6 LAT PÓŹNIEJ
Caroline:
Siedziała w wielkim białym pomieszczeniu ozdobionym złotymi akcentami. Na ścianach znajdowały się obrazy umieszczone w masywnych, złotych ramach, a naprzeciwko jej brązowego, krzesła stało wielkie, mahoniowe biurko za którym spodziewała się zobaczyć zaraz starszą kobietę. Nie minęła sekunda, a blondynka już przyglądała się szaro-błękitnym oczom czarnoskórej staruszki.
-Caroline, dobrze Cię widzieć. Cieszę się że twoje ostatnie zlecenie tak szybko zostało zrealizowane. Swoją drogą, nie wiedziałam że tak dobrze Ci pójdzie. Zabicie pierwotnego wampira, nawet osobie uzdolnionej jak ty zdarza się rzadko.. wielu poległo. - mówiła staruszka co chwile zerkając na swoją księgę z portretem młodego mężczyzny, które zostało przekreślone dużymi, czerwonymi literami "zabity". - Zdajesz sobie sprawę że teraz jego rodzeństwo będzie Cię ścigać? - zapytała, na co blondynka kiwnęła twierdząco głową. - Hmm... Na ten moment nie dostałam żadnych zadań do realizacji. - dodała, na co wampirzyca powoli podniosła się z krzesła. Odwróciła się i pomaszerowała w stronę drzwi. Stukot jej butów przerwał głos staruszki.
-Caroline, bractwo jest Ci dozgonnie wdzięczne za Twoją pomoc, wiesz o tym, prawda? - zapytała, wsuwając na swój lekko szpiczasty nos okulary-połówki.
-Wiem Allesio. - odpowiedziała silnym głosem kobieta podchodząc do drzwi, i po krótkiej chwili zawahania znikając za nimi.
Po niecałych dwudziestu minutach znalazła się na skraju lasu. Wbiła kły w swą dłoń po czym przyłożyła ją do drzewa stojącego obok niej. W tej chwili obraz zaczął się zmieniać, i jej oczom ukazała się drewniana chatka. Ochrona w jej zawodzie była niezbędna. Szczególnie jej prywatnego "lokum". Bez zawahania, wiedząc że nikt bez jej krwi nie dostanie się do środka, podeszła do drzwi i otworzyła je na roścież. Weszła, uprzednio zapalając światło na małym ganku z huśtawką, po czym zdjęła z nóg wysokie obcasy rzucając je w kąt. Czarownice z bractwa idealnie zatuszowały jej dom. Jej, jak i wszystkich osób pracujących dla nich. Usiadła na kanapie stojącej naprzeciwko kominka i po raz kolejny w tym tygodniu wzięła do ręki teczkę z papierami. Wczoraj zrobiła to. Zabiła pierwszego pierwotnego. Z półki wiszącej na lewej ścianie wyciągnęła przestronne pudełko z napisem "POLEGLI", po czym wrzuciła do niej teczkę z napisem "KOL MIKAELSON".
Klaus:
-Jak to nie żyje? - wrzasnął patrząc na siostrę siedzącą na kanapie w ich wspólnej willi w Nowym Orleanie.
-Jego cała linia wymarła, nie miałam z nim kontaktu odkąd uwolniliśmy Silasa. Nie wiem co się stało, Nik. - powiedziała, ścierając z policzków resztki z łez. - Co teraz?
-Zabiję tego, kto odważył się podnieść na niego dłoń - warknął wrzucając szklankę z burbonem do kominka. Po chwili usłyszał dziki śmiech, jeden cienki, drugi gardłowy. Przymknął oczy starając się uspokoić.
-Wujku! Ciociu! Patrzcie co tata mi zrobił ! - do pokoju wbiegł mały brzdąc, o kręconych, blond włosach. Jej włosach... Wyglądał niczym mały aniołek. W ręku trzymał samolot z papieru. Tuż za małym szedł wysoki, przystojny brunet.
-Ale fajne - powiedziała Bekka, biorąc malca na kolana. Wszyscy stali się dzięki niemu bardziej żywi. Wszyscy dziwili się, iż jest on bardziej podobny do Caroline, niż do niego, ale również wszyscy, stwierdzili, że Klaus nie nadaje się na ojca. Jego skłonności masochistyczne i sadystyczne po prostu eliminują go w tym momencie. Dlatego wyszli z założenia, że małym zaopiekują się wszyscy, jednak jego "tatą" będzie Elijah. Mężczyzna nie tylko był zrównoważony psychicznie, ale także miał kogoś kto mu pomoże. Elena. Mimo wielu burzliwych konwersacji, a w sumie wrzasków na czele z Rebeką, w końcu każdy jej nie tylko zaufał, ale też wpuścił do swojego serca. Dziewczyna długo nie mogła wybaczyć Nikowi jego postępowaniu w stosunku do Caroline, jednak w końcu dała spokój, i zajęła się swoim życiem.
-Czemu jesteście smutni? - zapytał Elijah obejmując Elenę, która właśnie weszła do przestronnego salonu.
-Henrik, może pójdziesz pobawić się ze mną na zewnątrz? - zapytała Bekka, na co mały kiwnął lekko głową powoli schodząc z jej kolan, i wybiegając z pokoju lekko kręcąc się wokół siebie z rączką wyciągniętą nad głową co chwile obracając się i patrząc czy ciocia za nim idzie..
-Kol nie żyje - powiedział Klaus, gdy mały wraz z wampirzycą zniknęli za drzwiami.
