziwne przeczucie że skądś ją znam. W każdym bądź razie, umówiłem się z nią w Merlinie.
-W tym barze, do którego chodzą nadprzyrodzone istoty żeby się pobawić z ludźmi na końcu ich jedząc? Oszalałeś?
-Przecież wiesz że nikt mi nic nie zrobi. - uśmiechnął się do niej, jednak jego radosny wyraz twarzy zniknął gdy blondynka wstała z fotela, i podeszła do niego mrużąc oczy.
-Nikt, nic Ci nie zrobi? Henrik, do jasnej cholery! Myślisz że jesteś bezpieczny? Gdy użyjesz swojej mocy, będziesz w jeszcze większym niebezpieczeństwie! - warknęła przybliżając się do niego z każdym słowem.
-Ej, jakim większym? Odkąd skończyłem dziesięć lat, przeprowadzamy się co roku, do innej części świata. I nigdy nie powiedziałaś mi dlaczego. Dobra, jestem wyjątkowy. WIEM O TYM. Ale chce żyć. Nie każdy jest nieśmiertelny i może sobie pozwolić na czytanie książek i nie wychodzeniu z domu przez piętnaście lat - powiedział do niej gestykulując rękami, po czym wbiegł po schodach do swojego pokoju. Blondynka przymknęła oczy, po czym zaczęła masować sobie skronie. Nagle wspomnienia z przed piętnastu lat zaczęły napływać do jej głowy...
Wyjazd od pierwotnych. Zamieszkanie w Paryżu. Odnalezienie ich przez bractwo po czterech latach. Henrik, prawie umierający w jej ramionach gdy uderzył z hukiem głową o betonowy gmach budynku podczas gdy uciekali, a on niewerbalnie ich ocalił. Zanik jego pamięci. Coroczna przeprowadzka na inny kontynent. Nigdy nie odważyła się mu powiedzieć co się działo przed jego wypadkiem. Nigdy nie odważyła się wyznać mu prawdy, że ma rodzinę. Że kłamała mówiąc "Tylko ty i ja, przeciwko całemu światu". Weszła powoli po schodach, po czym zapukała do pokoju który zajmował chłopak. Gdy usłyszała wciąż rozeźlony głos wypowiadający słowo "proszę", nacisnęła na klamkę i weszła do jego małego królestwa. Stał, na środku pokoju, a część jego rzeczy wirowały wokół niego. Chłopak oddychał głęboko starając się uspokoić. Caroline podeszła do niego, nie zważając że w każdej chwili może dostać w głowę lewitującym laptopem, po czym położyła mu dłoń na ramieniu, a następnie przyciągnęła do siebie przytulając mocno. Nie wyglądała jak jego matka. Gdy któryś z jego znajomych pytał, odpowiadali że była młodszą siostrą. Już w wieku szesnastu lat przewyższył ją o pół głowy. Teraz różnica wynosiła jakieś czterdzieści pięć centymetrów. Dopiero po chwili rzeczy wróciły na swoje miejsce, a on odwzajemnił uścisk.
-Dlaczego zawsze się o to kłócimy? - zapytał cicho a ona lekko westchnęła.
-Usiądź. - nakazała a on od razu zrobił to o co poprosiła. Wzięła głęboki oddech, po czym przysunęła sobie krzesło spod biurka i postawiła naprzeciwko niego.
-Jesteś Henrik Mikaelson. Syn Niklausa i Hayley. Twoja matka umarła jeszcze przed twoimi narodzinami, dokładnie w czwartym miesiącu ciąży. Pod wpływem zaklęcia, ja donosiłam ciążę, po czym Cię urodziłam. W tamtym czasie bardzo kochaliśmy się z twoim ojcem. Potem, coś się zepsuło. Zajęło się tobą rodzeństwo Niklausa, a ja wstąpiłam do bractwa, które zabijało niewygodne mu osoby. Gdy spotkałam Cię po sześciu latach, miałeś już pierwsze oznaki mocy. Przypuszczam, że Bonnie, jedna z przyjaciółek naszej rodziny, uczyła cię po cichu magii, ale nigdy nie zdążyłam jej o to spytać. Każdy utrzymywał Cię w przekonaniu że Elena i Elijah, brat twojego ojca, to twoi rodzice. Powiedzmy sobie szczerze, Niklaus nigdy nie był odpowiednim kandydatem na przykładnego tatusia. Ale na przestrzeni lat, mogę Ci powiedzieć, że jesteś identyczny jak on. No, bynajmniej pod względem zachowania.
-Ale, dlaczego w takim razie nie jesteśmy z nimi? - wtrącił się chłopak, który ku jej zdziwieniu w całkiem niezły sposób radził sobie z natłokiem informacji.
-Chciałam odejść od bractwa. Twój ojciec.. Ten prawdziwy, chciał żebym odeszła od nich. Żebym wróciła do rodziny. Nie wyszło nam. Jedynym sposobem by uratować Ciebie, mnie i ich było to, żebyśmy odeszli. Bractwo myślało że nie żyje, o tobie nigdy się nie dowiedziało, a Mikaelsonowie sobie radzili bez nas. Aż znaleźli nas, chwile po twoich dziesiątych urodzinach. Wszystko działo się szybko. Uciekaliśmy, a ty, za pomocą dłoni zwaliłeś połowę ściany na naszych oprawców. Odłamek uderzył Cię w głowę, przez co wszystko zapomniałeś. Resztę historii już znasz.
-Uleczyłaś mnie?
-Tak.
-Czyli wampirza krew działa na mnie normalnie. Czyli mogę stać się nieśmiertelny. Czyli mogę być jak ty - powiedział ucieszony.
-Henrik. Na razie nie. Ta decyzja jest zbyt pochopna.
-Chciałabyś być człowiekiem?
-Nie.
-Ja też nie. Przemień mnie.
-Nie dziś. Masz przecież randkę.