-Co? - uśmiech zszedł z twarzy Elijah, a Elena przyłożyła swoją dłoń do twarzy. - Kto?
-Nie wiem - odpowiedział. Zerknął na brata który już trzymał telefon przy uchu. Gdy tylko złapał sygnał włączył głośnik.
-Halo ? - usłyszeli kobiecy głos
-Sophie. Wytęż swój umysł. Kto zabił naszego brata? - zapytał Elijah, a odpowiedziała mu tylko cisza.
-Kol, nie żyje? - usłyszeli po dłuższej chwili..
-Nie kurwa Finn - warknął Klaus, za co wzrokiem skarcił go starszy brat.
-Nie wiem kto to mógł być.. ale.. myślę, że to mógł być cień... - usłyszeli, po czym spojrzeli na siebie..
-Co to znaczy? -zapytała Elena
-To znaczy, że mamy trudnego przeciwnika, który chce śmierci nas wszystkich...
Caroline:
Położyła się na sofie, starając się uspokoić nerwy. Kto będzie tym razem? Zwykły wampir? Czarownica? Wilkołak? A może kolejny pierwotny? Codziennie przed snem robiła rachunek sumienia. Zabiła już tysiące nadprzyrodzonych istot. W przeciągu niespełna sześciu lat, jej życie zmieniło się nie do poznania. Urodziła dziecko, jednak gdy trzymała je w rękach widziała tylko Klausa, który najzwyczajniej w świecie odszedł od niej...
-Elijah? Gdzie Klaus? - uśmiechnęła się blondynka głaszcząc się po sporym już brzuchu.
-Caroline... On już nie wróci.
-CO? - szepnęła dławiąc się powietrzem.
-Nie wróci. Powiedział że możesz zatrzymać dziecko - powiedział, a ona poczuła jak robi jej się słabo. - Caroline? Co się dzieje?
-Ja... chyba odeszły mi wody.
Oddała je.
Oddała jedyną rzecz utrzymującą jej człowieczeństwo. Oddała je.
Poczuła jak ją mdli. Minęło tak dużo czasu, jednak jedyna rzecz jaka jeszcze ją obchodziła to "jak wygląda?", "czym się interesuje?". Tuż po porodzie stała się inną osobą. Nie tylko wyłączyła człowieczeństwo, ale też zmieniło się w niej nastawienie do świata. Taką znalazła ją Allesia. Magiczna istota, która znajdowała się na czele bractwa. Bractwa, które zabija wszystkie nadprzyrodzone istoty. I tak, stała się nadprzyrodzonym łowcą. Z ofiary, na ofiarę nienawidziła się coraz bardziej. Zabijała samą siebie. Wszystko co było w niej, było w każdej osobie która umierała z jej broni. Była hipokrytką, Jednak nie przejmowała się tym. To było jej odciągnięcie od wszelkich trosk. I tak, po pewnym czasie stała się postrachem wszystkich stworzeń nadprzyrodzonych. W czasie zlecenia zmieniała się nie do poznania. Nie wyglądała jak drobna blondyneczka, zamieniała się w pewną siebie wampirzycę. Westchnęła. To wszystko było takie nierzeczywiste..
Klaus:
Leżał na łóżku. Po chwili usłyszał szczęk zamka, a w drzwiach pojawiła się mała główka otoczona złotymi loczkami.
-Wujku... - zaczął mały, jednak nie wiedział chyba jak skończyć.
-Chodź tu - powiedział Klaus, klepiąc miejsce koło siebie. Chłopiec wbiegł do łóżka przytulając się od razu do ciepłego ciała mężczyzny. - Co jest?
-Miałem sen.. - powiedział,
-O czym? - zapytał, czując że jego zdziwienie jest coraz większe.
-Śniłem... O niej.. - wskazał małym paluszkiem na pergamin z portretem pięknej blondynki.. - powiedziałem o tym mamie, ale ona... Kazała mi przyjść do Ciebie, po czym się popłakała.
Klaus westchnął. Wiedział że ten czas kiedyś nadejdzie. Mały miał gen wilkołaka, ale także coś, czego nie mogli zidentyfikować.. coś na pozór możliwości odczytywania uczuć, ale znajdowali coraz to więcej talentów jego osobowości.
-Co robiła?
-Najpierw na mnie po prostu patrzyła, była szczęśliwa.. Ale potem, była smutna. A na samym końcu już, jakby nic nie czuła. Była wtedy ubrana cała na czarno, miała cały czarny makijaż, i zakładała czarne włosy... a potem stała się taka... poważna. Miała w dłoni kołek. Taki duży, biały.. A za nią był taki... wielki.. cień?
-Na pewno? - zapytał przerażony Klaus.. właśnie odkrył nową zdolność Henrika. Odgadywanie zagadek. Mały pokiwał głową, na co hybryda zerwała sie z łóżka porywając jego małe ciało na ręce. Wszedł od razu do sypialni Elijah. Elena zmazywała wacikiem pozostałości po rozmazanym makijażu, a Elijah trzymał w dłoni książkę gładząc dłonią jej plecy.
-Co się stało? - od razu zwrócili głowy do drzwi.
-Caroline się stała..
Okej. Pozmieniało się. Totalnie. Stwierdziłam, że ciągnęło się to jak flaki z olejem, dlatego wprowadzam akcje. :)
Wiem, ze narzekacie na krótkie rozdziały, ale ja po prostu nie umiem pisać dłuższych... Nie wiem czym to jest spowodowane, i przepraszam was bardzo :(
Piszcie co sądzicie. !!!!!