* * *

Usłyszała głosy w korytarzu. Podniosła się szybko z łóżka i stanęła boso na posadzce otwierając lekko drzwi od swojej sypialni. Zerknęła na zegarek. Było po czwartej nad ranem. Błagam, żeby nie było go jeszcze w domu. Wyjęła nóż, który zawsze używała do walki z bractwem i wybiegła z pokoju nacierając na nieznane jej osoby. Chwyciła niższą za gardło z takim impetem że sturlała się z nią po schodach zatrzymując się przy drzwiach wejściowych. Nie zadała sobie nawet pytania jakim cudem tu weszła. Zamachnęła się chcąc trafić od razu w serce. Wbiła jej nóż, po czym chciała zabrać się za drugą osobę gdy światło w przedsionku nad schodami się zapaliło a jej oczom ukazał się Henrik.
-Co ty wyrabiasz!? -wykrzyknął zdziwiony, po czym przeniósł wzrok na postać leżącą za nią - ZABIŁAŚ JĄ !? - wrzasnął zbiegając po schodach i upadając przy ciele osoby w którą wbiła nóż. Nie odwróciła się, bała się tego, co może  zobaczyć. Zabiła niewinną osobę. Po chwili usłyszała kaszel, a potem dziewczęcy głos.
-Cholera. Powiem Ci że twoja siostra nie jest zbyt gościnna. Nie mówiłeś też że jest wampirem - warknęła dziewczyna, a ciało Caroline zdrętwiało. Znała ten głos. Odwróciła sie powoli, po czym spojrzała na osobę leżącą przy nogach Henrika, która właśnie sobie wyciągała z serca jej nóż. Dziewczyna podniosła wzrok na Forbes, po czym  zamarła w połowie ruchu.
-Co się stało? Boli Cię? - zapytał od razu Henrik, ale ona nie odpowiedziała. Wpatrywała się w sylwetkę starej przyjaciółki.
-Caroline? - zapytała w końcu, nie do końca wierząc w to co widzi.
-To wy się znacie? - zapytał blondyn na co blondynka wstała z ziemi otrzepując sukienkę.
-Henry - Henrik - powiedziała spoglądając na mężczyznę - Jezu jak ja mogłam Cię nie poznać. - szepnęła, a zdezorientowany chłopak spojrzał na Caroline.
-Powie mi ktoś w końcu o co do cholery chodzi?
-Henrik - odważyła sie w końcu Caroline - Poznaj Rebbekę Mikaelson. Twoją ciotkę.

 _______________________________________________________________________




Henrik - gdy ma 21 lat :)


Lubicie Huncwotów z Harrego Pottera?
Jeśli tak, to niedługo będę dla was miała małą niespodziankę :)

Wasza, A.

7 komentarzy:

  1. Niesamowity rozdział!!
    Szybko się go czytało.
    Mam nadzieję że szybko pojawi się następny!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny :) Mam nadzieję że nie zapomniałaś o swoim drugim blogu :) Życzę dalszej weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak cieszę, się, że w końcu jest nowy rozdział! Myślała, że już na dobre opuściłaś bloga... Zaraz zabieram się do czytania, a tym czasem zapraszam serdecznie na kolejny, 25 rozdział! Mam nadzieję, że przeczytasz i napiszesz swoją opinię :) Pozdrawiam i życzę weny!
    darkest-dream.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Super :*** Henrik umówił się z Rebekah fajnie <3 czekam na nn xoxo

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój blog jest fenomenalny, genialnie opisujesz odczucia bohaterów, twój styl pisania jest lekki, co bardzo sobie cenię. Z zapartym tchem, czytam wszystkie sceny zbliżeń między Klausem i Caroline. I wymyślone przez ciebie cienie..wnoszą dużo do twojego opowiadania :) Pozdrawiam i mam nadzieję że rozdział 23 będzie za niedługo ;>

    http://this-kind-of-love-never-dies.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń